Tomasz Chabiniak, Interia: Wciąż nie wiemy, kto będzie nowym trenerem Igi Świątek. Na giełdzie nazwisk pojawiają się takie postacie jak Wim Fissette, Sascha Bajin, Raemon Sluiter, Iain Hughes czy Dieter Kindlmann. Kto może zostać następcą Tomasza Wiktorowskiego? Tomasz Wolfke: - To są czyste spekulacje. Rozumiem, że kibice się zastanawiają, ale to może być postać oczywista, spośród pięciu-dziesięciu nazwisk, które się na tej giełdzie przewijają, ale równie dobrze może to być ktoś zaskakujący. Nie mamy pojęcia, z kim się toczą rozmowy. Świątek jest tego typu zawodniczką, że może odczepić każdy wagon. Można zrobić taką zabawę intelektualną, sprawdzić biogramy pierwszych dwudziestu tenisistek rankingu, no i poza może tym Dubrowem (Anton Dubrow, trener Aryny Sabalenki - red.) to szkoleniowca każdego z nich pewnie mogłaby przeciągnąć na swoją stronę, gdyby chciała. Jaki profil powinien mieć nowy szkoleniowiec? Kogo poleciłby pan sztabowi, gdyby miał taką możliwość? - Wolałbym, żeby trener oprócz roli wychodzącego z nią na kort i majstrującego przy jej technice był kimś w rodzaju mentora. W tej roli najbardziej widziałbym Martinę Navratilovą albo Justine Henin. Chciałbym, by ktoś ją przekonał do bardziej ofensywnego tenisa, do tego, że po uderzeniu warto zrobić krok do przodu. Gdyby na przykład grała debla, to on w sposób automatyczny wymusiłby pewne przyzwyczajenia, pewne nawyki. Jego esencją, i to powie każdy rasowy gracz, jest to, że po uderzeniu się robi krok do przodu, stara się jak najszybciej kończyć wymiany, zdominować przeciwnika na siatce, wyrównać linię ze swoim partnerem. Ten rodzaj gry jest niezwykle dynamiczny, polega na bardzo króciutkich zrywach. Na czym teraz oparta jest gra naszej rodaczki? - Na bieganiu, ustawianiu się do piłki oraz bardzo intensywnej pracy - nie chcę powiedzieć, że stricte defensywnej, bo bym przesadził. Stosując nomenklaturę piłkarską, ona nie jest obrońcą, ale też nie napastnikiem. To taki solidny defensywny pomocnik. Kariera Igi jest w tym momencie w zasadzie w tym miejscu, w którym w jej wieku był Rafael Nadal. Oboje mając 23 lata mieli już na koncie cztery tytuły Rolanda Garrosa. Nadal wtedy miał już zwycięstwa w Wimbledonie i Australian Open, czego brakuje teraz Świątek. Z drugiej strony 23-letni Hiszpan wciąż czekał na trofeum US Open, a nasza rodaczka triumfowała już w Nowym Jorku. - Jest więc nieco spóźniona za Rafą, ale jeśli pójdzie jego tropem, to będzie tylko lepiej. Udowodniła, że już umie grać na kortach twardych, wygrała to US Open 2022, ma na koncie także Indian Wells, Miami czy Pekin. Z trawą będzie najtrudniej, może jej zająć to sporo czasu, Wimbledon może się okazać niełatwym celem. Nadal przez pierwsze pięć lat kariery był uznawany za znakomitego tenisistę na mączce, ale na pozostałych nawierzchniach wyżej stawiano notowania Rogera Federera, Novaka Djokovicia czy Andy’ego Roddicka. Jeśli Świątek przejdzie jego ścieżką, to jak najbardziej realny może okazać się scenariusz z wygranymi w Melbourne, Londynie, skompletowaniu najpierw karierowego, a następnie może nawet klasycznego Wielkiego Szlema (wygraniu czterech tego typu turniejów w jednym roku - red.). Póki co jest też siódma w historii pod względem długości liderowania w rankingu WTA. To już znaczy bardzo wiele. - Jest znakomitą tenisistką. Będzie ten wynik poprawiała, bo nawet jeśli teraz straci numer jeden, to będzie się mijać z Sabalenką, dopóki nie pojawi się ktoś trzeci czy czwarty, a na razie Jelena Rybakina i Coco Gauff spuściły z tonu. To jest jednak wciąż tylko statystyka, nie sądzę, żeby Świątek specjalnie zależało, żeby być przez 300 czy 500 tygodni liderką zestawienia. Myślę, że dużo bardziej jej zależy na triumfie w Wimbledonie i karierowym Szlemie. To jest dla niej jeszcze jeden z naturalnych kroków oprócz złotego medalu olimpijskiego, z czym może być ciężko. O to już trzeba byłoby zapytać samą zainteresowaną. - Moim zdaniem dramatem dziennikarzy tenisowych jest to, że nie możemy z nią porozmawiać. Można to zrobić tylko w czasie turniejów przez 10, 20 minut, czasem pół godziny, ale ona zawsze ma prawo powiedzieć, że będzie odpowiadała tylko na pytania dotyczące meczu i turnieju. Dla mnie to jest dziwne, jestem dziennikarzem starej daty, zawsze jeździłem na imprezy, rozmawiałem z zawodnikami, trenerami, sędziami, lekarzami... Nie było z tym żadnego problemu. To, że gdzieś od pewnie 10 lat sportowcy się porozumiewają z fanami za pomocą mediów społecznościowych, to jest trochę słabe. Tak naprawdę przekazują tam tylko to, co chcą. Nikt nigdy nawet nie zapytał Igi o jej życie osobiste. Miałem z nią parę razy taki kilkuminutowy kontakt. Jest pozytywną, inteligentną, mądrą dziewczyną, fakt zdania matury z matematyki na 100 procent też o czymś świadczy (taki wynik na poziomie podstawowym, a 66 proc. na rozszerzonym - red.). Jest empatyczna, troszczy się o innych, nie epatuje pieniędzmi, wszystko jest z nią w porządku. Ale tak naprawdę jaka ona jest, to wie może Daria Abramowicz, trochę ojciec, trochę Tomasz Wiktorowski, trochę Maciej Ryszczuk na pewno. Może znajdzie się dziesięć takich osób na świecie. - Pamiętam, jak kiedyś Lech Sidor mówił, że zdarzało jej się kląć na korcie. Nie wiemy, czy to ją charakteryzuje. Bywały takie sceny w jej życiu, że jak jej coś nie wychodziło na treningu, to potrafiła się popłakać i trenerzy zdawali sobie z tego sprawę. Jej reakcje emocjonalne gdzieś tam były. Czy się skończyły? Czy ktoś kiedykolwiek zapytał Darię Abramowicz, co ona zrobiła, że przez 2,5 roku Iga była na to odporna? Ona zawsze odpowie, że to tajemnica zawodowa. Coś ewidentnie zrobiła. że ta dziewczyna, która potrafiła się popłakać przed meczbolem w Guadalajarze przeciwko Marii Sakkari, nagle zrobiła się jak z żelaza i ustanowiła serię 37 zwycięstw, a na początku 2023 roku wygrała turniej WTA 500 w Dausze, oddając rywalkom tylko 5 gemów. Stała się maszyną do wygrywania pod względem technicznym, taktycznym, ale także emocjonalnym. Od wybuchu z Sakkari do wybuchu po porażce na igrzyskach z Qinwen Zheng minęło ponad 30 miesięcy. Pod instagramowym postem Świątek o zakończeniu współpracy z Tomaszem Wiktorowskim jednym z najbardziej “lajkowanych" komentarzy był taki: "A co z Darią Abramowicz?". - Nikt nie ma zielonego pojęcia, jaka jest jej rola przy Idze, jak głęboka jest ich więź, jakie metody stosuje, by Świątek wygrywała i się nie rozsypywała psychicznie, jak ona ją wzmacnia... Błądzimy jak dzieci we mgle. Wrócę do spekulacji wokół nazwiska nowego trenera - są bez sensu, bo tak naprawdę mam wrażenie, że zarówno Iga, jak i jej sztab nie interesuje to, że my się tym interesujemy. Nie przychodzi im do głowy, by to rozgrywać medialnie, rzucić jakiś przeciek kontrolowany, że chociażby spotkała się z Rafaelem Nadalem w Hiszpanii, sugerując że może będzie korzystała z usług któregoś szkoleniowca z jego akademii. Joanna Sakowicz-Kostecka oceniała, że do prowadzenia Igi nadawałaby się Anabel Medina Garrigues, która właśnie tam pracuje. To brzmiało sensownie. W czerwcu 2023 roku Świątek była gościem specjalnym zakończenia roku w tej akademii. - Ja na jej miejscu także wolałbym trenować na ciepłej Majorce niż w zimnym Raszynie, to się wydaje oczywiste. Hubert Hurkacz woli trenować w Monte Carlo czy na Florydzie niż we Wrocławiu. O nim jednak też nic nie wiemy, oprócz tego, że mieszka w Monako. Jeśli dochodzi z nim do dłuższej rozmowy, to jest to w czasie dnia medialnego, sponsorskiego, a pytania dalej są gładkie. Już więcej wiemy o Magdzie Fręch i Magdzie Linette. Linette jest aktywna na Twitterze, żartuje, ironizuje, dochodzi do interakcji z fanami. - Znam je obie od lat, gdy były w trzeciej-czwartej setce rankingu. One wtedy były zdziwione, że ktokolwiek chce z nimi rozmawiać. Można było wtedy rozmawiać godzinami o czym się tylko chciało. Trochę słabe, że komunikacja ze Świątek i Hurkaczem odbywa się w jedną stronę. W tenisie nawet nie ma stref mieszanych, trzeba czekać na tę oficjalną konferencję, na której zawodnik sobie siedzi za stołem, a tam jest jakiś oficer prasowy, który zawsze powie ‘tylko trzy pytania". Niby jakiś kontakt jest. Ci, którzy jeżdżą na turnieje mogą powiedzieć, że więcej widzą, ale tak naprawdę niewiele więcej niż my w telewizji. Wróćmy do profilu nowego szkoleniowca. Świątek będzie potrzebowała wstrząsu, by przekonać się do stosowania drop shotów? - Ona je umie. Mając 15-16-17 lat grała bardzo nietypowy tenis. Opierała się na potężnym forhendowym lifcie à la Nadal (uderzeniu z rotacją awansującą, po koźle piłka mocno przyspiesza - red.), jej juniorskie przeciwniczki sobie z tym nie radziły, na tym polegała jej siła. Ten element został i pozostanie z nią do końca kariery. Doszedł do tego bardzo odmienny od niego płaski bekhend, bardzo regularny, mocny. Poprawiła też serwis, więc te podstawowe trzy uderzenia ona ma naprawdę znakomite i moim zdaniem nie ma co przy tym majstrować. Natomiast nie ma tego jednego istotnego elementu, który sprawia, że styl robi się atrakcyjny do oglądania. Nie ma w jej tenisie pójścia w przód, ciągu na siatkę albo przynajmniej na półkort, żeby po dobrym, penetrującym uderzeniu nie czekać na to, co się stanie, lecz pozamykać kąty. Niepotrzebny jest żaden wstrząs, to można robić krok po kroku, ale trzeba to zrobić. Jeśli tak się nie stanie, to wciąż będzie wygrywała 80 procent meczów w roku, ale tylko dopóki nie pojawi się jakaś młodsza, silniejsza i szybsza. Nie wiadomo, jak się rozwinie kariera sióstr Fruhvirtowych, co za rok będzie prezentowała sobą Mirra Andriejewa... Może się okazać, że okrzepła, wzmocniła się na siłowni i będzie szybsza od Igi. Wtedy z nią wygra 6:2, 6:1, bo Polka nie będzie miała żadnej broni, by Rosjankę zaskoczyć. Kto stoi w miejscu, ten się cofa? - Nawet Roger Federer po trzydziestym roku życia coś do swojego tenisa dokładał, poprawiał bekhend. Żartował do dziennikarzy: "tyle lat mi w niego grali, że się go w końcu nauczyłem". Każdy może zrobić jakiś postęp, zwłaszcza że to jest zawodowy sportowiec. Świątek nic nie robi, tylko trenuje i się regeneruje, albo jedzie na turniej i regeneruje się po meczach. U niej jest o tyle łatwiej, że jej przeciętny mecz trwa godzinę. Ona wkłada w te spotkania ogromny wysiłek emocjonalny, bo widać, że jest do bólu skoncentrowana. To na pewno dużo kosztuje, ale nie wyniszcza jej organizmu fizycznie. Jak będzie tak przygotowywana, jak będzie miała u siebie Ryszczuka (trenera od przygotowania fizycznego - red.), który jest fenomenem i jednym z najlepszych fachowców na świecie, to może grać jeszcze 10 lat na najwyższym poziomie. Ona nawet tie-breaków nie gra, a nie dochodzi do tego ani debel, ani mikst. Możemy ją widzieć w profesjonalnym tenisie do 35. roku życia. Jeśli wciąż będzie bazowała na tym, co już opanowała perfekcyjnie, to prędzej czy później przyjdą spore kłopoty? - Tak. Takie są prawa życia, ewolucji, wszystkiego. Dlatego nie powinna stać w miejscu i decyzja o zmianie trenera jest jak najbardziej w porządku. Przyjdzie nowy człowiek, spojrzy na sytuację inaczej i być może otworzy jej na coś oczy, ośmieli ją na coś, bo może to kwestia blokady psychicznej. Niech pan zwróci uwagę, jak zaczyna być problem w jej meczach, to jedyną jej odpowiedzią jest uderzanie jeszcze mocniej. Przypominają się mecze z Jeleną Ostapenko, z którą ma fatalny bilans 0-4. Łotyszka także fizycznej pracy na korcie się nie boi. - Przypomnę jedną z najpiękniejszych historii sportowych, jakie w życiu widziałem. Finał siatkarskiego turnieju olimpijskiego w 2012 roku w Londynie. Grają Rosja i Brazylia. Jest 2:0 dla Brazylii, a Rosja nagle wygrała trzy kolejne sety i sięgnęła po złoto. Ale dlaczego odwróciła wynik? Dlatego, że ówczesny najlepszy środkowy na świecie Dmitrij Muserski zmienił pozycję. Współczesna siatkówka jest do bólu schematyczna - środkowy atakuje z centralnej części i blokuje, nie przyjmuje zagrywki, a z tyłu zastępuje go libero. Atakujący uderza tylko z prawego skrzydła, jak jest na lewym, to wszyscy drżą, czy sobie poradzi. Z ust komentatorów siatkarskich coraz częściej słychać słowa "musimy jak najszybciej wyjść z tego niekorzystnego ustawienia". - Przy 2:0 dla Brazylii trener Władimir Alekna przestawił Muserskiego ze środka na atak, a atakującego Michajłowa z ataku na przyjęcie. “Canarinhos" kompletnie zgłupieli, nie wiedzieli kompletnie, o co chodzi. Nagle na prawym skrzydle zaczął ich atakować gość o 217-centymetrowym wzroście, a na lewym był zawodnik, który jeszcze przed chwilą przebywał po drugiej stronie. Nikt nie pamiętał, że Muserski zaczynał karierę jako atakujący, grał na tej pozycji, gdy miał 18-19 lat. To było coś fenomenalnego, 12 lat temu to był majstersztyk myśli taktycznej trenera. W czasie przygotowań do igrzysk przećwiczył ten wariant. Świątek powinna mieć taką broń, jak będzie przegrywać 4:6, 2:5 w finale Wimbledonu, albo nawet jak przegra w nim pierwszego seta i zastosuje go już w całym drugim. Jeżeli nie będzie miała tego słynnego "planu B", to szansa na wygrywanie wszystkiego jest niewielka. W tej chwili gra prosto, schematycznie, to trochę monotonna "łupanina". Jaka jest jej najbliższa przyszłość? Słychać sporo narzekań, a to wciąż zawodniczka, która w 2024 roku wygrała w Dausze, Indian Wells, Madrycie, Rzymie i Paryżu. Kiedyś było takie powiedzenie, gdy Legia Warszawa dominowała w polskiej piłce: "mogłaby ją trenować nawet moja teściowa". To lekka przesada, bo z Igą tak nie jest, ale nie da się zepsuć tak naoliwionej maszyny przy takim teamie z Ryszczukiem, Moczkiem i Abramowicz. Zrozummy się też dobrze: nie trzeba niczego naprawiać. Jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Po prostu nie jest idealnie, byłoby tak, gdyby wygrywała cztery Szlemy w ciągu roku i została najlepszą tenisistką w historii tego sportu. Jeszcze jej trochę do tego brakuje, ale cały czas jest wielka nadzieja, że ten mały czy duży krok się uda zrobić. Jest taka teoria, że im się jest wyżej w rankingu, tym trudniej postawić kolejny. Jest kilkudziesięciu trenerów, którzy spokojnie sobie z Igą poradzą i są w stanie pomóc rozwinąć jej grę. Nie chodzi tylko o technikę poszczególnych uderzeń, ale o taktykę czy sposób podejścia do wygrywania meczów. Rozmawiał Tomasz Chabiniak