Iga Świątek z wielką premią za ryzykowanie zdrowiem Laikom wydaje się, że ot, nic wielkiego. Wyjść na kort, pobiegać, poodbijać piłkę i zgarnąć w trzy godziny grube miliony. Nic bardziej błędnego! Te pieniądze to próba rekompensaty za poświęcone zdrowie dla zawodowego sportu, za przelane krew, pot i łzy. - Z siostrą Ulą tak naprawdę nie miałyśmy normalnego dzieciństwa, młodości, wakacji, wyjść na miasto z przyjaciółmi. Z treningu na treningu, z mecz na mecz, turnieju na turniej, życie na walizkach - tak wglądało moje życie - opowiadała Interii Agnieszka Radwańska, która na korcie również zarobiła niemało, ale pełnej sprawności ciała nie odzyska za żadne pieniądze. Nie zazdrośćmy Idze nagród. Trzymajmy za nią kciuki! Teraz po zdradliwych wodach zawodowego tenisa pływa Iga Świątek. Dlatego nie zazdrośćmy jej nagród finansowych, tylko z całych sił trzymajmy kciuki. Za 20-letnią ambasadorkę polskiego sportu, całego kraju. Wystarczy rzut oka na ranking światowy, by zrozumieć, że Iga jest ewenementem. Nie ma nikogo w tak młodym wieku w czołowej "dziesiątce". Polka awansowała już na czwartą lokatę na liście WTA, gdyby wygrała cały turniej w Melbourne, może się wspiąć na trzecie miejsce. Po raz pierwszy w karierze. Konkurencja nie śpi. Szczególnie w tenisie zawodowym, gdzie płaci się najwięcej spośród sportów indywidualnych. 19-letnia Brytyjka Emma Raducanu również pnie się na listach światowych. W Australii wspinaczkę zakończyła awansem o pięć miejsc, na 13. lokatę w rankingu WTA. Iga Świątek musi robić swoje. W czwartek (najpewniej o godz. 11 polskiego czasu) zmierzy się z Amerykanką Danielle Collins.Stawką finał Australian Open i gratyfikacja za przelane krew, pot i łzy w wysokości 1,575 mln dolarów czyli 6,4 mln złotych. Michał Białoński, Interia