Iga Świątek rozpoczęła zmagania w turnieju w Dausze od drugiej rundy - w pierwszej miała bowiem wolny los. Jej rywalką była Amerykanka Danielle Collins, która - jak się zdawało - jest w stanie sprawić Polce na korcie sporo problemów, a jeśli przegra, to nie bez zaciętej walki. Stało się jednak inaczej. Liderka rankingu WTA bezwzględnie rozbiła rywalkę ze Stanów Zjednoczonych. W pierwszym secie polska tenisistka oddała rywalce tylko cztery punkty, wygrywając 6:0. W drugiej Danielle Collins zdołała wyszarpać jej tylko jednego gema. W ten sposób szybko i bezproblemowo Iga Świątek zameldowała się w trzeciej rundzie, gdzie czekała już na nią Szwajcarka Belinda Bencic. "Ciężko stwierdzić, czego będzie można się spodziewać. Belinda jest świetną zawodniczką. Mierzyłyśmy się w United Cup i był to bardzo ciężki mecz. Wiem, że będzie intensywnie. To duże wyznanie. Postaram się użyć swojego doświadczenia. Będzie też zabawnie. Belinda gra szybko, więc cały czas musisz stać w gotowości na palcach. Ale nie mogę się tego doczekać" - powiedziała Iga Świątek tuż po wygranym boju z Amerykanką. Polka mogła już zacząć szykować się do starcia ze Szwajcarką, lecz ta... nagle postanowiła wycofać się z turnieju w Dausze. Oznacza to, że Iga Świątek z automatu awansowała do półfinału, w którym jej rywalką będzie Coco Gauff lub Weronika Kudiermietowa. Zobacz także: Tenis - Turniej WTA w Dausze. Koszmar Rosjanki trwa! Wielka sensacja, a teraz to. Bolesny cios dla gwiazdy tenisa Iga Świątek kontra Belinda Bencic. Słynne "przestań" Polki wywołało spore poruszenie Belinda Bencic jest obecnie dziewiątką tenisistką rankingu WTA. Szwajcarka dotychczas trzykrotnie mierzyła się z Igą Świątek. Obie zawodniczki spotkały się po raz pierwszy na początku 2021 roku w finale turnieju w Adelajdzie. Choć wówczas to Belinda Bencic była wyżej rozstawiona, Iga Świątek zwyciężyła w świetnym stylu 6:2, 6:2. Szwajcarka wcale nie musiała długo czekać na okazję do rewanżu. W tym samym roku spotkała się z Igą Świątek podczas US Open, a do Stanów Zjednoczonych przyjechała już jako mistrzyni olimpijska. Wywalczony w Tokio tytuł wyraźnie ją uskrzydlił, bowiem zdołała wówczas ograć Polkę 7:6 (12), 6:3, dzięki czemu awansowała do ćwierćfinału wielkoszlemowych zmagań. Tamto spotkanie mogło jednak potoczyć się zupełnie inaczej. W pierwszym secie Iga Świątek miała cztery piłki setowe, lecz nie zdołała wykorzystać żadnej z nich. W drugim secie jej irytacja wciąż narastała, gdy nie potrafiła zdominować rywalki. W końcu dała jej upust. "Przestań" - krzyknęła w pewnym momencie Polka w stronę swojego sztabu szkoleniowego. A wszyscy zaczęli się zastanawiać, dlaczego to zrobiła i co dokładnie miał oznaczać ten gest. Iga Świątek nie trzymała jednak nikogo zbyt długo w niepewności i tuż po meczu wytłumaczyła się ze swojego zachowania. "Chciałam przestać szukać pomocy z boksu trenerskiego i skoncentrować się na tym, co faktycznie dzieje się na korcie. Wiem, że gram solidniej, gdy nie patrzę w tamtą stronę i wysyłam wyłącznie pozytywną energię. Wiem, że przydarzyły się okrzyki w tym meczu. "Przestań" było pochopną odpowiedzią na to, że mój team mnie motywował. Oczekiwałam, że zamiast samej motywacji dadzą mi sposób na rozwiązanie problemów. Ale na tym turnieju nie ma coachingu, więc wpadłam w taki trochę głupi schemat, w którym tego oczekiwałam, a nie mogłam dostać. Było to więc trochę do nich, trochę do siebie" - opowiadała wówczas obecna liderka rankingu WTA.