Na taką chwilę czekaliśmy tutaj od początku turnieju i od pierwszego meczu obrończyni tytułu, Igi Świątek, będącej dotąd znów niedoścignioną na mączce dla wszystkich rywalek. Najlepsza tenisistka świata, mająca tutaj status gladiatorki, bazująca na swoich wprost unikalnych umiejętnościach gry na tej niełatwej nawierzchni, zaczęła tegoroczny French Open na korcie centralnym i na żadnym szczeblu turniejowej rywalizacji z niego nie zeszła. Apel Igi Świątek i gorący doping polskich kibiców. Perspektywa sportowca i fana Miejsce gwiazdy jest na największej arenie, ale bolało, gdy w poprzednich spotkaniach trybuny momentami wręcz świeciły pustkami. O powodach takiego stanu rzeczy, całkiem złożonych, pisałem już w trakcie ćwierćfinałowego meczu z Marketą Vondrousovą, gdy przybił mnie widok - zwłaszcza w początkowej fazie spotkania - "pustyni" na widowni przeszło 15 tysięcznego kortu Philippe'a Chatriera. Dlatego tak miłe dla oka i doznań było to, co miało miejsce w półfinale Coco Gauff. Od pierwszych sekund meczu obiekt bardzo mocno zapewnił się widzami, a z biegiem gemów wypełnił się może nie w stu procentach, ale wolnych miejsc było już zdecydowanie niewiele. Obie tenisistki miały po swojej stronie pokaźną część trybun, ale doping polskich kibiców także był zauważalny (ze względu na rekwizyty) i mocno słyszalny. Tylko raz doszło do sytuacji, która wiązała się z głośnym zwróceniem uwagi ze strony Igi Świątek i komunikatem, przekazanym przez panią sędzię tego spotkania. Sytuacja była o tyle zaskakująca, że początkowo wydawało się, że Igę Świątek skonfundowało coś innego. Otóż - przy stanie 5:3 i piłce meczowej dla naszej gwiazdy, gdy Świątek już przygotowywała się do skutecznego returnu, z trybun ktoś wrzasnął: "Sława Ukrajini, Herojam sława". Gdy Iga coś odpowiedziała, w sekundzie byłem pewny, że chodziło o tę odezwę. Ale od razu głos zabrała arbiter spotkania i po jej prośbie stało się jasne, iż Polkę rozprasza jedna z falujących flag na przeciwległej trybunie. Później do całej tej sytuacji, podczas pomeczowej konferencji prasowej, odniosła się sama zainteresowana. - Po prostu pan podnosił i opuszczał flagę, przez co ciężko było jej nie zauważyć. To wszystko działo się się w miejscu, gdzie Coco wyrzucała mi piłkę, więc po prostu chciałam zapobiec, gdyby miało mnie to faktycznie rozproszyć w późniejszym momencie. Wydaje mi się, że po prostu chciał mi pokazać tę flagę, bo była już taka faza meczu, że chciał okazać swoje wsparcie, dlatego myślę, że wokół tego nie ma większej historii - powiedziała Iga Świątek. Zaraz po spotkaniu poprosiłem naszych kibiców o rozmowę, aby podzielili się emocjami i opowiedzieli, z jakimi doznaniami wiąże się obecność na trybunach tak pięknego kortu. A także odnieśli się do prośby naszej tenisistki i wcześniejszego apelu o przestrzeganie najlepszych zwyczajów dopingowania, który z wysokości kortu wygłosiła zaraz po najcięższym na tym turnieju starciu z Naomi Osaką. Gosia z Gniezna: Czuć ogromną radość, gdy widzi się Igę w takiej formie. Warte każdych pieniędzy Kasia, Gosia i Jacek, czyli w kolejności córka, mama i tata przyjechali do Paryża z Gniezna konkretnie na creme de la creme French Open. Gosia: To nasz pierwszy mecz, a zaplanowaliśmy półfinał i finał. Jacek: Nieśmiało zakładaliśmy, że Iga będzie w finale i się udało - roześmiał się, dodając jako dumny rodzic, że największą fanką Igi jest Kasia, hobbystycznie także grająca w tenisa. - I to bardzo dobrze - zaznaczył. - Tak, gram amatorsko - potwierdziła córka i opowiedziała, jakim wyzwaniem było znalezienie się w gronie szczęśliwców, którzy mogli nabyć bilety. - Sprzedaż miała miejsce w marcu. Bardzo ciężko było zdobyć te bilety, kolejka internetowa wiązała się z około pięcioma godzinami oczekiwania, ale było warto. Trzeba było uzbroić się w cierpliwość, ale byliśmy na to przygotowani i pełni motywacji. Absolutnie ten czas oczekiwania nie był dla nas żadną przeszkodą. Jacek: Dotąd byliśmy na jednym turnieju, w Warszawie na WTA 500. A teraz jest to nasz pierwszy raz na French Open. Gosia: Emocje są wspaniałe, wprost niesamowite, tak bardzo człowiek to wszystko przeżywa. Czuć ogromną radość, gdy widzi się Igę w takiej formie. Kasia: Niesamowita atmosfera, wsparcie innych, radość z tenisa, radość z gry. Jest to totalnie coś innego niż oglądanie dużego sportu w telewizji. Jacek: Absolutnie nie da się tego porównać. Gosia: A także istnieje możliwość spotkania takich ludzi, jak pan - i tutaj moja rozmówczyni wskazała na innego Polaka, który przysłuchiwał się naszej rozmowy. Uśmiechając się cierpliwie czekał na swoją kolei, a w trakcie meczu należał do grona tych najbardziej ekspresyjnych. Kasia: Podobno mignęliśmy w transmisji telewizyjnej, przysłano nam taką informację. Wówczas podjąłem z państwem wspomniany już wątek z końcówki drugiego seta, gdy Iga poprosiła o zwrócenie uwagi na rozpraszającą ją jedną z falujących flag. Oczywiście nie wiadomo, którą flagę i jaką osobę Świątek konkretnie miała na myśli, ale faktem jest, że wszyscy siedzieliśmy naprzeciwko niej w tym gemie. "Powinien obowiązywać szacunek do ich pracy. Ich ciężkiej pracy" Jacek: No więc ja wtedy swoją flagę schowałem, więc sorry, może tak niechcący wyszło. Dopytałem wówczas, jak zapatrują się na apele naszej gwiazdy, która grzecznie poprosiła, by w momentach, gdy trwa akcja, nie rozpraszać graczy wznoszeniem okrzyków. Jednakowoż pamiętając, że na meczach mężczyzn, które częściej wypełniają cały stadiony, jest to mimo wszystko dość częsty obrazek. Gosia: Ja uważam, że zawodniczki są tak skupione, że właściwie nie powinno im się w tym momencie przeszkadzać. To jest uszanowanie ich emocji i właśnie potrzeby skupienia na tym, co robią. Oczywiście fajnie, jak między piłkami są emocje, ale w chwilach, gdy zawodniczki szykują się już do serwisu, powinna zapadać cisza. Taki jest tenis. Taki zawsze był tenis. Jacek: Zdarza się, że nieraz kibic nie wytrzymuje i w jakimś momencie musi się wyładować, więc możliwe, że wówczas jakimś okrzykiem trochę przesadzi. Kasia: Powinien obowiązywać szacunek do ich pracy. Ich ciężkiej pracy. Gosia: W tych chwilach potrzebują skupienia. I to, jako kibice, powinniśmy im dać, zwłaszcza jeśli w dodatku o to proszą. Na koniec zapytałem moim serdecznych rozmówców o kwestie finansowe. Mówiąc wprost, jak kosztowne jest z punktu widzenia trzyosobowej rodziny takie przedsięwzięcie. Jacek: Nasza córka, młoda pani doktor, tym się zajmowała, a myśmy raczej finansowali. Gosia: Jest to spory koszt. Jacek: Tak, spory koszt, ale do opanowania. Gosia: Te emocje, jakie tutaj się przeżywa, wynagradzają wszystko. I są warte każdych pieniędzy. Najgłośniejszy polski kibic w półfinale? Pan Bogusław przyleciał z "misją specjalną" Z trójką państwa z Gniezna podaliśmy sobie dłonie i odeszli, a wtedy przystąpiłem do rozmowy z panem Bogusławem z Warszawy. To pana pierwsza obecność na wielkoszlemowym turnieju? - Nie jestem stałym kibicem tenisa, ale na wielkoszlemowych turniejach już bywałem. Ja tutaj głównie firmuję swoich wnuków, którzy mieszkają w Toronto, czyli Frania i Henia. Chciałem powiedzieć, że 10-letni Franio jest osobą niepełnosprawną i - co bardzo chciałbym podkreślić - robię to także dla niego. Z kolei 5-letni Henio zaczął grać w tenisa. Przyjechałem tutaj do syna, który skończył studia w Kanadzie, a w tej chwili studiuje właśnie w Paryżu na bardzo prestiżowej uczelni INSEAD. I właściwie przyjechałem tutaj trochę służbowo, a trochę w odwiedziny do niego. Byliśmy z synem dwa dni temu i myślę, że wtedy kibicowanie bardziej nam wychodziło. Właśnie robię wielkie oczy, bo moim zdaniem wcale tak źle nie było. To właśnie za pana sprawą z trybuny niósł się następujący repertuar: "biało-czerwone, to barwy niezwyciężone", "Iga, jesteś najlepsza", "ale już w sobotę, ale już w sobotę, Iga skończy tę robotę", "jeszcze piłek parę, jeszcze piłek parę, Iga będzie już w finale", czy okrzyki w języku francuskim. O częstotliwości podnoszenia się z krzesełka i fetowania z flagą w dłoniach już nie wspominając. - To znaczy jest to nasz wspólny repertuar, mój i syna. Syn kibicuje też piłkarsko, więc mamy trochę tych piłkarskich przyśpiewek. Powiem szczerze, że niekoniecznie wiem, czy to do końca pasuje do stadionu tenisowego, ale jeśli to jest śpiewane kulturalnie, bez inwektyw i w określonym momencie, to chyba nie ma w tym nic zdrożnego. Oczywiście jestem przeciwny przeszkadzaniu zawodnikom i uważam, że gdyby takie zachowania miały miejsce w czasie gry, byłyby oczywiście nieodpowiednie. - Niemniej świat się zmienia, ludzie chcą pokazywać swoje emocje. Przyjeżdżamy tutaj specjalnie dla emocji. Dla mnie dochodzi jeszcze ten szczytny cel, bo chcę zachęcić 5-letniego wnuka do gry w tenisa, którą już podjął. Teraz przed panem misja pod tytułem "finał"? - W piątek byłem ostatni raz, niestety obowiązki służbowe wzywają. Powiem panu jeszcze, że na tym turnieju, poza Igą, zachwyciła mnie 17-letnia Mirra Andriejewa. Uważam, że jest to dziewczyna, która ma fantastyczny instynkt i jest to przyszła, wielka przeciwniczka dla Świątek. Powrót Naomi Osaki także pokazał, że przyszłe turnieje będą kręciły się również wokół Japonki. Dużo kosztowała pana ta paryska przyjemność? - Bilety załatwiał syn, logistykę tutaj na miejsce także mi zapewnia. Po mojej stronie są tylko przeloty z i do Polski. Artur Gac, Paryż