Artur Gac: Lucie, spróbujemy porozmawiać polsko-czeskim łamańcem? Lucie Safarova: - Może lepiej nie (śmiech). Najbezpieczniej i optymalnie będzie chyba jednak po angielsku. Nasza uwaga jest skupiona na byłej numer jeden kobiecego tenisa, Idze Świątek. Jakie robi na tobie wrażenie jako tenisistka i osoba? - Bez dwóch zdań jest to niesamowita zawodniczka. Nie przesadzam, bo jeśli patrzymy na jej wyniki z ostatnich paru latach, to zdecydowanie można powiedzieć, że jest po prostu niezwykła. Osiągnęła kapitalne rezultaty. Obecnie dłużej czeka na wygranie kolejnego trofeum, ale to się zdarza, jest bowiem bardzo trudno na tym poziomie rywalek kontynuować zwycięstwa bez przerwy. W sporcie to normalne, że raz jest się bardziej na górze, a innym razem trochę niżej, ale przecież Iga bardzo nie spadła. Nadal jest wyjątkową sportsmenką, bardzo profesjonalną. Lubię, jak skupia się na swojej robocie i robi wszystko, żeby być najlepszą. Roland Garros to dla niej bardzo wyjątkowy turniej i życzę jej wszystkiego najlepszego w tym, żeby kontynuowała swoje "uderzenie". Dużo pochwał padło z twoich ust. Jakie są Igi największe atuty w jej arsenale? - Iga bardzo wcześnie wchodzi na piłkę, wywierając tym dużą presję na przeciwniczce. I oczywiście biega bardzo dobrze. Potrafi zmienić swoją grę i zwłaszcza na mączce wrócić do meczu, gdy ten przebiega nie po jej myśli. To jest coś, co uważam za wyjątkowe. W kontekście tego, co mówisz, wystarczy cofnąć się do ostatniego meczu Świątek z Eleną Rybakiną. - Tak, widziałam ten pojedynek. Imponująco wróciła po pierwszym, fatalnym secie. Zgadzasz się? - Tak, wróciła spektakularnie, to było niesamowite. I właśnie to jest to, o czym mówię. Iga jest wielkim walczakiem, nie odpuszcza w żadnym momencie, to całkowita profesjonalistka. Nawet jeśli nie robi paru rzeczy dobrze na początku meczu i wynik jej ucieka, to ma w sobie nadal takie pokłady skupienia na swojej robocie i wolę zwyciężania, że jest w stanie odwrócić bieg wydarzeń. I dokładnie tak tym razem zrobiła. Masz swoją jedną, największą faworytkę, do sięgnięcia po końcowy triumf w tegorocznym Roland Garros? - Powiem ci tak: jestem pewna, że Igę też widzę w tym gronie. Oczywiście Aryna Sabalenka tutaj takiego sukcesu dotąd nie miała, ale ma swój czas i widać po niej, że triumf w Paryżu jest tym czymś, czego naprawdę chce zasmakować. Ale oczywiście nie jest tutaj dominatorką, mączka to nie jest to środowisko, gdzie wychodzi na swoją ulubioną powierzchnię. Moją uwagę mocno przykuwa Mirra Andriejewa, która gra bardzo dobrze. I oczywiście Coco Gauff. Zatem, gdybym miała przewidzieć co się wydarzy, to wskazuję Coco, Mirrę i Igę jako trzy największe faworytki do pucharu. Nadałaś chronologię, Iga jest tą trzecią? - Nie, traktuję całą tę trójkę na równym poziomie. Ty, finalistka French Open w singlu z 2015 roku i mistrzyni z tego samego roku w deblu, co czujesz, gdy wracasz na Roland Garros? - Jestem bardzo szczęśliwa, bo znów przebywam w miejscu, z którego mam najlepsze wspomnienia. W zeszłym roku w Turnieju Legend, na który też zostałam zaproszona, bawiłam się świetnie. Cudownie było wrócić na wielki, turniejowy kort i znowu walczyć przed publicznością. Jest mi naprawdę przyjemne. Rozmawiał Artur Gac, Paryż