Może się wydawać, że skoro Iga Świątek opuściła dwa ostatnie finały Billie Jean King Cup, to losowanie rundy kwalifikacyjnej kolejnej edycji nie ma dla niej aż tak wielkiego znaczenia. Nic bardziej mylnego - od zakończenia igrzysk olimpijskich w Tokio raszynianka tylko raz wystąpiła w reprezentacji Polski: wiosną zeszłego roku w Radomiu z Rumunią. A to za mało, by spełnić wymogi ITF dotyczące startu w igrzyskach olimpijskich. Świątek nie ukrywa, że na swoich ulubionych kortach Rolanda Garrosa marzy się jej nie tylko kolejny triumf w singlu, ale ostrzy też sobie zęby na mikstową rywalizację w parze z Hubertem Hurkaczem. Tyle że musi jeszcze raz zagrać w reprezentacji, a nie liczy się do tego start w United Cup. Kluczowy termin dla Igi Świątek, tuż przed startem sezonu na mączce Przed igrzyskami w Paryżu będzie ku temu jeszcze tylko jedna okazja: runda kwalifikacyjna do kolejnych finałów. Polki, po kiepskim występie w Hiszpanii, spadły w rankingu ITF na 17. miejsce, nie miały tu szans na rozstawienie w losowaniu. Tyle że samo rozstawienie nie ma wielkiego znaczenia, kluczowe jest to, czy trafia się na rywala z innego kontynentu i - co gorsza - trzeba do niego lecieć. Takie zagrożenie było: potencjalnymi rywalkami Polek stawały się Amerykanki i Australijki. Świątek planuje swój kalendarz z dużym wyprzedzeniem. Gra sporo, nie lata po świecie na jeden mecz w zawodach, musi też znaleźć czas na przerwę między turniejami. Pierwszą część sezonu, na kortach twardych, powinna zakończyć 30 marca - po rywalizacji w Miami. To będzie długi okres, w którym - już po Australian Open - kalendarz proponuje aż cztery turnieje rangi WTA 1000. W połowie kwietnia zaczyna się kluczowy czas dla Polki - seria turniejów na kortach ziemnych. Najpierw jest Stuttgart, zaczynający się formalnie 15 kwietnia, choć pewnie Polka swój pierwszy mecz miałaby dwa albo trzy dni później. I właśnie przed Porsche Tennis Grand Prix zaplanowane są mecze w rundzie eliminacyjnej Billie Jean King Cup. Szczęście uśmiechnęło się do Polski. Nie będzie dalekiego wyjazdu Gdyby Polska wylosowała Stany Zjednoczone, albo - co gorsza - Australię, a do tego musiałaby grać na wyjeździe, dla obozu Igi Świątek byłby to logistyczny koszmar. Kto wie, czy nie skończyłoby się na rezygnacji z występu w Stuttgarcie. Los oszczędził jednak Polskę - wylosowaliśmy Szwajcarię. Tu jednak wyboru gospodarza nie było - ostatnio to Polska gościła Szwajcarię, teraz musi być odwrotnie. Ze Świątek w składzie, Polki - z Magdą Linette czy Magdaleną Fręch - będą zdecydowanymi faworytkami. Zwłaszcza, że w ekipie rywalek zabraknie spodziewającej się dziecka Belindy Bencic. Z nią w składzie Szwajcaria triumfowała w tych rozgrywkach rok temu, teraz w Andaluzji Helwetki wygrały zaledwie dwa sety w meczach z USA i Czechami. Zajęły, podobnie jak Polki, ostatnie miejsce w swojej grupie. To Szwajcaria wybierze rodzaj nawierzchni i miejsce rozegrania meczu. Tyle że dla Świątek ważne stanie się to, że będzie miała bardzo blisko do Stuttgartu.