Iga Świątek zagrała na nosie Arynie Sabalence. Polka "przełamała" Białorusinkę
Iga Świątek może dopiero w finale trafić na Arynę Sabalenkę. Na razie obie gwiazdy światowego tenisa zameldowały się w 4. rundzie Wimbledonu, a z turnieju odpadło już wiele wspaniałych, najwyżej notowanych tenisistek. Za burtą jest także m.in. obrończyni tytułu, Czeszka Barbora Krejcikova. Na razie obie zawodniczki stoczyły "korespondencyjny pojedynek", z którego - gdyby przyłożyć sportową miarę - zwycięsko wyszła Polka. Wyniku prawdziwego starcia zdaniem Igi jednak zapewne nigdy nie poznamy.

W miniony poniedziałek swój turniej zainaugurowała Aryna Sabalenka. Białorusinka w meczu pierwszej rundy zmierzyła się z Kanadyjką Carson Branstine, którą pokonała 6:1, 7:5.
Sabalenka "na nie". Iga Świątek: Byłabym w tym dobra
Liderka światowego rankingu WTA była w przednim humorze, jak to ostatnio ma w zwyczaju. Na korcie skupiona i coraz lepsza mentalnie, dźwigająca ciężar nieustannego bycia faworytką, a w blasku fleszy czująca się jak ryba w wodzie. Czasami dowcipkowała, czasem odpowiadała na mniej istotne pytania, ale na jej premierowej konferencji w Londynie pojawił się także ważny temat.
Wydaje się, że rewolucja jest mało prawdopodobna, ale co jakiś czas wraca kwestia tego rodzaju, czy w turniejach Wielkiego Szlema tenisistki powinny zostać zrównane z mężczyznami. Krótko mówiąc, chodzi o to, by rozważyć wydłużenie ich meczów również do trzech wygranych setów.
Sprawa jest dalece skomplikowana, toteż już latami trwające w tej kwestii dyskusje. Temat znów powrócił, gdy wspomniano genialny finał z ostatniego Rolanda Garrosa w Paryżu, gdzie w finale późniejszy zwycięzca Carlos Alcaraz "okładał się" z Jannikiem Sinnerem przez 5 godzin i 31 minut.
Skonfrontowana z koncepcją dużo bardziej morderczego grania Sabalenka powiedziała tak: - Myślę, że prawdopodobnie fizycznie jestem jedną z najsilniejszych kobiet, więc może by mi to pomogło. Ale sądzę, że nie jestem gotowa, żeby grać pięć setów. Myślę, że to za dużo dla kobiecego ciała, nie jesteśmy gotowe na taką ilość tenisa. To zwiększyłoby liczbę kontuzji, więc nie jest to coś, co bym rozważyła. Pozostawię to do rozwiązania facetom - odparła.
Minął tydzień rywalizacji i ten sam wątek powrócił tym razem na spotkaniu z Igą Świątek. Dziennikarz chcąc delikatnie wydeptać grunt, zaczął ostrożnie od stwierdzenia, iż wprawdzie wie, że Świątek nienawidzi hipotetycznych pytań, ale... "Zadam ci jedno. Jak byś się czuła, gdyby w końcowej fazie Wielkiego Szlema kobiety grały do pięciu setów?".
- Nie wiem, nigdy tego nie próbowałam, więc... Czekaj, ale tylko pod koniec turnieju? - uściślała Polka.
"Gdyby zrobili to dla mężczyzn i kobiet. Zasadniczo, czy chciałabyś mieć taką możliwość? Czy zazdrościsz mężczyznom, którzy mogą tak grać, czy jest to coś, czego nie chciałabyś robić?".
Świątek czuje moc. "Fizycznie mogę więcej przetrwać"
I tutaj zobaczyliśmy, jak wiele, choć w ostatnich miesiącach nastąpiło bezsprzeczne zbliżenie w relacjach Polki z Białorusinką, wciąż różni obie godne siebie przeciwniczki.
- Myślę, że biorąc pod uwagę, że wszystko jest teraz coraz szybsze na naszym świecie, istnieje większe prawdopodobieństwo, że gra mężczyzn zostanie przyspieszona, niż gdybyśmy nagle miały grać pięć setów. Natomiast uważam, że byłabym w tym dobra, ponieważ zawsze czuję, że fizycznie mogę więcej przetrwać i czasami miałabym więcej czasu na rozwiązywanie swoich problemów na korcie
A w toku dalszej odpowiedzi dodała: - Szczerze mówiąc, to jest superhipotetyczne i sądzę, że tak czy inaczej to się nie wydarzy. W sumie to myślę, że biorąc pod uwagę stan trawy, czasami byłoby łatwiej, gdyby faceci grali trzy sety, jednak wiem, że nasz sport ma wspaniałe tradycje i oglądanie pięciosetowych setów jest zabawne - skwitowała Iga, podsumowując wątek stwierdzeniem, że nie chciałaby być w skórze Alcaraza i Sinnera w stolicy Francji.
Artur Gac, Wimbledon


