Jeden z tropów wskazanych przez Igę Świątek, o którym pisałem w pierwszej korespondencji po spotkaniu z najlepszą tenisistką świata chwilę po porażce z Julią Putincewą, wiódł do tematu ewentualnych startów przed Wimbledonem. Konkretnie mówiąc Iga postawiła sprawę jasno, że w myśl dostępnych możliwości przy okazji kontrolnych turniejów na trawie, na pewno nie zamierza dołączyć do takiego grona tenisistek, które "przegrywają taktycznie lub wycofują się z rywalizacji". Iga Świątek o konieczności lepszej regeneracji. "Na trawie potrzebuję trochę więcej energii" Wobec powyższego trzeba spróbować innego rozwiązania, które sprawi, że przejście na londyńskie korty będzie mniej bolesne dla podopiecznej trenera Tomasza Wiktorowskiego. - Po tak trudnym sezonie na kortach ziemnych, naprawdę muszę się zregenerować. Może to też jest powód, choć myślałam, że będę w stanie grać na tym samym poziomie. Czuję, że na trawie potrzebuję trochę więcej energii, być bardziej cierpliwą i akceptować swoje błędy - mówiła Iga Świątek, która kilkanaście dni temu potwierdziła swoją supremację w Paryżu. Polka po raz czwarty w karierze, a trzeci z rzędu, okazała się najlepsza na mączce w kompleksie Rolanda Garrosa. Następnie okazało się, że nie wszystko było tak pięknie, jak można było malować po pierwszej konferencji w Londynie, gdy Iga w bardzo obiecującym stylu pokonała na starcie turnieju Sofię Kenin. Wyglądała wówczas na bardzo zrelaksowaną, bardziej niż chwilę wcześniej w Paryżu, gdzie presja oczekiwań też robi swoje. I wydawało się, że to także dobry omen, iż pod względem mentalnym może w tym roku dopomóc sobie, by poprawić swój najlepszy wynik sprzed roku, czyli ćwierćfinał. - Mam wrażenie, że zrobiłam super robotę w pierwszej części sezonu i już nikt mi tego nie zabierze. Wywalczyłam sobie to, że mogę trochę spokojniej podchodzić do kolejnych turniejów pod względem tego, że mam zabezpieczone punkty. Nie jest tak, jak rok temu, gdy w pewnym sensie musiałam cały czas uciekać - potwierdzała. Po porażce z Putincewą przedstawiła jednak inne spojrzenie na tę kwestię. - Pod względem psychicznym także nie radziłam sobie najlepiej na tym turnieju. Muszę lepiej się zregenerować po sezonie na kortach ziemnych, zarówno fizycznie, jak i psychicznie - zawyrokowała Świątek, tłumacząc że ta część maratonu w sezonie startów jest dla mniej szczególnie wymagająca. Był najlepszy tenis w życiu, jest... "Nie powinnam była tego robić" - Mamy środek sezonu, zmieniamy nawierzchnie... Dla mnie przejście z miejsca, w którym czułam, że gram najlepszy tenis w życiu, na inną nawierzchnię, gdzie trochę bardziej się męczę, nie jest łatwe - wyznała Polka, dodając, że ponownie poczuła, iż jeśli lepiej poradzi sobie z regeneracją i będzie miała więcej energii w trakcie turnieju, odwróci los na Wimbledonie. Ostatnie słowa Świątek sprawiły, że jeden z dziennikarzy zadał bardzo zasadne pytanie. "Powiedziałaś, że sknociłaś odnowę, dojście do siebie. Co uważasz, że mogłaś zrobić inaczej?". "Czy to były czynności komercyjne?" - dociekał ten sam reporter. - Nie. Rzeczy poza kortem, moje rzeczy. Zaplanowaliśmy ten rok w ten sposób, żebym nie musiała robić za wiele przed samymi igrzyskami olimpijskimi w Paryżu - wytłumaczyła zawodniczka. A chwilę później dodała, jak gdyby nie chciała pozostawić niedomówienia odnośnie decyzji swojego sztabu szkoleniowego, że nie jest to żaden przytyk do ludzi z najbliższego otoczenia. - Myślę, że moi trenerzy są całkiem dobrzy w planowaniu - podkreśliła Iga, w innym miejscu rozmowy twierdząc wprost: "trochę nie osiągnęłam celu". Artur Gac, Wimbledon