Iga Świątek wypunktowana, nagle padły słowa o Abramowicz. W kontrze do krytyków
Tegoroczny Roland Garros już dawno dobiegł końca, ale jego echa nie przestają wybrzmiewać, co nie może dziwić, bo zobaczyliśmy dwa niesamowite finałowe mecze, które na stałe zapiszą się w historii tej dyscypliny sportu. O przebiegu imprezy, przyszłości tenisa, a także naszej gwiazdy, Interia Sport porozmawiała Christopherem Clarey'em autorem książek poświęconych Rafaelowi Nadalowi oraz Rogerowi Federerowi. - Bez problemu potrafię sobie wyobrazić, jak wygrywa siódmy albo ósmy raz Roland Garros - mówi o Idze Świątek.

Tegoroczny Roland Garros na stałe zostanie zapamiętany przez kibiców z całego świata, ale także tych z Polski. Jeśli chodzi o perspektywę kibica zagranicznego, to byliśmy świadkami dwóch niesamowitych finałów w singlu, choć jeden zachwycił swoją jakością, a o drugim mówi się zdecydowanie więcej ze względu na kosmiczną statystykę błędów, jakie zapisano przy nazwisku Aryny Sabalenki. Gdy zaś mowa o naszej ojczyźnianej perspektywie, to oczywiście wzrok zwracamy w kierunku Igi Świątek.
Polka pożegnała się z Roland Garros na etapie półfinału, po tym jak w trzech setach przegrała właśnie z Sabalenką. Zdecydowanie największym echem odbiło się jednak spotkanie, które zamykało całą imprezę, a więc finał panów, w którym pierwszy raz w historii Wielkiego Szlema o ten najważniejszy tytuł zawalczyli ze sobą Carlos Alcaraz, a więc obrońca tytułu i Jannik Sinner, a więc numer jeden rankingu ATP. Spotkanie trwało pięć godzin i 29 minut, a triumfował ostatecznie Hiszpan, który przegrywał już z 0:2 w setach.
Clarey mówi wprost o Idze Świątek. Wskazał największe problemy
Sinner zaś na swojej drodze do finału pokonał Novaka Djokovicia, co jeszcze bardziej uruchomiło wszelkie dyskusje na temat przyszłości tenisa i tego, czy koniec Wielkiej Trójki stał się już faktem. O tym wszystkim Interia Sport porozmawiała z Christopherem Clarey'em, który w swoim dorobku ma znane pozycje książkowe. Amerykanin w swojej karierze autorskiej napisał książkę o tytule "Wojownik", która poświęcona jest Rafaelowi Nadalowi oraz "Maestro", która opowiada o Rogerze Federerze. Aby móc poświęcić się pisaniu o tych dwóch wielkich postaciach tenisa Clarey zrezygnował ze współpracy z "New York Times".
Rafał Sierhej, Interia Sport: Tegoroczny Roland Garros rozpoczął się od poruszającej uroczystości na cześć Rafaela Nadala. Uroniłeś łzę na pożegnaniu wielkiego Rafy na jego ukochanym korcie imienia Philippe'a Chatriera.
Christopher Clarey, autor "Maestro" i "Wojownik": Oh wiesz, oczywiście, że miałem delikatnie zaszklone oczy, tak jak to mówimy w angielskim, miałem coś w swoich oczach. Nie powiem jednak, że kompletnie się popłakałem, ale na pewno mogę zdradzić, że byłem bardzo poruszony, nie ma co do tego wątpliwości. To była ceremonia, która pokazała całą jego wielkość i niesamowity charakter. Jestem pewien, że jego również to poruszyło, tym bardziej że wydaje mi się, iż był trochę zaskoczony. To było dokładnie to, co każdy chciałby czuć w takim momencie, przy takich osiągnięciach i "zainwestowaniu" tak wiele w całą karierę oraz grę w tym miejscu. Francuscy organizatorzy zasłużyli na wszelkie uznanie.
Rozpoczęliśmy niesamowitą ceremonią na cześć jednego z najwybitniejszych tenisistów w historii i z pewnością najlepszego na kortach imienia Rolanda Garrosa. Skończyliśmy zaś jednym z najbardziej niewiarygodnych i godnych zapamiętania finałów, o którym mam wrażenie, będziemy opowiadać jeszcze następnym pokoleniom, ale gdzie na historycznej liście twoich finałów znalazłoby się starcie Alcaraza z Sinnerem?
Wiesz, to bardzo trudne pytanie do rozstrzygnięcia, bo na ocenę wpływa tak wiele różnych czynników, ale nie mam żadnych wątpliwości, że ten finał z pewnością znajdzie się na krótkiej liście najlepszych w historii. Mówimy o meczu, w którym rozegrano pięć setów, na korcie mierzył się numer jeden z numerem dwa i już w tym momencie obaj mają historię wspaniałych meczów w karierach. To był oczywiście ich pierwszy finał turnieju rangi Wielkiego Szlema, ale już wcześniej rozegrali wielkie mecze. Oczekiwania przed tym meczem były ogromne i nie ma wątpliwości, że je nawet przekroczyli, co było niesamowicie trudne.
Mieliśmy sytuację, gdy Alcaraz musiał bronić trzech piłek meczowych, wydawało się, że Sinner wygra w trzech setach, ale Hiszpan był w stanie to wszystko odwrócić, a potem sam miał swoje wielkie szanse, których tym razem on nie wykorzystał. To wszystko, w połączeniu z jakością, szybkością, siłą, z jaką uderzali każdą piłkę na korcie, to było niewiarygodne. W moim prywatnym rankingu wciąż wyżej postawiłbym finał Federera z Nadalem w 2008 roku na Wimbledonie, ale tylko dlatego, że tam mieliśmy jeszcze więcej dramaturgii na korcie centralnym w Londynie.
Dodatkowo to byli najwięksi w historii sportu, Alcaraz i Sinner jeszcze tam nie są. Koniec meczu też był nieco bardziej spektakularny (Nadal wygrał 9:7 przyp. red.), bo Alcaraz w Paryżu kompletnie zdominował super tie-breaka. Ja mam też wielkie połączenie z latami 70. XX wieku, więc dla mnie finał między McEnroe i Borgiem w 1980 (w US Open przyp. red.). To nie był tak dobry mecz pod względem regularności i jakości, ale to kolejne niesamowite spotkanie, gdzie widzieliśmy niewiarygodne zwroty akcji. Nie można też zapominać o finale między Rafą i Noavkiem Djokoviciem w Melbourne w 2012 roku. Oni pchnęli się do granic wytrzymałości ludzkiego organizmu.
Gdy patrzę na nich obu, to w Alcarazie widzę połączenie tych dwóch, o których napisałeś książki, a w Sinnerze zdecydowanie więcej tego, który jeszcze ze sceny nie zszedł, a więc Novaka Djokovicia.
Tak, zgadzam się Sinner, statystycznie jest zdecydowanie bliżej Djokovicia, ale też przez to, jak blisko linii stoi, gdy próbujesz go atakować, tam nie ma żadnej przestrzeni. Można mieć uczucie, że patrząc na Sinnera, widzisz Djokovicia, ale Włoch z pewnością zdecydowanie mocniej regularnie uderza piłkę, jego cross forehandowy jest absolutnie niewiarygodny, kąty, jakie potrafi znaleźć... są niesamowite. Alcaraz jest wojownikiem...tak myślę, że udowadnia, że żeby go pokonać, trzeba przebyć niewiarygodnie długą drogę.
Oczywiście, to jeszcze nie ten poziom, co Rafa, bo on robił to dzień po dniu, w każdym meczu, przez prawie 20 lat. Alcaraz jest obecnie na zdecydowanie większej sinusoidzie. Ma dni, gdy jest maksymalnie skupiony, Sinner z pewnością pomaga mu w maksymalnej koncentracji i wydobyciu z niego tego, co najlepsze, ale na razie nie jest tak gotowy do rywalizacji punkt po punkcie, jak Rafa przez całą swoją karierę. Nie wiem, czy Alcaraz osiągnie poziom Nadala, jest zdecydowanie bardziej emocjonalny, nie wydaje mi się, żeby miał aż tyle sił, co Rafa, żeby nieustannie być silnym mentalnie.
Oczywiście, może być ciekawszy do oglądania przez jego niesamowitą kreatywność w kreowaniu uderzeń i niesamowitej agresji w każdym kolejnym wyprowadzanym "ciosie". Potrafi w niespodziewanym momencie nagle zagrać dropszot, który jest zagraniem absolutnie atakującym. Ta różnica w niesamowitej sile gry i "głębokim dotyku", możliwość tego, żeby każdy punkt rozgrywany był tak, jak on tego chce, czyni go nawet bardziej jak Federer niż Nadal.
Wspomniałeś o "pchaniu do granic możliwości". Nie jest trochę tak, że dokładnie to samo widzimy w przypadku Alcaraza i Sinnera? Gdy Włoch pauzował z powodu zawieszenia, Hiszpan miał pewne problemy z regularnością godną mistrza, jakim niewątpliwie już jest.
Wystarczy spojrzeć na turniej w Rzymie i finał między Alcarazem i Sinnerem, a potem na Roland Garros. Zdecydowanie on wie, że musi być maksymalnie skoncentrowany i bardzo blisko swojego najwyższego poziomu, jeśli nawet nie ponad. Jeśli tak nie będzie, on nie dostanie żadnej szansy. Nie ma złudzeń, że obecność Sinnera pozwala mu się poprawiać i jeszcze bardziej koncentrować. Myślę jednak, że to, co najbardziej zmotywowało i zraniło Alcaraza, to porażka z Djokoviciem w finale igrzysk olimpijskich.
Wiem, że był bardzo dotknięty, ale to młody facet, a to były jego pierwsze igrzyska, na których dodatkowo grał w deblu z Nadalem, ale nie mieli szans, żeby dojść tak daleko, jakby chcieli. Mecz z Djokoviciem nie wyglądał tak, jakby sobie to zaplanował. Myślę, że czuł na swoich plecach niesamowitą odpowiedzialność i wielką presję, a Novak zagrał niewiarygodnie regularnie i zasłużył na wygraną. Moim zdaniem Carlos jeszcze przez kilka miesięcy odczuwał skutki tej porażki i to sprawia, że ten 2025 rok jest dla niego tak dobry. Moim zdaniem przegrana z Djokoviciem jest w tym wszystkim ważniejsza, niż sama postać Sinnera, bo Alcaraz jest bardzo wrażliwym chłopcem. Nie ma jednak złudzeń, że posiadanie takiego rywala w tourze sprawia, że chcesz poprawiać się z dnia na dzień.
A dla ciebie to była Wielka Trójka, czy może jednak Wielka Czwórka, do której zaliczylibyśmy jeszcze Andy'ego Murraya?
Wielka trójka, zdecydowanie. Oczywiście był moment, w którym to wyglądało na wielką trójkę, byłoby niesprawiedliwością dla Andy'ego, żeby o tym nie wspomnieć, bo lata 2015 - 2016 i początek 2017 to był moment, gdy Andy walczył na podobnym poziomie, ale potem przyszły jego problemy z biodrem i wszystko niestety się skończyło. Oczywiście, myślę, że dla każdego zajmującego się tenisem w pewnym momencie mieliśmy Wielką Czwórkę, ale to był dość krótki okres. Wielka Trójka zaczęła się przed wystrzałem Andy'ego, potem on dołączył na dwa lata i znów wróciliśmy do rywalizacji między Nadalem, Federerem oraz Djokoviciem.
Moim zdaniem w pamięci ludzi to zawsze będzie era Wielkiej Trójki. Mam w związku z tym wiele pytań. Zastanawiałem się, dlaczego Murray pojawił się na ceremonii pożegnalnej dla Nadala. Myślę, że to dlatego, że gdy Federer kończył karierę podczas turnieju Roda Lavera, Murray tam był. Myślę, że Rafa, Novak i Roger doskonale wiedzą, jak dobry był Murray, gdy był w swoim najlepszym okresie i mają świadomość tego, że Andy też przyczynił się do tego, że oni stawali się lepsi, dlatego tam był. Patrząc jednak tylko na wyniki, przepaść między Wielką Trójką a resztą jest ogromna.
Nie jest trochę tak, że naszych oczach rodzi się inna historyczna rywalizacja, ale między dwoma zawodnikami, czy może twoim zdaniem Alcaraz i Sinner potrzebują jeszcze jednego "kompana", aby zapisać się w taki sposób na kartach historii?
Sam Novak usłyszał to pytanie podczas konferencji po meczu z Sinnerem na Roland Garros. Jego odpowiedź była bardzo dyplomatyczna, ale widać było po nim, że chciałby powiedzieć "ludzie, jesteście w stanie porównać tych facetów, niezależnie od tego, jak dobrzy są do nas". Muszą robić te niesamowite rzeczy przez 15 lat, bo tak wysoko jest zawieszona poprzeczka. Nie chodzi o to, aby mieć niesamowitą rywalizację przez kilka lat, ale przez zdecydowanie dłuższy czas, rok po roku, finał po finale.
Tam wisi poprzeczka zawieszona przez Wielką Trójkę. Jeśli chcemy porównać współczesnych tenisistów, stworzyć "Wielką Dwójkę", okej, ale mają przed sobą niesamowicie długą drogę do przebycia. Moim zdaniem lepiej dla nich i dla tenisa byłoby, gdyby dołączyć ktoś trzeci, a może nawet czwarty, kto dorówna im poziomem. Myślę, że zawsze dobrze jest mieć takie duety, które ze sobą rywalizują. Spójrzmy na żeński tenis. Chris Evert i Martina Navratilova stworzyły namiastkę tego, teraz robią to Iga Świątek i Aryna Sabalenka, pod warunkiem że Iga będzie w stanie grać na swoim niesamowitym poziomie.
Trzecia osoba w takiej rywalizacji zawsze doda trochę świeżości i bardziej podekscytuje publikę. To bardzo ważne, aby w tenisie były takie regularnie rywalizujące duety, jeśli tego nie ma, trudno zainteresować kibiców. Widzieliśmy to nawet przed finałem w Paryżu, ludzie, którzy nie interesują się tak bardzo tenisem, oglądali ten mecz, bo to coś nowego, ekscytującego. Dlatego mam nadzieję, że ktoś doskoczy do Alcaraza i Sinnera. Nie wiem, czy będzie to Jakub Mensik, Joao Fonseca, a może Ben Shelton albo ktokolwiek inny. Rywalizacja Alcaraza i Sinnera jest fajna, ale nie będzie tak ekscytująca w każdym kolejnym finale, jeśli nie zobaczymy nikogo godnego ich poziomowi.
Pierwszy raz w naszej rozmowie pojawiła się Iga Świątek, więc nie mogę nie poruszyć jej kwestii. Iga przyjeżdżała na korty imienia Rolanda Garrosa w dołku formy, może nawet w kryzysie, ale jej występ w mojej opinii przerósł oczekiwania, nawet jeśli mówimy o wielokrotnej mistrzyni tej imprezy.
Oczywiście, choć byłem trochę zaskoczony tym, jak wyglądał trzeci set z Sabalenką. Nie spodziewałem się, że na tym poziomie, może to wyglądać w ten sposób, po tym co Iga pokazała we wcześniejszych meczach. Myślę, jednak, że to po prostu pokazało, że Iga nie wróciła jeszcze całkowicie do swojej formy, ale uważam, że jej gra każe stwierdzić, że znajduje się na bardzo dobrej drodze. Nie śledzę tak uważnie jej kariery, jak to robiłem jeszcze kilka lat temu, więc nie wiem, z czego dokładnie wynikają te jej lepsze i gorsze momenty, nie wiem, co dzieje się za kulisami.
Patrząc jednak na jej grę, z pełną świadomością mogę powiedzieć, że wciąż widać, że nie ma czystej głowy i nie jest tak pewna w swoich uderzeniach, jak to miało miejsce w poprzednich latach. Wygląda to tak, że jej pierwszy serwis wciąż potrzebuje pewnych usprawnień, przez co zdarza jej się cierpieć, bo jej drugie podanie jest naprawdę wrażliwe, szczególnie gdy mierzy się z najlepszymi na świecie, jak właśnie Sabalenka, która potrafi niesamowicie returnować. Patrząc na Igę, widzę też, że trochę za bardzo się ze wszystkim spieszy, nie ma tej pewności, która pozwalała jej prowadzić długie wymiany i czekać na odpowiednią okazję do wykorzystania jej niesamowitych broni, jakimi są backhand oraz topspinowy forehand.
Widziałem wiele razy jej treningi, ona wykonuje tam bardzo wiele pracy przy woleju i ogólnie jeśli chodzi o grę przy siatce, przejście do ataku w tej strefie. Gdy przychodzi mecz, to wszystko wygląda trochę za bardzo mechanicznie. Czasami wyjdzie jej dobry wolej, który zrobi wiele krzywdy rywalce, ale wydaje mi się, że wciąż nie jest w stanie wykonać tych wszystkich rzeczy z treningów pod presją meczu. Wydaje mi się, że rozwój w tym aspekcie jest niesamowicie ważny, bo przy jej sposobie gry pojawia się wiele okazji do zaatakowania lecącej piłki i wykończenia akcji przy siatce. Uważam, że musi znaleźć drogę, aby zmaksymalizować wykorzystywanie tych szans, bo rywalki są bardzo mocne. Coraz mocniejsza jest Coco Gauff, która zdaje się rozwiązywać swoje problemy mentalne, a z jej siłą, przygotowaniem fizycznym i backhandem, będzie bardzo groźna. Iga potrzebuje wrócić do swojej gry i rozwijać się w tych aspektach, aby wrócić na szczyt.

Iga w trakcie turnieju skończyła 24 lata, mam wrażenie, że czasem zapominamy, jak wiele czasu ma jeszcze w tenisie, jeśli tylko będzie chciała dalej grać. Moim zdaniem może zajś naprawdę wysoko jeśli chodzi o wszelkie historyczne rankingi.
Cóż ona jest młoda i już wygrała pięć Wielkich Szlemów. To wielka rzecz. Już udowodniła, że jest w stanie to robić, to bardzo ważne. Myślę, że same tytuły zdobyte na mączce nie byłyby wystarczające, aby uzyskać tytuł "uniwersalnej mistrzyni". Iga ma teraz najwięcej do rozegrania w swojej głowie. Bez problemu potrafię sobie wyobrazić, jak wygrywa siódmy albo ósmy raz Roland Garros, bez żadnych wątpliwości. Już teraz jest więc w niesamowitym gronie wielkich mistrzyń. Myślę, że jest niesamowicie wrażliwa, ale także bardzo inteligentna. W moich oczach jest nieco bardziej introwertyczna, więc nie jest jej łatwo być w takich miejscach, gdzie wszystkie oczy są zwrócone w jej kierunku.
Sabalenka jest zupełnie inna. Oczywiście ona też ma swoje problemy, gdy jest pod presją, co widzieliśmy przeciwko Coco Gauff, ale wydaje mi się, że czuje się zdecydowanie bardziej komfortowo w świetle reflektorów. Nie wiem, czy Iga będzie miała "apetyt" na prawdziwą maksymalizację jej możliwości, ale wiem, że ona ma tego ducha wielkiej mistrzyni, który sprawia, że chcesz się wiecznie poprawiać. Myślę, że jest perfekcjonistką, co może bardzo komplikować sprawy w tenisie, ale także pomagać, gdy jesteś na szczycie przez tak długi czas, jak choćby Rafa, żeby utrzymać tę chęć poprawiania się. Jej największym idolem jest właśnie Nadal, inspiruje się nim. Wydaje mi się, że zawsze próbuje wycisnąć maksimum z każdego swojego meczu, jest bardzo poważna, wykonuje niesamowitą pracę fizyczną i wiele bardzo intensywnych ćwiczeń.
Znam jej pracę z Darią Abramowicz od wielu lat, wiem, że w Polsce nie zawsze była ona odbierana dobrze, ale nie mam wątpliwości, że należy ją szanować i podziwiać. To jeden z kluczy do sukcesów Igi. Myślę także, że są pewne techniczne i taktyczne dziury w jej grze, które potrzebują odpowiedniej drogi do rozwiązania tych problemów, bo poziom gry będzie nieustannie rósł, a ona nie może się zatrzymywać. Nie mam jednak złudzeń, że widzę ją z przynajmniej dziesięcioma Wielkimi Szlemami w karierze. Byłbym zachwycony, gdyby zagrała niesamowicie w Wimbledonie, bo wiem, że dla niej, jak na razie to wielkie wyzwanie. Wygrała ten turniej jako juniorka, więc na pewno ma to głęboko w sobie. Żeby tak się jednak stało, Iga potrzebuje pewnych zmian w chwytach i technice. Myślę, że ma w sobie tak dużo motywacji, że wykona każdy niezbędny wysiłek.
Wspomniałeś o Sabalence, która wydaje się największą rywalką Świątek, patrząc na ostatnie lata walki w tourze. Dwa lata temu trudno było wyobrazić sobie, że Białorusinka może być tak regularna, jak obecnie.
Tak, ale ten rok w jej wykonaniu jest bardzo interesujący, bo niewątpliwie jest najbardziej regularną zawodniczką tydzień po tygodniu. Osiągnęła niesamowite wyniki na kortach twardych w ostatnich kilku latach, ale nie jest bezbłędna. W finałach, które naprawdę chciała w tym roku wygrać, nie była w stanie pokazać tego poziomu, do którego nas przyzwyczaiła, szczególnie z Coco w Paryżu. To była dla niej naprawdę brutalna porażka. Grały w trudnych warunkach, ale Coco miała dokładnie takie same, a popełniła 30 niewymuszonych błędów, przy aż 70 po stronie Sabalenki.
Myślę, że ma, z czego się "odradzać" po tej porażce, ale uważam też, że jej gra najbardziej pasuje do kortów trawiastych. Jej serwis, płaskie uderzenia, bardzo wyraźnie poprawione poruszanie po korcie i gra przy siatce. Ma wszystko, aby wygrać w tym sezonie Wimbledon, ale to wszystko jest w głowie. Nie wiem, czy to jej się oczywiście uda, ale należy się dla niej pełne uznanie, za pokonanie wszystkich trudności, które miała ze swoim serwisem, podwójnymi błędami i poruszaniem. To bardzo trudne kwestie do przezwyciężenia. Widziałem, jak tego typu problemy niszczyły kariery.

Skoro już pojawił się temat Coco, to nie mogę cię o nią nie zapytać, w końcu to twoja rodaczka i z pewnością czułeś wielką dumę, patrząc na jej poczynania w Paryżu, jak my Polacy, oglądając Igę Świątek.
Coco ma dopiero 21 lat, zapominamy o tym czasem, prawda? Trochę, jak Iga, gdy zaczynała seryjnie wygrywać. Iga zrobiła tak wiele, będąc tak młodą, a wciąż jest młoda. Sposób, w jaki Coco podchodzi do wszelkich rzeczy jest bardzo metodyczny i dojrzały, jak na jej wiek. Myślę, że to wynik pracy z jej tatą, który już nie jest trenerem, ale dał jej mnóstwo odpowiednich rad. Oni starali się nie powtórzyć błędów, które już się wydarzyły w tenisie, nie nakładać na nią wielkiej presji, dać jej przestrzeń do rozwoju, do podążania własną ścieżką, ale Coco zawsze miała wielkie marzenia.
Ona już w wieku 13 lat mówiła, że chce zostać numerem jeden w tenisie, być najlepszą w historii. Patrząc na same liczby, będzie o to niesamowicie trudno, bo wyrównanie osiągnięć kogoś takiego, jak Serena Williams czy Stefi Graff...uh, to będzie bardzo trudne, ale myślę, że ma taki początek kariery, który z pewnością należy podziwiać. Patrząc tylko na poziom, jaki prezentują w tym sezonie Sabalenka i Coco, teoretycznie wygrać powinna Aryna, ale Gauff jest niesamowitą osobą z duchem nieustępliwie walczącej dziewczyny na korcie. Szybkość i umiejętności defensywne Coco sprawiają, że rywalki popełniają tak wiele błędów.
Skoro mamy trzy takie zawodniczki, jak Świątek, Sabalenka i właśnie Gauff, to naturalnie na myśl przychodzą porównania z Wielką Trójką, ale w tenisie męskim. Myślisz, że możliwe jest stworzenie czegoś tak historycznego, jak Nadal, Djoković i Federer, ale tym razem z udziałem Polki?
Tak mogą, a nie sposób zapomnieć też o postaci Mirry Andriejewej, która "nadchodzi". Myślę, że faktycznie możemy być świadkami czegoś w rodzaju Wielkiej Trójki, ale w żeńskim tenisie. W historii nie mieliśmy jeszcze takiej utrwalonej rywalizacji między paniami. Oczywiście Serena Williams wiele razy mierzyła się z Justine Henin, Serena walczyła też z Venus, grały wiele finałów, ale to nigdy nie była prawdziwa wielka rywalizacja z racji na to, że są siostrami, nigdy podczas ich meczów nie czułem, że zgrzytam zębami, a tak powinno być w przypadku czegoś w rodzaju historycznej rywalizacji.
Kobiecy tenis z pewnością może wykorzystać rywalizację Świątek, Sabalenki i Coco, to jest coś bardzo dobrego. Gdy spojrzymy na wyniki ich bezpośrednich pojedynków, to zobaczymy, że prawie wszędzie gra rozgrywa się na "żyletki". Oczywiście, początek walki Igi z Coco całkowicie zdominowała Polka, ale teraz tendencja nieco się odwraca. Rywalizacja tej trójki może stać się tym, czym była ta między Nadalem, Federerem i Djokoviciem, bo nigdy nie mieliśmy takiej nieustannej walki przed 15-20 lat.
Rozmawiał Rafał Sierhej, Interia Sport



