Zeszłoroczne finały WTA w Meksyku były nieudane dla Polki. W Guadalajarze przegrała z Aryną Sabalenką, Marią Sakkari, a wygrała tylko z Paulą Badosą. W grupie zajęła ostatnie czwarte miejsce i nie awansowała do półfinału. Wtedy nie była jeszcze tak utytułowaną tenisistką jak teraz, a w rankingu była na dziewiątym miejscu. Świątek zachowała więcej siły - To będzie dla mnie sprawdzian. Rok temu fizycznie i mentalnie nie miałam tyle siły. W tym sezonie pewne rzeczy zrobiliśmy inaczej, by mieć energię na koniec. Jestem ciekawa, czy to zadziała - zastawiała się Świątek. Teraz do WTA Finals przystępuje jako nr 1 światowego tenisa, która wygrała w tym roku dwa turnieje Wielkiego Szlema. W Teksasie będzie jedną faworytką do zwycięstwa. - To zupełnie inne doświadczenie. Teraz zakwalifikowałam się dużo wczesnej, co powinno mi pomóc. Sama jestem ciekawa jak będę w stanie fizycznie poradzić sobie w tym turnieju po tak długim sezonie - przyznała Świątek. Światek: Nie ma dwóch łatwych rund W grupie Polka zmierzy się z Coco Gauf, Caroline Garcią i Darią Kastakiną. Z Amerykanką i Rosjanką ma taki sam bilans - cztery wygrane i jedna porażką. Z Hiszpanką bilans jest remisowy 1-1. Pula nagród w finałach WTA wynosi 5 mln dolarów. Świątek uważa, że ten turniej różni od innych imprez WTA. - To będzie duże wyzwanie, by dzień po dniu mierzyć się z zawodniczkami ze ścisłej czołówki światowej tenisa. Nie będzie czasu, by zagrać dwie pierwsze łatwiejsze rundy. Zobaczymy, czy będę w stanie zagrać na najwyższym poziomie od A do Z - mówiła Świątek. Pierwszy mecz zagra z Kastkiną 1 listopada. W tym roku wygrała z Rosjanką wszystkie cztery spotkania m. in. w Paryżu na Rolland Garosie i w Australian Open.