Collins to finalistka Australian Open z zeszłego roku, trzynaście miesięcy temu była siódmą zawodniczką w rankingu WTA. Szuka dawnej dyspozycji, a w Montrealu pokazała, że jest w stanie udanie walczyć z najlepszymi. W efektownym stylu pokonała m.in. Elinę Switolinę czy Marię Sakkari, a przecież wcześniej musiała przejść jeszcze kwalifikacje. Zatrzymała ją dopiero w ćwierćfinale Iga Świątek, choć Polka miała olbrzymie problemy w drugim secie, dość wyraźnie przegranym. W Cincinnati dojdzie do rewanżu, ale na wcześniejszym etapie. Szybka wygrana Danielle Collins z Anastazją Pawliuczenkową. Stawką było... starcie z Igą Świątek Już po losowaniu drabinki było jasne, że taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny. Collins trafiła w pierwszej rundzie na Rosjankę Anastazję Pawliuczenkową, a patrząc na jej dyspozycję z zeszłego tygodnia, była zdecydowaną faworytką. I to spotkanie nie miało większej historii - Amerykanka dominowała od pierwszego gema do ostatniego. Po czterech prowadziła już 4:0, dwukrotnie przełamała doświadczoną rywalkę. Wtedy zaliczyła chwilę słabości, to Pawliuczenkowa wygrała trzy kolejne gemy i serwowała na 4:4. Rywalizacja odbywała się na przewagi, ostatni punkt zdobyła jednak Collins. A za chwilę zakończyła seta, wygrała go 6:3. Później emocji było już znacznie mniej. W drugiej partii Pawliuczenkowa była w stanie wygrać ledwie jednego gema, na 1:2. Collins świetnie serwowała, to był klucz do jej sukcesu. Po zaledwie 80 minutach cieszyła się z awansu i mogła szykować do kolejnego starcia z Polką. Polka potrafiła w przeszłości rozgromić Collins. Jak również przegrać prestiżowy półfinał Historia potyczek Linette - Collins ma bowiem już kilka rozdziałów i nie ogranicza się wyłącznie do starcia w Montrealu. Po raz pierwszy zagrały ze sobą na początku 2021 roku w Adelajdzie. W "pandemicznym" turnieju Polka wygrała pierwszego seta 6:2, w drugim prowadziła 3:0, gdy Collins zrezygnowała z gry. Amerykanka "odwdzięczyła" się raszyniance w styczniu zeszłego roku w Melbourne - i to w półfinale Australian Open. To jedna z bardziej bolesnych porażek dla Świątek w karierze, bo stawką było miejsce w finale wielkoszlemowego turnieju i potyczka z Ashleigh Barty. Tymczasem Collins w zaledwie 78 minut wygrała 6:4, 6:1. Polka "odwdzięczyła" się jej na początku tego roku w Dausze, rozbiła Amerykankę w 53 minuty 6:0, 6:1. - Grałam z Igą chyba dwa razy. Za pierwszym razem poszło lepiej niż za drugim, więc trzymam kciuki, abym przywiozła formę z pierwszego meczu i dała dobre show. To był wspaniały tydzień i rozegrałam wiele meczów. Mam nadzieję, że utrzymam poziom... - mówiła Collins przed potyczką w Montrealu. Wygrać nie dała rady, ale zdołała zagrozić liderce rankingu. Jak będzie w Cincinnati?