Organizatorzy Wimbledonu - All England Lawn Tennis Club - pod koniec kwietnia zapowiedzieli, że z powodu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, wspieranej z terytorium Białorusi, zawodnicy z krajów-agresorów nie będą mogli wystąpić w Londynie. Zarządzająca męskimi rozgrywkami organizacja ATP i kobiecymi WTA od razu skrytykowały tę decyzję, uznając nadanie statusu "neutralnych sportowców" za wystarczający. W piątek oficjalnie poinformowały, że uczestnicy Wimbledonu nie otrzymają punktów do światowego rankingu z powodu dyskryminacji Rosjan i Białorusinów. Obie organizacje wyraziły nadzieję na osiągnięcie porozumienia w sprawie statusu Rosjan i Białorusinów, a jeśli taki konsensus uda się znaleźć, punkty za londyńską rywalizację zostaną przywrócone. Tenis. Iga Świątek zapytana o Wimbledon W Paryżu niemal każdy tenisista jest pytany o tę kwestię. Nie inaczej było w przypadku Świątek. - To jest bardzo trudna sytuacja i każda decyzja będzie dla kogoś szkodliwa. Od kilku tygodni byliśmy częścią tej dyskusji. Problemem jest to, że organizatorzy turnieju i władze WTA, ATP i ITF mają różne opinie. Sport zawsze wykorzystywany był w polityce, a z drugiej strony chcesz, aby zawody były równe dla wszystkich. To oczywiście jest trudne. Osoby decyzyjne powinny wypracować wspólne stanowisko, aby nasz sport był zjednoczony. Teraz nie mam takiego poczucia - powiedziała. Padło również pytanie wprost - czy wolałaby, aby tegoroczny Wimbledon był taki sam, jak zwykle. - Staram się unikać powiedzenia wprost tego, co myślę. Każde rozwiązanie komuś zaszkodzi. Rosyjscy zawodnicy nie są odpowiedzialni za decyzje władz ich kraju, ale jak już mówiłam - sport zawsze był wykorzystywany w polityce - odparła Świątek. - Z jednej strony jako numer jeden rankingu czuję, że coś powinnam zrobić, ale z drugiej mam tylko 20 lat i brakuje mi odpowiedniego doświadczenia życiowego. Kiedy będę gotowa powiedzieć więcej, to powiem - dodała. Poza kwestią czysto polityczną, pozostaje sprawa motywacji w turnieju, za który nie będzie punktów oraz wpływ decyzji WTA i ATP na sytuację w rankingu. Niektórzy zawodnicy muszą się bowiem liczyć ze spadkiem w zestawieniu. W tej sprawie Polka wypowiedziała się zdecydowanie. - W tym roku zdobyłam już tyle punktów, że mi to nie zaszkodzi. Bardziej na mnie wpływa polityczny aspekt tej decyzji. Polska wspiera Ukrainę, wojna toczy się tuż za granicą mojego kraju. Moje punkty rankingowe nie mają w takiej sytuacji znaczenia. Martwi mnie wojna, a nie punkty - podkreśliła. Tenis. Łesia Curenko krytycznie o WTA Motywacja również nie będzie problemem. - Na pewno będę zmotywowana, bo jestem osobą, która po prostu lubi rywalizację. Jak wychodzę na kort, to po to, aby wygrać. Poza tym tytuł na zawsze zostanie przy nazwisku, a także przyda mi się doświadczenie gry na trawie - wyjaśniła. Bardzo krytycznie i emocjonalnie o działaniach WTA wypowiedziała się Curenko. - Informowałam WTA o moim stanowisku w tej sprawie, ale nigdy nie usłyszałam czegoś, co by mnie ucieszyło. Decyzję organizatorów Wimbledonu odbieram jako wsparcie dla Ukrainy. Pozbawienie turnieju punktów mi się nie podoba. Rosjanie zostali wykluczeni z wielu dyscyplin sportu, a w tenisie mówimy o jednym turnieju. Szczerze mówiąc nie uważam, aby to była duża cena do zapłacenia - wyrzuciła z siebie. Ukrainka przyznał również, że na co dzień nie czuje wsparcia z tenisowego świata. Do wyjątków zalicza Świątek, która w poniedziałek przy czapeczce miała przypinkę w ukraińskich barwach. - Ciężko jest przebywać z ludźmi, którzy kompletnie nie rozumieją twojej sytuacji. W moim kraju trwa wojna i jest mi z tym ciężko. Myślę, że ze czterech, pięciu zawodników o tym ze mną rozmawiało i kilku trenerów. Bardzo doceniam to, co robi Iga i generalnie Polska. To po prostu fantastyczne - powiedziała. Początek Wimbledonu zaplanowany jest na 27 czerwca.