Z pewnością nie tak "Biało-Czerwoni" wyobrażali sobie swój udział w XXXIII Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. Oczekiwania były ogromne, sami sportowcy przypuszczali bowiem, że do ojczyzny wrócą z co najmniej kilkunastoma medalami. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. Ostatecznie bowiem naszym reprezentantom udało się zdobyć jedynie 10 krążków, w tym zaledwie jeden złoty. Wywalczyła go Aleksandra Mirosław, która w finale wspinaczki sportowej kobiet pokonała Chinkę Deng Lijuan, uzyskując wynik 6.10 s. Tak się wita medalistów olimpijskich. Absolutne szaleństwo, tłumy na lotnisku Władysław Kozakiewicz nie wytrzymał. "Na igrzyska nie jedzie się po naukę, tylko po medale" Wobec występów reprezentantów naszego kraju podczas tegorocznej edycji imprezy czterolecia obojętnie nie przeszedł Władysław Kozakiewicz, mistrz olimpijski w skoku o tyczce z Moskwy z 1980 roku. W rozmowie z "Faktem" nie gryzł się on w język. "Chyba wszyscy jesteśmy rozczarowani tymi igrzyskami, dlatego, że możliwości było dużo więcej. To najniższy poziom, jaki może być. Czterdzieste któreś miejsce w klasyfikacji medalowej to jest bardzo daleko. Wioślarstwo, kajaki, lekkoatletyka - w tych dyscyplinach niedawno zdobywaliśmy medale. Po lekkoatletyce jesteśmy chyba najbardziej zdruzgotani. Trzy lata temu w Tokio medale się wręcz sypały. Teraz wszyscy jesteśmy rozczarowani tym, że ich nie ma. Mieliśmy dużo punktowanych miejsc, ale tych krążków zabrakło" - stwierdził. Zdaniem byłego już tyczkarza problemem jest... podejście wielu naszych reprezentantów do rywalizacji na igrzyskach olimpijskich. Twierdzi on, że spora część naszej kadry nie była jeszcze gotowa na występ na tak dużej imprezie. "Na igrzyska pojechało bardzo dużo zawodników, którzy w ogóle nie powinni tam startować. Wszystko przez reguły kwalifikacji. Kiedyś było minimum i już. A dziś liczą się jakieś punkty. I jedzie na igrzyska taka osoba i zajmuje przedostatnie miejsce. Nie wygląda to ładnie, ale ona jest zadowolona. U młodych jest bardzo często taka odpowiedź: bo pojechałam po doświadczenie. To jest bzdet, głupota całkowita. Bo na igrzyska nie jedzie się po naukę, tylko po medale" - przyznał. 70-latkowi nie podoba się również fakt, że na przygotowania do startu w tegorocznych igrzyskach Polacy wydali grube miliony. "Dlaczego zawodnicy pojedynczo z trenerem wyjeżdżają do RPA, Los Angeles, do Australii? W Spale nie mogą trenować? W warszawskim Centralnym Ośrodku Sportu nie mogą trenować? Tam nic innego nie ma, a dużo kosztuje. Iga Świątek może sobie na to pozwolić, ale ona za wszystko płaci ze swojej kieszeni, bo może. Ale jak się trenuje w kraju to są pozytywy: nie ma rozłąki z rodziną, jak jest tęskno można pojechać wieczorem do żony. Jest dużo łatwiej. A tak nie ma medali, bo zawodnicy, oczywiście nie wszyscy, są rozpuszczeni" - podsumował krótko. Czekali na Szeremetę, a wtedy wszedł on. Nagły krzyk, co za scena na lotnisku