- Na pewno jestem dumna z siebie, ale przyznam szczerze, że ta pierwsza statystyka jest w pewnym sensie dla mnie ważniejsza, bo cieszę się, że jestem solidna przez cały sezon. Pokazałam właśnie, że mogę grać dobrze na różnych nawierzchniach, a to zawsze było moim celem. To, że jestem w ćwierćfinale igrzysk, to w pewnym sensie efekt tej pracy, więc jestem z siebie bardzo zadowolona - odparła Iga Świątek po pokonaniu, nie bez kłopotów, siłowo grającej Xiyu Wang. Skrajne warunki napędzały Igę Świątek i rywalkę. "Obie je wykorzystałyśmy" Obu tenisistkom przyszło grać w skrajnie trudnych warunkach na korcie centralnym pomimo późnej pory. Nie dość, że temperatura była bardzo wysoka, to w dodatku panowała niezwykła duchota. Siedząc na koronie stadionu czuliśmy ogromny dyskomfort, a w niecce stadionu musiało być jeszcze bardziej wymagająco. - To prawda, ale przyznam, że też nad tym się nie koncentrowałam. Obie miałyśmy takie same warunki, a do tego myślę, że obie je dobrze wykorzystałyśmy, bo nasze piłki były bardzo dynamiczne i topspin mocno odskakiwał. Ona też często go używa i robi sobie nim przewagę, więc myślę, że w pewnym sensie miałyśmy pod tym względem sprzyjające warunki. Czyli z jednej strony to odczułyśmy fizycznie, a z drugiej mogłyśmy grać techniką, która z tego korzystała. Bycie pierwszą rakietą świata to przywileje. Między innymi taki, znany choćby z French Open, gdy jako wielka gwiazda Iga może sugerować organizatorom, że lubi grać wcześniej. Teraz wiadomo było, że będą panowały koszmarne upały. I do tego odniosła się Polka, czy mogła sobie pozwolić na podobną sugestię podczas igrzysk. Pośpiech Igi Świątek w strefie wywiadów był zrozumiały, bo mecz z Danielle Collins o półfinał rozegra już po niespełna dobie. To spotkanie dojdzie do skutku w środę. Tym razem jednak nie na najważniejszym korcie kompleksu Rolanda Garrosa, czyli korcie Philippe'a Chatriera, a na drugim pod względem prestiżu obiekcie - Suzanne Lenglen. Czy ma to dla zawodniczki, która sama o sobie mówi, że jest rutyniarą, większe znaczenie? - Myślę, że w większości turniejów Rolanda Garrosa miałam jeden mecz "na Lenglenie". Jest pewnie trochę inna nawierzchnia, ale nie na tyle, by się nad tym jakoś koncentrować. Więc skupię się na sobie i myślę, że jeśli podejdę do tego, jak do każdego innego meczu, to wszystko będzie dobrze - uspokoiła czterokrotna triumfatorka paryskiego turnieju. Artur Gac, Paryż