W dwóch poprzednich edycjach Świątek zatrzymała się właśnie na 1/8 finału. Upragniony krok dalej dała jej wygrana z Rumunką Soraną Cirsteą 5-7, 6-3, 6-3. Rozstawiona z numerem siódmym Polka nie kryła podczas konferencji prasowej, że odczuwa skutki tego pojedynku. "Jestem teraz dość zmęczona i świętowanie odłożę chyba na jutrzejszy ranek. Za mną bardzo satysfakcjonujący tydzień. Czuję, że wykonałam kawał roboty, by wygrać te spotkania" - podsumowała. Zapewniła, że mimo iż pojedynek z 38. na światowej liście i starszą o 11 lat Cirsteą był długi, to w jego trakcie nie miała kłopotów kondycyjnych. "Fizycznie czułam się bardzo dobrze. Gdy grałyśmy długie wymiany, to nie miałam poczucia, że jestem tak zmęczona, iż nie mogę dojść do piłki. (...) Przez dwie i pół godziny była jednak w napięciu i stresie, czasem musiałam gonić wynik i to miało wpływ na ciało. Czasem miałam trochę sztywniejszą rękę i celem było, by się rozluźnić i w tych decydujących momentach grać bardzo dokładnie, co koniec końców mi wyszło" - analizowała. 20-letnia tenisistka przyznała, że potrzebuje nieco czasu, by po tam intensywnym meczu uspokoić się i zasnąć. "Pewnie do północy mi się nie uda. Ale mam tu czas, żeby się zregenerować. Podoba mi się to, że gramy co dwa dni, bo to mi sporo daje. A kiedy gram o późniejszej porze, to korzystam z drzemek, więc czuję się zregenerowana. Ale emocji było dziś sporo... Nie wiem co zrobię, by się zrelaksować. Mamy fajny widok z okien mieszkania na Melbourne, więc może go trochę popodziwiam" - zastanawiała się. Podopieczna Tomasza Wiktorowskiego nie kryła, że doświadczona przeciwniczka nakładała na nią dużą presję w trakcie spotkania. "Musiałam więc uporać się z pewnymi wątpliwościami, które miałam. Udało mi się to całkiem nieźle, bo nie mamy zbyt dobrych statystyk, jeśli chodzi o odwracanie losów meczów po przegraniu pierwszego seta. Wciąż nad tym pracuję. Tego typu spotkania dadzą mi dużo pewności siebie w przyszłości" - stwierdziła. Jak dodała, w końcówce starała się nie myśleć o popełnionych wcześniej błędach. "Bo te na pewno się przytrafią, zwłaszcza gdy rywalizujesz z kimś, kto gra tak szybko. Starałam się patrzeć wyłącznie do przodu, co było dość trudne, ale się udało" - wspominała. Świątek wskazała, że w tym pojedynku ważna była zarówno umiejętność dostosowania się do sytuacji i rozwiązywania problemów na korcie, jak i konsekwentne trzymanie się swoich przedmeczowych założeń. "Ale chyba istotniejsza była dyscyplina taktyczna, bo znaleźć rozwiązanie przy jej szybkiej i agresywnej grze było naprawdę trudne. Chciałam zmusić ją do biegania, ale to bywa trudne, gdy czasem nie kontrolujesz piłki w stu procentach. To nie tak, że w dalszej części spotkania wpadłam na jakiś nowy pomysł. Może byłam po prostu wtedy solidniejsza" - zaznaczyła. Dotychczas mogła pochwalić się dotarciem w każdej z czterech imprez wielkoszlemowych co najmniej do 1/8 finału, ale dalej przeszła jedynie we French Open. Teraz dołożyła do tego Australian Open. "Pierwszy wielkoszlemowy ćwierćfinał na korcie twardym wiele dla mnie znaczy. Dwa lata temu czułam, że nie jestem w stanie na tej nawierzchni grać po swojemu i zawsze dostosowywałam się do tego, co robiły moje rywalki. Teraz jest inaczej, bo czuję, że naprawdę się rozwinęłam i mogę pokazać więcej na +betonie+, mam więcej swobody. Jestem z tego dumna" - zapewniła mistrzyni French Open 2020. Jeden z zagranicznych dziennikarzy zwrócił uwagę, że nikt z aktywnych tenisistów poza raszynianką nie może obecnie pochwalić się taką passą w Wielkim Szlemie jak ona. W każdym z sześciu ostatnich turniejów tej rangi dotarła co najmniej do 1/8 finału. "Jestem z tego dumna. Moim celem na poprzedni sezon było zachowanie regularności. Teraz mogę to kontynuować, dodając do tego też inne cele. Zawsze jestem nabuzowana przed Wielkim Szlemem. Wiem, że powinnam traktować każdy mecz tak samo, ale kiedy zaczyna się impreza tej rangi, to czuję, że atmosfera i energia są inne. Myślę, że na moją korzyść działa też dzień przerwy między meczami, ale trudno mi dokładnie wytłumaczyć, co jest kluczem w przypadku tej serii" - zastanawiała się Polka. O awans do półfinału zagra ze 115. w światowym rankingu Estonką Kaią Kanepi, która wyeliminowała w poniedziałek rozstawioną z "dwójką" Białorusinkę Arynę Sabalenkę. Podczas konferencji raszynianki pojedynek ten nie był jeszcze rozstrzygnięty, a dziewiąta rakieta świata nie chciała wówczas wybiegać myślami w przyszłość. "Mój mecz był dość ciężki, więc na razie chcę po prostu się zregenerować dobrze. Mój trener zajmuje się oglądaniem meczów moich przyszłych przeciwniczek. Ja na dziś zakończyłam już swoją pracę. O kolejnej przeciwniczce pomyślę we wtorek wieczorem" - zaznaczyła. an/ krys/ Czytaj też: Rywalka Świątek powiedziała, dlaczego przegrała bój z Polką