To była Osaka być może w takiej wersji, jakiej Iga Świątek nawet nie mogła oczekiwać. Gdy polska gwiazda umacniała swoją hegemonię w światowym tenisie, stawała się coraz bardziej kompletną zawodniczką z każdym miesiącem, budując nad rywalkami coraz większą przewagę mentalną, Naomi Osaka między wrześniem 2022 a końcem grudnia 2023 roku funkcjonowała w zgoła innej rzeczywistości. Iga Świątek wysadzona ze swojej karocy. Naomi Osaka rozgrzała Paryż Tenisową rakietę odstawiła w kąt i postanowiła, mając za sobą pozycję liderki w rankingu WTA i cztery wygrane Wielkie Szlemy, że oto zrealizuje się jako przyszła mama, stawiając na macierzyństwo. Nieobecna przez mniej więcej 15 miesięcy wróciła z początkiem tego roku. Swój come-back zanotowała dokładnie 1 stycznia, witając się ze stęsknionymi fanami wyszarpanym zwycięstwem nad Niemką Tamarą Korpatsch, z tie-breakiem wygranym 11:9. Wtedy zajmowała 833. miejsce. Co można było niemal w ciemno zakładać? Na pewno to, że ta wybitna specjalistka od gry na nawierzchni twardej najszybciej właśnie na hardzie pokaże, że znów może być jedną z najlepszych tenisistek świata. Dysponująca mocnym uderzeniem i świetnym serwisem Japonka nie przez przypadek po dwa razy triumfowała w US Open i Australian Open. Wielkie granie rozpoczęła właśnie na Antypodach, ale tam zaliczyła falstart. Choć nie miała łatwego zadania, bo w pierwszej rundzie trafiła na Francuzkę Caroline Garcię. I w gruncie rzeczy ten mecz pokazał, w jej sportowym domu, że na wszystko w życiu potrzeba czasu. Każdy wiedział, że jeśli zdrowie będzie sprzyjało Osace, to progres może przyjść szybko. Do Paryża oczywiście przywiozła wielkie nazwisko, ale to nie tutaj - nie na tej nawierzchni, która nigdy nie była jej ulubioną - miała pisać tak spektakularny scenariusz. Osaka wyszła na kort bez respektu do królowej paryskiej mączki i zagrała na takim poziomie, że ręce same składały się do oklasków. Publiczność na korcie Philippe'a Chatriera, która wypełniła 15-tysięczny obiekt mniej więcej w połowie, miarowo rozgrzewała się od emocji. Już w pierwszym secie 26-latka była bliska, aby ustawić się w fantastycznym położeniu. Japonka rozkochała w sobie publikę na meczu z Igą Świątek W tie-breaku, tej wielkiej wojnie nerwów, to jednak Iga Świątek wyglądała tak, jakby wcześniej z premedytacją chciała mocniej zacisnąć sobie pętlę na szyi, a potem zademonstrować najlepszą wersję siebie samej. Punkt po punkcie, zdobywany przez Igę, wprawiał w ekstazę jej sympatyków. Wynik 1:7, w pewien sposób nokautujący, nie "zniszczył" psychicznie Osaki. I w drugą partię weszła tak, że mogła się poczuć, jakby grała przed coraz bardziej swoją publicznością. W drugiej partii Iga przegrywała podanie za podaniem, przy mocnym serwisie Osaki właściwie nie istniała (zdobyła tylko jeden punkt przez cały set), a każda kolejna udana akcja to była burza braw. Oklaski coraz bardziej przybierały na sile, a gdy Osaka wygrała 6:1, ludzie dosłownie wstali i euforycznie jej gratulowali. A gdy zaczęli głośno skandować: "Naomi, Naomi, Naomi", miało się wrażenie, że znaleźliśmy się w japońskim kotle. Odczuwalna temperatura spadła, dach dudnił od ulewnego deszczu, ale Japonka wyglądała jak uskrzydlona, którą już nic nie jest w stanie zatrzymać. - Zimno i nerwowo - krzyknął ktoś z trybun, przewidując, że na tym nie koniec. Wydarzenia z trzeciej partii to opowieść na osobną historię. Nie historyjkę, tylko opasłe opowiadanie, ale prawdopodobnie zabrakłoby znajomości synonimów, aby ten stan, który opanował trybuny kortu, oddać nieoczywistymi słowami. Gdy Iga zaczęła wracać z beznadziejnego stanu, przegrywając już 2:5, sympatie wśród kibiców znów zaczęły się zmieniać i to Iga, tak jak na korcie, znów na powrót była coraz bardziej kochana i doceniana za żelazną psychikę. Po ostatniej piłce poziom decybeli z pewnością przekroczył skalę, obie genialne tenisistki utonęły w serdecznym uścisku, a publiczność oddała im szacunek na stojącą długą porcją braw. Iga jak mistrzyni zachowała się także przed mikrofonem z wysokości kortu, a nas duma rozpierała, bo mamy nie tylko wspaniałą sportsmenkę, ale także kobietę pełną klasy i taktu, nawet gdy w takiej chwili, jako ambasadorka dobrych manier, zwraca się z apelem do publiczności, prosząc o doping, który nie zakłóca wymian. - Kocham was i zawsze uwielbiam tu grać, więc kontynuujmy to - poprosiła Iga Świątek. Ktoś odrzuci taką miłość? Artur Gac, Paryż