W 1/8 finału turnieju WTA San Diego Iga Świątek stoczyła ciężki, wyrównany bój z Chinką Qinwen Zheng. Po wywalczeniu zwycięstwa w trzech setach Polka nie ukrywała, że kosztowało ją to sporo wysiłku. - Było mi trudno złapać rytm, chyba dla każdego byłoby to trudne. Tym bardziej, że jestem tu trzeci dzień i wciąż czuję skutki "jet lagu" - przyznała. - Ale to dla mnie nowe doświadczenie. Musiałam się też przystosować do stylu gry rywalki, do warunków - wskazywała Polka. Iga Świątek: Jestem szczęśliwa, że jestem w takim miejscu - Jak mam być szczera to nastawiałam się tu na słońce - przyznała Polka ze śmiechem. Tymczasem w meczu z Chinką musiała się zmagać z opadami deszczu, przerywającymi spotkanie. Świątek zaczęła też powoli podsumowywać ten fenomenalny sezon w swoim wykonaniu. - Nie spodziewałam się że będę mieć za sobą taki sezon. Jestem szczęśliwa, że jestem w takim miejscu. Moje marzenia się spełniają. Jestem wdzięczna sztabowi - podkreślała. W chwili, gdy kończyła zmagania z Chinką, Świątek nie wiedziała jeszcze kto będzie jej przeciwniczką w kolejnej rundzie, czy Bianca Andreescu czy Coco Gauff. - Wiem jednak, że to będzie trudny mecz, przeciwko doświadczonej rywalce - zastrzegała. - Natomiast nie oczekiwałam tu łatwych meczów. Mam nadzieję, że będziemy w stanie dać tu w kolejnej rundzie dobre show. Czytaj także: Iga Świątek skradła show w San Diego