Kibice, którzy postanowili zarwać noc ze środy na czwartek i obejrzeć mecz Igi Świątek w Cincinnati, na brak emocji na pewno nie mogli narzekać. Polka zaczęła spotkanie z Warwarą Graczewą kapitalnie. Grała spokojnie, zdecydowanie, wywierając na rywalce na tyle dużą presję, że ta w całym secie była w stanie zdobyć... tylko osiem punktów. Najlepszej rakiecie świata wystarczyły 22 minuty, by kompletnie zdemolować przeciwniczkę i zrobić pierwszy krok do awansu do trzeciej rundy turnieju. Zapowiadało się, że drugi set będzie wyglądał podobnie. Liderka rankingu WTA prowadziła już 4:1, potem przy stanie 5:3 miała cztery piłki meczowe i zakończenie rywalizacji wydawało się już tylko formalnością, ale... nie wykorzystała żadnej z nich. Niespodziewanie dała się wytrącić z równowagi i szybko straciła podanie bez wygranego punktu. A Graczewa poczuła swoją szansę. Doprowadziła do wyrównania i choć przy stanie 6:5 Polka miała jeszcze jeden meczbol, znów nie potrafiła przypieczętować zwycięstwa. W końcu Francuzka rosyjskiego pochodzenia dopięła swego i w tie-breaku pokonała Igę Świątek. Czytaj więcej: 6:0 i 5:2 dla Igi Świątek, cztery meczbole. I nagły zwrot akcji. Ogromne nerwy u Polki Nic więc dziwnego, że trzeci set rozpoczął się nerwowo, a raszynianka co chwile sięgała po rady swojego trenera i wymieniała uwagi z boksem. W końcu 23-latka w pełni odzyskała kontrolę nad meczem. Choć na początku jako pierwsza wywalczyła przełamanie i już po chwili je straciła, dostosowała się do zaleceń szkoleniowca i zagrała jak z nut. Tym razem nie miała już żadnych problemów z domknięciem pojedynku i ostatecznie wygrała 2:1 (6:0, 6:7(8), 6:2). Iga Świątek bezlitosna po wygranym meczu. "To moja wina" Mimo zwycięstwa, Polka, co nie zdarza się często, bardzo ostro skrytykowała samą siebie. - Ale to się zdarza. Nie chciałam mieć żadnych wyrzutów sumienia. Patrzyłam w przyszłość i próbowałam wyciągnąć wnioski z tego, co się wydarzyło i zacząć grać inaczej. W taki sam sposób, w jaki grałam na początku meczu - tłumaczyła w pomeczowym wywiadzie. - Na pewno przejście z wolniejszej nawierzchni (na Rolandzie Garrosie - dop.red.) do szybszej, twardej nawierzchni jest trudne. Ale właśnie dlatego jestem zadowolona ze swojego występu i nie mogę się doczekać kolejnego meczu, w którym będę mogła szlifować i wdrażać to, nad czym pracowałam. Nie skupiam się aż tak na wynikach - podkreślała Polka. Kolejną rywalką Igi Świątek w trzeciej rundzie turnieju WTA 1000 w Cincinnati będzie Marta Kostiuk, która dość pewnie, bo bez straty seta, pokonała Lulu Sun.