- Przystępowałam do tego turnieju bez specjalnych oczekiwań - powiedziała podczas dekoracji 21-letnia tenisistka. Może ktoś jej zarzucić nieszczerość, ale nie było w tych słowach krzty przesady. Świątek najlepiej zagrała w końcówce turnieju Po niebywałej pierwszej części sezonu, w której Iga Świątek objęła prowadzenie w rankingu WTA, wygrała sześć turniejów z rzędu i 37 kolejnych meczów, popadła w zrozumiały i oczekiwany nawet przez nią samą, krótki kryzys. Kryzys, ale nie zapaść. Polka przegrała w trzeciej rundzie Wimbledonu, w ćwierćfinale turnieju WTA 250 w Warszawie, w trzeciej rundzie turniejów WTA 1000 w Toronto i Cincinnati. W Nowym Jorku jej gra nie była z początku przekonująca. W trzeciej rundzie przegrała pierwszego seta ze 108. zawodniczką w rankingu WTA Niemką Jule Niemeier. Ale w decydującej fazie US Open Świątek zagrała najlepiej. Nadeszły: pewne zwycięstwo z Jessiką Pegulą w ćwierćfinale, wyszarpane z Aryną Sabalenką w półfinale i trudne, ale zasłużone w finale z Ons Jabeur. Świątek i jej sztab działali według planu US Open wygrała zawodniczka, która mogła czuć się wymęczona wyczerpującym sezonem. Ma za sobą już 64 mecze w tym roku. Znalazła się w zupełnie innej sytuacji niż wtedy, kiedy triumfowała w Roland Garrosie dwa lata temu i w tym sezonie. W 2020 roku przeszła przez paryski turniej na fali młodzieńczego entuzjazmu. Od pierwszego do ostatniego meczu zachwycała. Na przełomie maja i czerwca tego roku na Roland Garros potwierdziła wysoką formę i kontynuowała passę zwycięskich meczów i turniejów. Wykonała swoje zadanie. Przed startem w Nowym Jorku nie wiadomo było czego można się spodziewać. Wcześniejsze przegrane, zawsze niespodziewane w przypadku liderki rankingu, nie skłaniały do optymizmu. Ale coraz więcej wskazuje na to, że amerykańskie turnieje były etapem przygotowawczym do najważniejszej imprezy tej części sezonu - US Open, a może i kolejnych, czekających liderkę rankingu, turniejów. Iga Świątek i jej sztab - Tomasz Wiktorowski, Maciej Ryszczuk i Daria Abramowicz - działali według planu. Nie wiedzieli, czy jego realizacja się powiedzie. Jak się okazało początki były trudne, ale koniec radosny. Talent, praca, rutyna i anielski spokój, ale w końcu Świątek nie wytrzymała Przy tym wszystkim Iga Świątek dołożyła dużo od siebie. Wykorzystała to, co daje jej wrodzony talent, lata sumiennej pracy, umiejętność wygrywania i rutyna z dotychczasowych w finałach WTA, a szczególnie z dwóch finałów Wielkiego Szlema w Paryżu. Nawet wtedy kiedy Polce w Nowym Jorku nie szło w końcu wychodziła z opresji. Może nawet kluczowy był ten brak specjalnych oczekiwań, o którym mówiła zwyciężczyni US Open podczas uroczystości wręczenia trofeum. Przez cały turniej, co by się nie działo, Świątek zachowywała się dojrzale, okazywała anielski spokój i cierpliwość. Jedyny moment kiedy nie wytrzymała to jej reakcja po ostatniej piłce finału. Wtedy się rozpłakała. Ale to jest jak najbardziej zrozumiałe. Olgierd Kwiatkowski