Pamiętamy twój pierwszy triumf tutaj, gdy nie mogłaś znaleźć drogi, aby pobiec do boksu swoich najbliższych. Czy czujesz już pewność i rutynę, że znasz każde miejsce na korcie centralnym i poza nim? Iga Świątek: - Tak, to jak najbardziej pomaga, bo faktycznie gdy przyjeżdżam na ten turniej, to już wiem, gdzie są moje ulubione miejsca, gdzie się podziać i spędzić czas przed meczem. Tak, aby było mi najwygodniej i żebym mogła się skoncentrować. A po zwycięstwie faktycznie fajnie jest znaleźć tę drogę, choć kiedy się jej nie zna, to poznaje się ją wygrywając po raz pierwszy dany turniej, co także jest bardzo ekscytujące. Sporo mówiłaś o emocjach, też sporo pytań dotyczyło tego wątku. Czy w tej chwili masz poczucie, że zdobywając kolejny Wielki Szlem tutaj, w Paryżu, wreszcie jesteś w stanie z pełną radością i świadomością tego, co dokonałaś, zacząć się tym cieszyć i pocelebrować? A może wciąż czekasz, kiedy w końcu przyjdzie taki moment? - Jeśli mówimy o tej konkretnej minucie, to jeszcze nie miałam czasu się pocieszyć odkąd zeszłam z kortu. Każdy turniej jest inny i ma inną historię. Jak mówiliśmy na konferencji o zeszłym roku, to faktycznie trudno było mi się tutaj ucieszyć, bo czułam więcej ulgi niż pozytywnych emocji. A w tym roku czuję, że wykonałam świetną robotę. Wygrałam tyle tytułów na mączce, tyle ważnych turniejów... W pewnym sensie dominowałam i jestem z siebie ogromnie dumna i na pewno trochę bardziej się pocieszę niż w zeszłym roku. Mówiłaś dużo o różnicy między zeszłym a tym rokiem. Czy powoli już przyzwyczajasz się do myśli, że do Paryża zawsze przyjeżdżasz jako mistrzyni, zawsze tutaj będziesz traktowana trochę specjalnie, w związku z czym presji może będzie mniej? - Myślę, że presja już zawsze ze mną będzie. Zwłaszcza na tych kortach, gdzie jestem w stanie grać najlepszy tenis i ludzie będą tego oczekiwać, ale szczerze mówiąc nie przyzwyczaiłam się do tego. Zwłaszcza po takich doświadczeniach, jak w tym roku druga runda. To pokazuje, że nawet jeśli ma się potencjał do tego, by grać bardzo dobrze i wygrywać turnieje, to wciąż mogą wydarzyć się sytuacje, gdzie jednak się przegra. Dlatego nic nie można brać jako pewnik. Dwa lata temu powiedziałaś na konferencji, że sport jest o tyle ciekawy, iż ciągle można być nienasyconym. Co w tej chwili będzie cię napędzać? - Myślę, że z tym nie będzie problemu, bo w pewnym sensie tenis jest taki, że gdy przyjeżdża się do nowego miejsca, to jest lekki reset i nadal chce się udowadniać, że można grać świetny tenis. Z motywacją nigdy nie było u mnie problemu, bo ja zawsze raczej patrzę w przyszłość. I wciąż wychodząc na kort będę chciała wygrać, niezależnie od tego, co wcześniej się wydarzyło. O to się nie martwię. Iga Świątek z honorowym obywatelstwem Paryża? Jest reakcja. A to nie wszystko Jak będą wyglądały twoje najbliższe tygodnie, bo przed tobą Wimbledon, a już niebawem igrzyska w Paryżu na "twojej" mączce. W Londynie też będziesz chciała odnieść sukces, czy bardziej będziesz pragnęła zrobić kapitalny wynik w Paryżu? - Chcę odnieść sukces wszędzie, gdzie zagram. I żaden turniej nie jest przez nas bagatelizowany. Zwłaszcza Wielki Szlem, to jest w ogóle poza jakimkolwiek rozważaniem, choć zdaję sobie sprawę, że na trawie jeszcze nie odkryłam swojego potencjału. Więc po prostu skoncentruję się na robocie i na tym, żeby jak najlepiej dostosować się do nawierzchni. Ale ogólnie myślę, że przygotowania nie będą jakoś inaczej wyglądać ze względu na igrzyska, bo prawdopodobnie zaczniemy myśleć o olimpiadzie dopiero po Wimbledonie. Na kompleksie Rolanda Garrosa obecny jest stalowy pomnik giganta nad gigantami tego turnieju, Rafy Nadala. Czy pozwalasz sobie na tego typu myśli, że może któregoś dnia pojawi się tutaj także twoja statua? - To w ogóle nie w moim stylu, aby myśleć o sobie w kategoriach pomników. Ale zobaczymy, jak ułoży się moja kariera i ile wygram tutaj turniejów. Myślę, że Rafa jest wyjątkowy i poza jakimkolwiek zasięgiem. Pobicie jego rekordu, myślę, jest prawie niemożliwe. Ale zbliżyć się można. - Spróbuję. Czy masz jakieś obawy o to, że teraz jest mączka, za chwilę będzie trawa, po czym znów paryska mączka? To chyba duże wyzwanie dla twojego sztabu, aby dobrze cię przygotować. - Myślę, że większym wyzwaniem byłoby, gdyby była trawa, mączka, trawa. Natomiast powrót na mączkę, tak uważam, nie będzie dla mnie kłopotem. Zwłaszcza, że nawet jeśli wracam na tę nawierzchnię po całym roku, to wystarczą dwa dni i już czuję się na mączce świetnie. Zresztą już kilka razy miałam taką sytuację, chociażby w tym roku, że na przykład grałam Fed Cup na hardzie, po czym na mączkę wychodziłam w Stuttgarcie i byłam w stanie zagrać bardzo dobry turniej. Dlatego uważam, że po raz drugi przejście na mączkę nie będzie kłopotem. Gdy pomyślisz sobie, że 23-latka wygrała pięć Wielkich Szlemów, to co stwierdzisz? - Że nie marnowała czasu. Bez dwóch zdań przerosło to wszystkie moje oczekiwania. Ostatnio wtajemniczyłaś nas trochę we wspólne zajęcia z Tomaszem Berkietą, finalistą juniorskiego French Open. I można powiedzieć, że wszystkiego nam nie powiedziałaś, ale Tomek ujawnił, że rywalizując z tobą skończył - cytuję - nad koszem. - A no, to prawda (śmiech). Chodziło o testy interwałowe i Tomek gonił twój pułap? - To znaczy nie był to test, po prostu trening. Może dla Maćka Ryszczuka był to jakiś test, bo on faktycznie zapisuje każdy nasz wynik. Ogólnie był to wymagający trening, nie pierwszy raz go robiłam, ale faktycznie Tomek skończył nad koszem na śmieci (uśmiech). Ja miałam trochę więcej doświadczenia, więc dałam radę bez tego. Fajnie, że mogłam z nim potrenować, bo tak jak mówiłam, choć jest młodszy ode mnie, to z racji płci ma inne warunki, więc trening z taką osobą zawsze daje trochę więcej motywacji. Generalnie gdy jedna osoba ściga się z drugą, to zawsze wynik będzie trochę lepszy i to jest normalne. Maciej specjalnie to tak zaprojektował, żebyśmy jak najwięcej na tym skorzystali. Wyjdźmy poza konwencję sportową, bo w niedzielę mamy ważny dzień, a ty też zabierasz głos na temat wyborów i tego, czy będziesz głosować. Jestem ciekaw, czy, jak i gdzie - o ile zdążysz - oddasz głos? - Oczywiście zagłosowałabym, ale przyznam, że po pierwsze nie spodziewałam się, że zrobię to jeszcze tutaj w Paryżu. Dlatego, że zazwyczaj nie myślę o sobie w kategoriach, że wygram turniej i będę tutaj też w niedzielę, gdy przypada głosowanie. A po drugie nie zdążyłam się zarejestrować i zmienić lokalizacji, więc jutro formalnie nie dam rady. Ale zachęcam wszystkich do głosowania. Myślę, że ludzie wybaczą mi, bo byłam trochę zajęta. Przebywałam w bańce turniejowej, przez co tego nie zrobiliśmy, ale zachęcam wszystkich do skorzystania z tego obywatelskiego przywileju. Rozmawiał i notował w gronie polskich dziennikarzy: Artur Gac, Paryż