Jasmine Paolini na konferencji prasowej nie posiadała się ze szczęścia. Ale ujmujące było to, że wydawała się być szalenie szczerą osobą po tym, jak odprawiła z kwitkiem Mirrę Andriejewą. Wynikało to z odpowiedzi, których udzielała, bo słychać było, że nie wygłasza przygotowanych regułek "na wypadek" takiego scenariusza. Jasmine Paolini: Z Igą Świątek mamy kontakt i życzymy sobie powodzenia Miało się wrażenie, że na żywo, tu i teraz, dopiero oswaja się z tym, co się stało, dlatego zapytana, czy pamięta swoje pierwsze marzenia, gdy zaczęła się parać tenisem, płynnie przeszła do tego, co wydarzyło się w czwartek na korcie Philippe'a Chatriera. - Kiedy zaczęłam grać w tenisa, po prostu sprawiało mi to przyjemność. I nie marzyłam za wiele. Po prostu lubiłam grać w tenisa. Potem zaczęłam trenować jak zawodowa tenisistka. I marzyłam o zostaniu profesjonalistką, ale nigdy o byciu numerem jeden Wielkiego Szlema. Nigdy nie marzyłam o czymś tak wielkim. Nigdy. Chyba nawet nigdy nie marzyłam, by znaleźć się w pierwszej dziesiątce, choć miałam taką nadzieję. Myślę, że dopiero wraz z kolejnymi szczeblami zaczęłam marzyć o bliższych celach, ale nie wybiegałam myślami zbyt daleko - dzieliła się głębszymi myślami finalistka French Open. Następnie pokłoniła się swojemu trenerowi Renzo Furlanowi, zapytana o to, jak wiele dla niej zrobił choćby podczas tego turnieju, a także o Sarze Errani i jej wsparciu. Dziennikarz zaznaczył, że to nowe pole aktywności dla Renzo, ale oczywiście nie dla Sary. - Dużo rozmawialiśmy na początku turnieju, ponieważ byłam trochę zdenerwowana na treningach. Nie wszystko szło mi najlepiej, więc było trochę napięcia. Dlatego dużo rozmawiałam z Renzo, aby spróbować lepiej zrozumieć siebie i swoje odczucia. Potem był mecz za meczem, szło coraz lepiej i oto jesteśmy tutaj - roześmiała się 28-letnia Paolini, mająca polskie korzenie ze strony mamy. A następnie jeszcze oddała szacunek Errani. - Oczywiście Sara bardzo mi pomaga, podobnie jak gra z nią w deblu. Mogę zapytać ją o kilka rad i myślę, że to naprawdę mądra osoba, którą warto mieć blisko. Jest to oczywiście więc coś pozytywnego zarówno dla mnie, jak i całego mojego zespołu - podkreśliła, w wirtualnym rankingu, już 7. tenisistka świata. To nie koniec emocji wokół meczu Świątek - Gauff. Amerykanka kontratakuje, grzmi o absurdzie Zanim na tapet trafił sobotni finał z Igą Świątek, znów w centralnym punkcie znalazła się kwestia znajomości języka polskiego przez Paolini. Jeden z zagranicznych dziennikarzy przypomniał, że otrzymała gratulacje od Igi, gdy na początku tego roku wygrała turniej w Dubaju. "Zastanawiam się tylko, jak wyglądają twoje relacje z Igą" - padło pytanie. Jeden z polskich dziennikarzy w tej części także zapytał o Igę, ale w tym kontekście, jak Jasmine czuje się przed meczem z numerem 1 na świecie. Dociekał także, czy może na powitanie zamierza rozpocząć interakcję polskim: "cześć", odparła. Artur Gac, Paryż