Niestety, finał turnieju WTA 1000 w Montrealu nie dla Igi Świątek! Liderka światowego rankingu poległa w sobotę w półfinale kanadyjskiej imprezy 2:6, 7:6 (7-4), 4:6 w starciu z reprezentantką Stanów Zjednoczonych - Jessicą Pegulą. Polka miała ogromne i wręcz kuriozalne problemy z wygrywaniem gemów przy własnym serwisie. Na przestrzeni dwóch pierwszych setów tylko dwa razy nie dała przełamać się rywalce. Mecz trwał 2 godziny i 32 minuty. Pomimo kłopotów ze swoim podaniem Polce zdarzały się zagrania, kiedy nie sposób było powstrzymać się od braw. Jej kątowe uderzenie wywoływały gromkie brawa na widowni i frustrację u rywalki, która zresztą również prezentowała się bardzo dobrze. Nic dziwnego, że po jednej z efektownych wymian organizatorzy turnieju WTA w Montrealu pokusili się o dość zabawne, ale trafne porównanie, umieszczając Świątek w nowej roli. Szokująca scena w meczu Igi Świątek. Akcja przerwana Nowa rola Świątek, kapitalne zagranie Polki Akcja, która tak wpadła wszystkim w oko, faktycznie była kapitalna. Niestety, Świątek zagrania iście mistrzowskie przeplatała takimi, po których można było tylko zakląć pod nosem. Nerwów na korcie zresztą nie brakowało, choć dotyczyło to obu tenisistek, bo i Pegula grał momentami tak, jakby bała się pokonać liderkę rankingu WTA. Szkoda, że ostatecznie to Amerykanka zeszła z kortu jako zwyciężczyni, choć można pokusić się i o szukanie pozytywów dla Polki. W końcu półfinał to wciąż świetny wynik. Zresztą rozgrywająca swój pierwszy w karierze turniej w Montrealu Iga Świątek zachowa najprawdopodobniej kapitalne wspomnienia z tego miasta. Liderka światowego rankingu kolejny raz obroniła bowiem swoją pozycję przed atakiem Aryny Sabalenki, a przy okazji przełamała "klątwę" 1/8 finału w kanadyjskich imprezach, która ciążyła na niej po występach w Toronto.