Cudowny rozdział w karierze Igi Świątek zakończył się - choć wierzymy, że tylko na jakiś czas - po 75 tygodniach panowania na szczycie Women’s Tennis Association. Tyle czasu, po niespodziewanym zakończeniu kariery przez Ash Barthy, trwało królowanie gwiazdy polskiego sportu w kobiecych rozgrywkach. Zmianę warty przyniosła porażka w 1/8 finału wielkoszlemowego US Open z Łotyszką Jeleną Ostapenko 6:3, 3:6, 1:6. To wtedy stało się jasne, że Polka nie tylko nie obroni tytułu w Nowym Jorku, ale także straci prowadzenie w światowym rankingu. Przegrana miała miejsce 4 września, a oficjalnie tydzień później raszynianka ustąpiła miejsca nowej królowej, Arynie Sabalence. Iga Świątek najpierw otrzymała "ostrzeżenie" od trenera Aryny Sabalenki Najprościej byłoby powiedzieć, że każda seria, jak i każda dominacja kiedyś się kończy, ale to byłoby zdecydowanie zbyt trywialne. A, co więcej, niepokojące w kontekście kolejnych miesięcy i lat, bo za każdą taką sytuacją stoją powody, mniej lub bardziej widoczne na pierwszy rzut oka. Jeśli jednak mowa o zawodniczce tego kalibru, co Iga Świątek, nie ma wątpliwości, że nie tylko już trwa proces "diagnozy", ale także szukania kolejnych, optymalnych rozwiązań. Niektórzy fani wyobrażali sobie, że po genialnym 2022 roku, Iga Świątek będzie w podobnym stylu umacniała swoje panowanie. Przypomnijmy, że nasza gwiazda była niepokonana od 16 lutego przez 136 dni! W tym czasie odniosła aż 37 kolejnych zwycięstw i zdobyła sześć tytułów, a jej passę zakończyła dopiero Alize Cornet 2 lipca tego samego roku. Sygnały, że pojawił się "problem", były wysyłane obozowi Polki na przestrzeni ostatnich miesięcy. I to nawet bardzo bezpośrednio. Aby daleko nie szukać, wystarczy sięgnąć do majowego finału turnieju WTA 1000 w Madrycie. Po porywającym widowisku Polka musiała uznać wyższość swojej najgroźniejszej rywalki, Aryny Sabalenki, przegrywając w trzech setach 3:6, 6:3, 3:6. To właśnie po tym spektaklu szkoleniowiec Białorusinki, Anton Dubrow, bardzo otwartym tekstem wyjawił dziennikarzom, co było kluczem do pokonania wtenczas pierwszej rakiety świata. Poza wiarą w siebie swojej podopiecznej, trener zwrócił uwagę na element taktyczny, a więc swoiste "przeczytanie" Świątek. - Kluczowym było pozostać solidnym w wymianach i nie panikować przy kolejnych niekończących się uderzeniach. Returnem trzeba od razu wywierać presję, bo Iga bardzo dobrze wykorzystuje przewagę i od razu dobrze otwiera kort - mówił Dubrow. Iga Świątek sama rozpoznała swój problem: Przeciwniczki rozszyfrowały moją grę Ostatnia, wspomniana już porażka z Ostapenko, także pokazała Polce, że rywalka, z którą zawsze trudno jej się gra, ma na nią przygotowane skuteczne "narzędzia". - Zaskoczyło mnie jednak to, jak w pewnym momencie poziom mojej gry drastycznie się obniżył. Zwykle kiedy gram źle, dzieje się to od początku i potem w trakcie meczu jestem w stanie rozwiązać moje problemy. Tu było odwrotnie. Błędy były olbrzymie. Nie mogłam też returnować, a przecież jestem w tym dobra - dość bezradnie rozkładała ręce Polka. Wyzwanie przed Świątek robi się coraz trudniejsze, z czego sama sportsmenka doskonale zdaje sobie sprawę. Przyznała to w ciekawej rozmowie z "Super Expressem" tuż przed wylotem do Tokio, gdzie ma spróbować - według zapewnień - podejść do wyzwania na luzie. Zapytana przez dziennikarza, czy największą trudnością przez 75 tygodni była ciążąca na niej presja, zaprzeczyła i bardzo bezpośrednio wskazała, w czym tkwił kłopot. Swoje położenie Świątek przyrównała do gigantów piłki nożnej, sięgając po przykład argentyńskiego gwiazdora. - Pewnie jak gra Messi, to zawsze jest ze trzech obrońców, którzy biegają obok niego i jest mu dużo ciężej grać. To była taka rzecz, do której musiałam się dostosować, którą musiałam też zrozumieć i zaakceptować. To nie było łatwe. Jak drugi raz zostanę numerem 1, to na pewno podejdę do tego z trochę większą świadomością i lepiej przygotowana - zapewniła.