Olgierd Kwiatkowski, Sport.interia.pl: Jak Iga Świątek znosi fizycznie ten tenisowy maraton? W tym sezonie przez cztery miesiące zagrała 35 meczów, na czterech kontynentach, w różnych warunkach - na hali i na kortach otwartych, na różnych nawierzchniach. Maciej Ryszczuk, trener przygotowania fizycznego i fizjoterapeuta w sztabie Igi Świątek: Dzięki temu, że wygrywa i bije kolejne rekordy i swoje i światowe, znalazła się na takiej fali, że adrenalina, która towarzyszy tym kolejno realizowanym celom, pozwala się jej czuć dobrze, również fizycznie. Ale nic nie pozostawiamy przypadkowi. Stale kontrolujemy stan psychofizyczny Igi. Niemal codziennie wykonujemy pomiary, robimy badania, analizy, rozmawiamy z zawodniczką na temat samopoczucia. Na tej podstawie dobieramy obciążenia treningowe i podejmujemy decyzje o kolejnych startach. Odpowiadając na pytanie - Iga czuje się bardzo dobrze i dobrze znosi trudy ostatnich tygodni i tego sezonu. Jakby pan miał wskazać na jeden z czynników, takich jak wiele meczów i turniejów w krótkim czasie, zmiana stref czasowych, nawierzchni, to który jest najbardziej uciążliwy dla Igi Świątek? - Biorąc pod uwagę ściśle fizyczny aspekt, to najbardziej uciążliwa była gęstość tych meczów, nagromadzenie tych spotkań w tak krótkim czasie. Można rozegrać 35 meczów, ale rozłożonych na dużo dłuższy okres i wtedy u zawodniczki nie ma zagrożenia przeciążenia, ale kiedy intensywność jest tak wysoka jak u Igi, która 35 meczów rozegrała w cztery miesiące, to ta częstotliwość może mocno dawać się we znaki. To nie jest jeden, drugi mecz w turnieju, a potem tydzień przerwy, ale to było cztery, pięć, sześć kolejnych spotkań z krótkimi przerwami pomiędzy. To jest męczące, nawet mimo tego, że niektóre mecze trwały krótko. Również wtedy Iga grała na najwyższych obrotach i traciła wiele energii. A zmiana nawierzchni? Jaki to ma wpływ na obciążenia? - Dla każdego zawodnika to jest uciążliwe. W Stuttgarcie Iga zagrała po raz pierwszy na tej specyficznej nawierzchni, zaraz po rozgrywkach Billie Jean King Cup w Radomiu, które odbyły się na "hardzie". Iga musiała dostosować się do nowych warunków w Stuttgarcie. Odbyła dwa treningi przed pierwszym meczem. Jak widać dała sobie radę. Nie było łatwo. Nie tylko Iga, ale inni trenerzy, zawodniczki dzielili się ze mną wrażeniami i wszyscy mówili, że było bardziej ślisko niż na normalnej mączce. Wynikało to z tego, że pod mączką jest podłoże zbliżone właściwościami do tartanu lekkoatletycznego, o ciut grubszej strukturze. Warunki były bardziej porównywalne do twardej nawierzchni, ale śliskość zdecydowanie wyższa. Nie pierwszy raz w tym sezonie w Stuttgarcie zdarzyło się, że Iga grała kolejne mecze w bardzo krótkich, mniej niż 24-godzinnych odstępach czasowych. Wygrała, ale to był dla niej ciężki egzamin. - Na turniejach tenisowych często dochodzi do sytuacji, w której mamy mało czasu na regenerację zawodnika. Nigdy wtedy nie będzie na 100 procent gotowym do następnego meczu. Ale dochodzi adrenalina, chęć zwycięstwa, więc daje sobie z tym radę. Później jednak zawodnik czy zawodniczka - mówiąc kolokwialnie - odpokutowuje tak intensywne granie i po turnieju musi sobie dać więcej czasu na odpoczynek, aby w kolejnym turnieju być gotowym podjąć walkę na najwyższych obrotach. Jak wyglądał czas spędzony przez Igę między półfinałem i finałem w Stuttgarcie, czyli jednym z najtrudniejszych - trwającym trzy godziny - meczu w sezonie z Ludmiłą Samsonową i pojedynkiem o trofeum z Aryną Sabalenką? - Nic nowego nie wprowadziliśmy. Postępujemy tak jak w całym sezonie, mamy pewne stałe zasady i wypracowane rutyny. Między meczami dbamy o przyzwoite żywienie, suplementację, robimy pomiary krwi, wykonujemy badanie HRV czyli zmienności rytmu serca. Na tej podstawie wiemy, jak Iga będzie reagowała na wysiłek i wtedy dobieramy odpowiednie schematy regeneracyjne. Dodajemy do tego masaż, na który Iga bardzo dobrze reaguje i który pozwala jej pozbyć się odczuć zmęczenia tkanek miękkich czy stawów. Większość topowych sportowców, na przykład kolarze na wyścigach wieloetapowych, ale mówił też o tym Robert Lewandowski, przywiązuje ogromną wagę do snu. Może pan zdradzić jak długo spała Iga między półfinałem i finałem w Stuttgarcie? Czasu miała niewiele. - Mecz półfinałowy zakończył się bardzo późno, do tego był bardzo wyczerpujący emocjonalnie. To nie ułatwia snu, ale było go wystarczająco dużo. Dbamy o to, żeby u Igi trwał minimum siedem godzin. Monitorujecie sen? - Rano robimy pomiary, aby stwierdzić jak wygląda aktywność układu nerwowego, zmienność rytmu serca i subiektywne poczucie zmęczenia zawodniczki. Dużo to nam mówi o tym, co się działo w nocy i dzień wcześniej. Nie używamy popularnych na świecie urządzeń do monitorowania snu, także dlatego, że Iga nie lubi spać z zegarkiem. Nie chcemy dodawać dodatkowego bodźca, który przeszkadzałby jej w regeneracji. W wielkim skrócie - stosujemy takie środki, które pozwalają nam określić, jaki trening możemy wykonać danego dnia, czy możemy, mówiąc kolokwialnie, docisnąć zawodniczkę, czy jednak jej odpuścić. Jaka była pana rola w Stuttgarcie? Na miejscu był tylko pan i tata Igi, Tomasz Świątek. Zabrakło trenera tenisowego Tomasza Wiktorowskiego i psycholog Darii Abramowicz. - Niewiele się zmieniło oprócz tego, że fizycznie nie było Tomka Wiktorowskiego. Iga stale rozmawiała jednak z trenerem, ja również. Tomek informował mnie o tym, jakie są założenia taktyczne na przedmeczowy trening i na konkretny mecz. Starałem się wykonać te zalecenia na tyle, na ile mogłem, choć nie jestem trenerem tenisa. Wiem, że Iga też rozmawiała z Darią, ale w sferę mentalną ja zupełnie nie ingeruję. Na podstawie informacji, które uzyskałem od Tomka i Darii, omówiłem wszystko z Igą jeszcze przed samym meczem. Muszę jednak powiedzieć, że Iga tak dobrze i pewnie czuła się w tym turnieju, że nie było potrzeby dużej wymiany myśli. W zespole mamy też na tyle dobrze wypracowaną komunikację, że jak nie jesteśmy na turnieju w pełnym składzie, to wciąż możliwa jest efektywna praca. Uważa pan, że Iga posiada rezerwy fizyczne, które pozwolą wytrzymać jej kolejny trudny miesiąc na kortach - turnieje WTA 1000 w Madrycie i Rzymie, a potem Roland Garros? - Pod względem fizycznym wytrzyma. Nikt oczywiście w 100% nie przewidzi, jak taka intensywność i maraton wpłynie na cały sezon, bo mimo że wiele rzeczy możemy zaplanować i przewidzieć, to naszą strategię wciąż musimy adaptować do kolejnych występów Igi i ich rezultatów. Tak to działa w tenisie, że nigdy nie ma pewności, na jakim etapie zawodniczka zakończy turniej, dlatego nasza praca to połączenie długofalowego planowania i bieżącej elastyczności. Czy Iga trenowała już w Madrycie? - Teraz Iga odpoczywa, ma trochę czasu na regenerację głowy i ciała. Zasłużyła na to. W środę wróci do treningu, choć tradycyjnie zaczniemy od wszystkich naszych pomiarów i rozmów, żeby zbadać poziom zmęczenia. Na tej podstawie będziemy podejmować dalsze decyzje w sprawie treningów i założeń meczowych. Nie boicie się specyficznej nawierzchni na kortach w Madrycie? - Nawierzchnia nie stanowi problemu, ona pasuje Idze. Różnicę robi wysokość. Korty są położone na 500 m n.p.m. Ważne będzie jak Iga dostosuje się do wysokości i do tego, że ponownie zagra na powietrzu. W Stuttgarcie turniej odbywał się w hali. Nie jest pan zaskoczony wynikami Igi, tą serią meczów i turniejów bez porażki? - Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie jestem zaskoczony. Nie wiem, czy jest ktoś, kto przewidział takie wyniki. Ja zdawałem sobie sprawę, że Igę stać na wiele pod względem fizycznym, ale zawsze do tego trzeba dołożyć umiejętności tenisowe, wykonywać żmudną pracę na korcie z rakietą bez względu na swój ranking. Iga nadal ciężko pracuje i fizycznie i tenisowo. Widać tego efekty. Jaki procent treningu stanowi przygotowanie fizyczne, a jaki tenisowe? - Wszystko zależy od tego, czy jesteśmy po sezonie, czy robimy transfer do przygotowania przedsezonowego, czy mamy zmianę nawierzchni, czy mamy zaplanowaną dłuższą przerwę. Bazę robimy po sezonie i przed sezonem. W tenisie jest inaczej niż w innych sportach. Nie ma długiego okresu, który można poświęcić najpierw na regenerację, a potem na przygotowania. Trzeba od razu brać się do roboty. Warto już pracować pod koniec sezonu zanim on się skończy. My bardzo ciężką pracę wykonaliśmy po Indian Wells (w ubiegłym roku odbył się w październiku - przyp. ok) i Mastersem w Guadalajarze. Wtedy zbudowaliśmy fundament pod ten sezon, pracowaliśmy głównie nad wytrzymałością, utrzymaniem mocy. To zaprocentowało na początku sezonu przygotowawczego. Później zwiększaliśmy intensywność treningu i zdejmowaliśmy objętość treningu. Nie jestem w stanie powiedzieć jaki procent w treningu Igi stanowi przygotowanie fizyczne, a jaki trening tenisowy. Jesteśmy elastyczni, decyzje podejmujemy na bieżąco na podstawie danych, które zbieramy, odczuć zawodniczki, rozmów z trenerem Wiktorowskim. Wiele aspektów jest też wiedzą wewnętrzną, którą nie chcemy się dzielić. Czy Iga ma jeszcze fizyczne rezerwy, by grać lepiej? - Najbardziej zaskakujące jest to, że u Igi jest jeszcze sporo miejsca do poprawy. Musimy pracować systematycznie, nie pominąć żadnego etapu, działać krok po kroku, tylko tak pójdziemy do przodu. Ale Iga jest przecież na tenisowym szczycie. - W tenisie każdy zawodnik musi się poprawiać bez względu na to, jaką pozycję w rankingu zajmuje. Każdy mecz, każdy kolejny dzień to inna historia, codziennie potrzebna jest praca. Kiedy patrzy pan na inne zawodniczki z WTA. Która z nich jest w stanie teraz zagrozić Idze? - Bardzo trudne pytanie. Iga czuje się dziś na tyle dobrze, że jest w stanie wygrać z każdym, co pokazuje na korcie, ale w tenisie praktycznie każdy może zaskoczyć. Widzieliśmy w Stuttgarcie, że Ludmiła Samsonowa w teorii, czyli rankingowo nie powinna stanowić zagrożenia, ale zagrała świetny mecz i omal nie wygrała. Dużo zawodniczek może zagrozić, ale to często zależy od dyspozycji dnia. W półfinale w Stuttgarcie Samsonowa czuła się świetnie, a Idze trochę brakowało do jej "big performance", ale potrafiła wyjść z chwilowego kryzysu. To bardzo cenne. Jaki jest dla pana priorytet w dalszej pracy z Igą? - Mądre zarządzanie energią. Czyli? - Mamy dalekosiężne plany, skupiamy się nie tylko na tym sezonie, ale już wybiegamy myślą na kolejny. Myślimy długofalowo. Chodzi o to, żeby Iga biegła nadał w tym tenisowym maratonie, żeby to był maraton, a nie sprint. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski Maciej Ryszczuk, były lekkoatleta, obecnie trener przygotowania fizycznego i fizjoterapeuta. Od 2019 roku w sztabie Igi Świątek. Jest również trenerem najszybszego polskiego płotkarza Damiana Czykiera. W przeszłości pracował z innymi tenisistkami - Timeą Babos i Kristiną Mladenović.