Gdy wiosną 2022 roku Iga Świątek przejmowała fotel liderki rankingu WTA, po niespodziewanym zakończeniu kariery przez Ashleigh Barty, trwała już fenomenalna seria kolejnych wygranych meczów przez młodą tenisistkę z Raszyna. Polka wygrała pięć spotkań w Dosze, później sześć w Indian Wells, a po swoim pierwszym triumfie w Miami - pokonała Szwajcarkę Viktoriję Golubic - była już pewna, że to ona zastąpi słynną Australijkę. I szybko udowodniła, że nie była liderką rankingu z przypadku. Iga wygrała jeszcze turniej na Florydzie, później była najlepsza w Stuttgarcie, Rzymie i Paryżu, do tego udanie reprezentowała Polskę w meczach Billie Jean King Cup. Łącznie wygrała aż 37 spotkań z rzędu - to dwunasta najdłuższa seria w erze open, przy czym te poprzednie należały tylko do czterech tenisistek. Polkę zatrzymała w końcu doświadczona Francuzka Alizé Cornet - tenisistka z Nicei wygrała z nią podczas Wimbledonu 6:4, 6:2. Teraz trwa już kolejna świetna passa Igi Świątek - w sobotę może stać się jej drugą w karierze. Druga najdłuższa seria zwycięstw Igi Swiątek wyrównana, to już fakt. W sobotę może zostać pobita Iga Świątek ostatni mecz przegrała pod koniec września w Tokio - w ćwierćfinale turnieju WTA 500 uległa Rosjance Wieronice Kudiermietowej 2:6, 6:2, 4:6. Sporo wtedy się mówiło nawet o kryzysie formy 22-latki z Raszyna, ale Iga szybko pokazała, że to złe teorie. W Pekinie grała już znakomicie, także taktycznie - wygrała turniej w efektownym stylu. Problemy miała wyłącznie w ćwierćfinale, gdy dwa pierwsze sety jej starcia z Caroline Garcią kończyły się tie-breakami - raz lepsza była Francuzka, raz Polka. Był to zarazem ostatni set przegrany przez Swiątek w meczu zaliczanym do touru. Polka ma już 14 kolejnych wygranych spotkań - sześć w Pekinie, później pięć w WTA Finals w Cancun, tam zresztą odzyskała fotel liderki rankingu i teraz kolejne trzy w United Cup w Perth. Zarazem wyrównała swoją zeszłoroczną serię, liczoną od triumfu we French Open, a zakończoną przez Elinę Switolinę w ćwierćfinale Wimbledonu. Wcześniej, w Bad Homburg, Polka oddała walkowerem starcie z Lucią Bronzetti w półfinale, tłumacząc się niedyspozycją zdrowotną, ale w takim przypadku nie jest ono liczone jako porażka w statystykach. Co innego, gdyby stało się to w trakcie gry. Wcześniej dwukrotnie miała serie 10 kolejnych zwycięstw w rywalizacjach WTA: późnym latem i jesienią 2022 roku (US Open i Ostrawa, przerwane przez Barborę Krejčíkovą) oraz w maju 2021 roku (Rzym i Roland Garros, przerwane przez Marię Sakkari). Z kolei w 2018 odniosła 10 kolejnych zwycięstw w turniejach ITF w Budapeszcie i Montreux oraz jedno w kwalifikacjach w Auckland z Claire Liu. Przegrała wówczas z Janą Čepelovą ze Słowacji. Kiedy Iga może pobić swój własny rekord? Najwcześniej w połowie marca, jeszcze wiele przed nią Czy jest możliwe, by Iga Świątek spróbowała dorównać magicznej serii sprzed ponad półtora roku? Będzie o to bardzo trudno, Polka nie jest jeszcze nawet w połowie drogi. W sobotę może wygrać 15. mecz z rzędu, ale rywalizacja z Caroline Garcią będzie trudna - Francuzka znakomicie serwuje, Polka miała już w starciach z nią problemy. Później jest finał United Cup przeciw Marii Sakkari, Angelique Kerber lub Ajli Tomljanović - to szansa na 16. triumf. Gdyby Polka wygrała Australian Open, licznik wzrośnie już do 23 zwycięstw z rzędu. Później Iga prawdopodobnie wystąpi w lutym w dwóch turniejach rangi WTA 1000 na Bliskim Wschodzie: w Dosze i Dubaju. Akurat tam lubi grać, zwłaszcza w Dosze, a jeśli wystąpi w dwóch finałach, czeka ją kolejnych 10 potyczek. Wtedy miałaby na koncie już 33 zwycięstwa z rzędu i jej życiowy rekord może paść w kolejnym tysięczniku - już w marcu w Indian Wells, w półfinale. O ile oczywiście nie trafi się jakiś słabszy dzień czy też któraś z rywalek - choćby Aryna Sabalenka czy Jelena Rybakina - nie zagra na kosmicznym poziomie.