"Co dla ciebie znaczy pokonać zawodniczkę numer 1 i rywalkę najwyżej rozstawioną?" - to pytanie wcale nie padło zaraz na początku konferencji prasowej z Julią Putincewą, ale moim zdaniem śmiało może być wstępem do zrelacjonowania tego, jak na pokonanie Igi Świątek zareagowała 29-letnia reprezentantka Kazachstanu, rodem z Moskwy. Julia Putincewa: To nie ona wypuściła z rąk ten mecz, to ja go wygrałam - Jest dobrze, a nawet wspaniale - roześmiała się filigranowa sportsmenka, a następnie kontynuowała odpowiedź na tak postawione zagadnienie. - To wiele dla mnie znaczy. Szczerze uważam, że na to zasługuję, ponieważ przez cały rok grałam dobrze. Miałam pecha w niektórych meczach, które przegrałam bardzo, bardzo "ciasno". Ale w tym meczu byłam naprawdę skupiona i powiedziałam: "no dobra, tym razem to wezmę". Jestem z siebie bardzo dumna, że weszłam na kort i to zrobiłam - powiedziała z pewnością w głosie. Właśnie tę wielką wiarę we własne możliwości wniosła na kort, a za tym poszła świetna dyspozycja, która przełożyła się na "odjazd" od drugiego seta. Z minimalną liczbą popełnionych błędów. Jak wytłumaczyć tę spektakularną metamorfozę? Otóż przed rokiem Putincewa rozegrała na trawie ogółem dwa mecze i oba przegrała, a w tym sezonie wyrasta na specjalistkę od gry na tej nawierzchni. Za nią imponująca seria ośmiu kolejnych zwycięstw, przy ani jednej porażce. "Co się zmieniło?" - zapytał dziennikarz. - W pewnym momencie grałam bez strachu. Muszę wierzyć w siebie w 100 procentach, nie mam nic do stracenia, po prostu trzeba robić swoje. Mój trener powiedział mi również, że bez względu na to, jakie uderzenie wykonuję, mam wierzyć w siebie i po prostu iść za tym. To wtedy nastąpił punkt zwrotny, zaczęłam grać naprawdę dobrze. Dziś jestem wyjątkowo szczęśliwa, ponieważ to nie było tak, że ona wypuściła z rąk ten mecz, to ja go wygrałam - analizowała Putincewa. Julia Putincewa o relacjach z Igą Świątek. "Nie wejdę w tę bańkę" Passa ośmiu kolejnych zwycięstw, w tym już trzech na Wimbledonie, zaczęła się w Birmingham. Tam pięć wygranych pozwoliło pogromczyni Świątek zwyciężyć w całym turnieju, co mocno ją zbudowało przed bodaj najbardziej prestiżowym Wielkim Szlemem. - Szczerze mówiąc, tytuł w Birmingham dał mi dużo pewności siebie. Uwierzyłam, że potrafię grać i że mogę być dobra na trawie, a wcześniej moje statystyki tutaj nie były zbyt udane. W zeszłym roku nie wygrałam na tej nawierzchni żadnego meczu. Wchodząc na turniej taki, jak Wimbledon, kiedy masz za sobą pięć kolejnych zwycięstw na trawie, czujesz się nieźle, a samą nawierzchnię "czujesz" o wiele, wiele lepiej - kontynuowała Putincewa. Zapytałem Putincewą, jaki jest jej osobisty stosunek do Igi Świątek. Gdy dopytała, co mam na myśli, doprecyzowałem, że chodzi mi o relacje. - Nie, nie znam jej. Ona zawsze, przynajmniej z tego co widzę, lubi znajdować się w strefie ze swoim zespołem. Nie rozmawia z nikim za dużo. Więc chcę powiedzieć, że ja nie wejdę w tę bańkę - wymownie uśmiechnęła się 35. tenisistka świata. Artur Gac, Wimbledon