Przed rozpoczynającym się turniejem WTA Finals Krzysztof Guzowski opowiada o specyfice turnieju Masters, o ewolucji tenisa kobiet w kilka lat po zakończeniu kariery przez Agnieszkę Radwańską, o tym dlaczego tenis najbardziej przypomina lekkoatletyczny dziesięciobój i oczywiście o Idze Świątek, o jej przygotowaniu fizycznym, stylu gry, tegorocznych wynikach. Odpowiada też na pytanie, czy Tomasz Wiktorowski jest obecnie najlepszym trenerem tenisowym na świecie? Olgierd Kwiatkowski, Interia.pl: Iga Świątek rozegrała w tym sezonie 72 mecze w cyklu WTA. Gdyby porównać tę wartość do przebiegu samochodu w jednym roku, ile to by było kilometrów. Dr Krzysztof Guzowski, były tenisistka, fizjoterapeuta pracujący w przeszłości m.in. z Agnieszką Radwańską, Caroline Wozniacki, reprezentacją Polski kobiet w Fed Cup: Liderki i liderzy rankingów tenisowych rozgrywają w sezonie około 80 meczów. Niektórzy dochodzili nawet do 100. Iga nie jest pod tym względem wyjątkowa. Ten przebieg nie jest więc przesadnie duży. Myślę natomiast, że intensywność meczów była powyżej średniej. W tenisie trudno ją zmierzyć, bo zawodnik nie ma podpiętych mierników generowanej mocy lub parametrów związanych z poruszeniem się po korcie. Są pewne dane jak prędkość serwisu, prędkość forhendu, ciężar uderzenia, czyli prędkość w połączeniu z rotacją, które mówią dużo o intensywności, ale nie wszystko. Patrząc na Igę widać, że miała dużą intensywność meczów, dominowała nad przeciwniczkami, grając bardzo mocno. Ale jest to trochę subiektywne odczucie bez wiarygodnych danych. W Mastersie w Fort Worth rozegra co najmniej trzy mecze. Czy po tak intensywnym sezonie wytrzyma to obciążenie? - Sztab szkoleniowy Igi bardzo dobrze planuje obciążenia. Są okresy, w których przyciskają ją z treningiem i startami i są kiedy jej odpuszczają. Teraz Iga nie wystartowała w Meksyku w turnieju WTA 1000, w którym było dużo punktów do zdobycia i bardzo wysoka pula nagród. Trenerzy racjonalizują kalendarz startów, dbając o karierę i przede wszystkim o jej zdrowie. Nie gra wszystkich turniejów, które mogłaby grać. To bardzo dobry sposób na przedłużenie kariery. Tak postępował Roger Federer. W pewnym momencie brał udział w najważniejszych imprezach, głównie wielkoszlemowych. Oczywiście robił to u schyłku kariery, ale dlatego też ten schyłek kariery trwał tak długo. To wydaje się rozsądne zwłaszcza wtedy, kiedy mamy do czynienia z zawodniczką, która dominuje w cyklu. Trzeba mądrze dozować starty. A jeśli odpuszcza się starty nie ma obaw, że forma spadnie? - Pracowałem z Caroline Wozniacki. Była typem zawodniczki, która chciała grać każdy turniej. Im więcej grała, tym bardziej chciało się jej tenisa. Ona tego potrzebowała, żeby być u szczytu formy. I robiła to najczęściej z dobrym skutkiem. Ale inni zawodnicy wola odpocząć i grać na świeżości. Wiele zależy od tego, co się dzieje w środku. Trzeba znać dokładnie wszystkie parametry fizjologiczne, wyniki testów, obserwacji psychologicznych, aby ocenić, czy zawodnik może grać non stop, czy raczej trzeba, żeby odpuścił. W sporcie takim jak tenis ważne są te obserwacje. Tenis polega na czuciu piłki. Wpływ na nie ma wiele zmiennych związanych nie tylko z typowo sportowymi umiejętnościami ale też to, co dzieje się w naszym układzie nerwowym, hormonalnym. Ważna jest głowa. Czy zawodniczka uważa, że strategia jaką obrał jej sztab jest najlepsza? Czy ufa sztabowi? Podkreślam, to w środku zespołu nie wygląda wcale nie tak jak sobie wyobrażamy. To jest mnóstwo szczerych i intensywnych rozmów między zawodniczką i trenerami, po których podejmuje się decyzje i wybiera najlepsze możliwe rozwiązanie. Iga Świątek miała dwa szczyty formy w tym sezonie - w pierwszej części sezonu, kiedy wygrała sześć turniejów z rzędu i wydaje się, że teraz od momentu zwycięstwa w US Open. Ale był też moment krótkiego kryzysu latem. - W tenisie nie lubię słowa kryzys. To zupełnie naturalne, że zawodnicy z różnych względów o których często nie chcą mówić, mogą mieć kilka słabszych występów. Mogą dziać się różne rzeczy, często na tle zdrowotnym, czasami mentalnie, są jakieś problemy, coś dzieje się w życiu prywatnym i przegrywają. To nie są maszyny, roboty, tylko ludzie. Iga przegrała kilka meczów, ale trzeba doceniać ją za to co zrobiła w sezonie. W tenisie najmniejsza jednostką rozliczeniową jest sezon, 52 tygodnie. Nie oceniajmy tenisistki po tygodniu, po miesiącu, za jeden, dwa turnieje, ale oceniajmy to, co zawodniczka zrobiła przez 52 tygodnie, co zrobiła w całym cyklu. Fakt jest taki, że Iga ma po sezonie 10,3 tys. punktów, a druga zawodniczka w rankingu 4,5 tys. Wobec tego to, że przegrała kilka meczów, nie ma żadnego znaczenia. Z punktu widzenia pana doktora pewnie imponujące jest to, że Iga Świątek nie miała w tym roku kontuzji poza urazem barku przed turniejem w Madrycie, który może można traktować jako pewną wymówkę. - Każdy zawodnik w trakcie sezonu ma wiele problemów fizycznych. Od tego jest profesjonalny sztab, żeby mądrze tym zarządzać i w sprytny sposób je tuszować. Nie o to chodzi, żeby inni się nie zorientowali, ale o to, żeby to nie wpływało na kalendarz najważniejszych startów, żeby start w każdym turnieju miał jasno określony cel. W przypadku Igi jest to zwycięstwo w turnieju. Jeśli nie jest gotowa, by zagrać pięciu - siedmiu meczów na najwyższym poziomie, to nie bierze udziału w takich zawodach. Przed turniejem w Madrycie Iga miała rzeczywiście problem z barkiem. Decyzja o wycofaniu się nie była łatwą. Z perspektywy czasu była właściwa i dojrzała. Zrezygnowała z mniej znaczącego turnieju, aby lepiej się przygotować do głównego, jakim był Roland Garros. Miała jednak wątpliwości, bo czuła, że bark ją boli, ale nie na tyle, żeby nie mogła grać. Można było spróbować postąpić tak, żeby zmniejszyć dolegliwości do tego stopnia, by nie wpływały na jakość gry. Trenerzy postąpili inaczej i to była bardzo sprytna rozgrywka szachowa. Roland Garros wygrała. Po US Open mówiła, że podczas turnieju miała problemy fizyczne, ale jednak wygrała. - I podkreślała, że z tego powodu tak dużo znaczy dla niej ta wygrana. Ten sezon wzmocnił Igę mentalnie. Wygrała dużo trudnych, trzysetowych meczów. Pokazała, że jest zawodniczką, która ma plan B. Nie wychodzi na kort, gra w stylu bum-bum i jak nic nie wychodzi, to rozkłada ręce. Iga jest świetna w formacji ofensywnej i defensywnej. Większość tenisistek albo gra mocno albo świetnie się porusza. Ona ma i to i to. Był pan na kilku turniejach Masters z Agnieszką Radwańską, która w Singapurze wygrała w 2015 roku. To trudny turniej. Jest koniec sezonu, zawodniczki myślą już o wakacjach, w każdym razie chwili odpoczynku. - Dlatego zawsze można spodziewać się niespodzianek. Tenisistki z pierwszej trójki są bardzo zmęczone, bo rozegrały najwięcej meczów, do tego na najwyższym poziomie intensywności, bo to one grały najczęściej w ćwierćfinałach, półfinałach, finałach, czyli z najlepszymi rywalkami. Są często bardzo zmęczone. Zdarza się, że zwlekają z decyzją o czasochłonnym leczeniu kontuzji w trakcie sezonu, tylko je zaleczają tymczasowo i startują w Mastersie, a z poważniejszymi zabiegami czekają na koniec sezonu. Dlatego widzieliśmy, że lepiej prezentowały się zawodniczki z miejsc 4-8 albo 9-10, bo grały na większej świeżości. Z tego wynika, że tenis jest najbardziej wymagającym sportem? - Porównuje się go do dziesięcioboju. Zawodnik musi posiadać wiele cech, które z pozoru mogą się wykluczać. Musi być silny i szybki, generować dużą moc, z drugiej strony musi być wytrzymały i elastyczny. Trudno stworzyć takiego zawodnika. Każdy trener, fizjoterapeuta, specjalista od przygotowania motorycznego musi się zmierzyć z nie lata wyzwaniem. Nie ma jednego przepisu na przygotowanie tenisisty. Do tego mamy w tenisie zmienność warunków gry, czyli zmienność nawierzchni, częstą zmianę stref czasowych. Pracował pan przez wiele lat z Agnieszką Radwańską i teraz z boku obserwuje Igę Świątek. Jakby pan porównał te dwa typy tenisistek? - To są zupełnie dwie różne zawodniczki. Pod każdym względem, charakterologicznym i fizyczności. Ma to przełożenie na styl gry w tenisa. Dobrze jest obserwować jak z zupełnie inną zawodniczką radzi sobie Tomek Wiktorowski, który wcześniej pracował z Agnieszką. To, że sobie poradził świadczy o jego wybitnym kunszcie trenerskim. Gdyby z Igą pracował tak jak z Agnieszką, efektów by nie było. Agnieszki nie można było prowadzić pod kątem ofensywnego tenisa. Poza tym trzeba było ją bardzo dobrze poznać, aby jej nie zaszkodzić a pomóc. Czy od czasów Agnieszki Radwańskiej, która wygrała Mastersa w 2015 roku, a karierę zakończyła trzy lata później tenis kobiet bardzo się zmienił? - Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. ITF co chwila coś zmienia, a to daje lżejsze piłki, a to zwalnia nawierzchnię kortów. W telewizji wydaje się, że tenisistki grają po prostu na nawierzchni twardej, ale ona jest na każdym turnieju inna. Raz kort będzie szybszy, raz wolniejszy, raz tępy, innym razem kleisty. Zawodniczki grają - w zależności od warunków - szybciej albo wolniej. Rozwinęła się medycyna sportowa, metody treningowe, fizjologia wysiłku. Dostajemy tyle danych, że lepiej monitoruje się trening zawodniczki i wiadomo kiedy można ją przycisnąć, a kiedy dać jej odpocząć, lub wprowadzić zajęcia prewencyjne przeciw kontuzjom. Można to robić dużo lepiej niż pięć lat temu. Zdecydował o tym postęp technologiczny. Dzisiaj mogę na przykład kupić niedrogi sprzęt monitorujący zdrowie zawodnika wraz z wygodną aplikacją na telefon, co pięć lat temu kosztowało 300 tysięcy złotych i było dostępne jedynie na miejscu w Instytucie Sportu. Teraz są te rozwiązania w zasięgu ręki dla każdego ambitnego trenera. Za współtwórcę sukcesu Igi Światek uważa się Macieja Ryszczuka, fizjoterapeutę i trenera przygotowania fizycznego. To podobno pan polecił go tenisowemu środowisku? - Razem pracowaliśmy w Centrum Rehabilitacji Sportowej. Kilka lat temu poleciłem go sztabowi rosyjskiej zawodniczki Sofii Żuk, zwyciężczyni juniorskiego Wimbledonu. Pracował z nią. Na tyle dobrze, że potem trafił do sztabu bardzo dobrych deblistek Timei Babos i Krisitny Mladenović, które odnosiły spore sukcesy. Potem znalazł się w Team Iga Świątek. Z Tomaszem Wiktorowskim zna się pan doktor znacznie dłużej. - Trenowaliśmy razem w tenisowym klubie RKS Okęcie u Pawła Kalinowskiego. Pierwszy raz spotkaliśmy się tam, gdy miałem 9-10 lat. Pracowaliśmy potem razem m.in. w sztabie Agnieszki Radwańskiej czy opiekując się drużyną Fed Cup. Czy Tomasz Wiktorowski jest najlepszym trenerem tenisowym na świecie? - Wystarczy spojrzeć na ranking WTA. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski