Patrząc na ostatnie trzy starty na Wimbledonie, dwa lata temu nie zagrałaś żadnego turnieju przed, w zeszłym wybrałaś Bad Homburg i w tym także nie wystąpiłaś wcześniej na trawie. Czy w związku z tym będziecie myśleli w sztabie, w jaki sposób pogodzić długie starty na kortach ziemnych w Paryżu z tym, by znaleźć szansę zagrać gdzieś na trawie przed Londynem? Iga Świątek: - Jeśli macie jakieś sugestie, w jaki sposób można to zrobić, to zapraszam. Ale przyznam szczerze, że wszędzie można znaleźć jakąś zależność, jeśli się uprzemy. Można też powiedzieć, że rok temu przegrałam w ćwierćfinale w Rzymie i miałam trochę więcej czasu przed Rolandem Garrosem, bo nie grałam kilka dni. Tak że zależności jest sporo, my wszystkie bierzemy pod uwagę, ale to nie są proste decyzje. Nie stawiałabym na to, że zagrałam gorzej dlatego, że nie grałam turnieju przed. - Też zwróćcie uwagę, że nie jest łatwo grać turnieju WTA tuż przed Wielkim Szlemem, gdy te turnieje wciąż są takie, że warto byłoby do nich podejść profesjonalnie. A gdybym miała grać do końca taki turniej, to nie wiem, czy wyszłabym na Wimbledon zregenerowana i z "zatankowanym paliwem". Jeśli porozmawiacie o zmianie systemu, żebym mogła zagrać na przykład dwa mecze przed takim Wielkim Szlemem i nie wycofywać się bardzo chamsko z turnieju w trakcie, to fajnie. Jednak taki system nie istnieje, więc pod tym względem podejmowanie decyzji nie jest łatwe. Nie chcę być taką zawodniczką, która tak będzie postępowała w stosunku do organizatorów i tego, jak wygląda ten kalendarz. Więc...(dłuższa cisza). Spoko, jakbyśmy mieli jakiś turniej, w którym można by było zagrać dwa mecze na wysokim poziomie i wciąż mieć tydzień przerwy przed Wimbledonem, pewnie wzięłabym to bardziej pod uwagę. Ale nie chcę jechać, żeby taktycznie przegrać, albo się wycofywać. Może nie powinnam tego mówić, ale pewnie wszyscy wiecie, że dużo tych wycofań przed Wielkim Szlemem jest taktycznych. Zobaczymy, jak się to ułoży, bo na pewno nie jest łatwo to pogodzić. Chcę zapytać o wydarzenia sprzed trzeciego seta, gdy wróciłaś po przerwie, sędzia od razu zwrócił się z komendą "time", a ty jeszcze przez jakiś czas trzymając dwie rakiety w obu dłoniach zastanawiałaś się, którą wybrać. Publiczność twoje zachowanie skwitowała buczeniem. Czy ta reakcja trybun do ciebie dotarła, jakkolwiek na ciebie wpłynęła, a także czy słusznie zinterpretowali to kibice, że była to z twojej strony gra na czas? Czy istotnie, mówiąc kolokwialnie, chciałaś coś w ten sposób ugrać? - Nieeee... Miałam sporo czasu w szatni, żeby się ogarnąć. Nie wiem, czemu publiczność tak zareagowała. Po prostu myślałam, że wzięłam złą rakietę i chciałam na nalepce przeczytać, czy wzięłam dobrą jeśli chodzi o struny. Była też zmiana piłek. Sędzia mimo tego, że ja zapytałam, czy jest ich zmiana, od razu wykrzyczał "time". Wiedział, że nie miałam gotowej rakiety, więc może to spowodowało, że oczekiwanie wydawało się za długie. Ja nie przedłużam celowo, nie gram na czas, zazwyczaj po prostu staram się wykorzystać ten czas, który mam, żeby być jak najbardziej gotową. Ale nie robię tego na złość, dlatego nie wiem czemu buczeli. Trzeba się ich spytać, ale nie wpłynęło to na mnie. Wyłapano w transmisji, że podobno skierowałaś być może do swojego sztabu słowa o tym, że nie możesz oddychać. Jeśli tak było, to rozwiniesz tę sytuację? Powodem był zamknięty dach? - Dach nie miał tu znaczenia. Po prostu od początku, jak tylko tu przyjechałam na trawę, grałam na trochę większym spięciu. Przez to, że muszę pracować niżej na nogach, trochę szybciej się meczę. W trakcie akcji nie mam tyle czasu na to, żeby dojść do siebie. Dzisiaj to mocniej poczułam, pewnie też dlatego, że było trochę więcej dłuższych akcji. Starałam się w trakcie uderzeń wydychać powietrze, żeby złapać trochę więcej luzu i właśnie być gotową do dłuższych akcji, ale nie do końca to wychodziło. Pewnie dlatego, że byłam trochę spięta. To też sprawiło, że kilka razy mnie przytkało i akcje kosztowały mnie o wiele więcej niż gdziekolwiek indziej. To też nie wyszło tak, jak powinno, ale z tym też można grać. Był to jeden z tych czynników, który sprawił, że było mi jeszcze bardziej niewygodnie. Dwa dni temu wzięłaś udział we wzruszającej ceremonii pożegnania Andy'ego Murraya. Czy naszły cię wtedy większe myśli na temat kariery sportowca? - Myślałam o tym, co Andy osiągnął i jak dużą jest inspiracją. A także o tym, co zrobił dla kobiecego tenisa, więc miałam w sobie trochę wdzięczności. Dlatego wiedząc, że jest bardzo dobrą osobą, totalnie nie zastanawiałam się, tylko od razu dostawszy taką informację chciałam być na tej wielkiej ceremonii. Mam nadzieję, że jemu się podobało, w pewnym sensie ten etap ma zamknięty i będzie w stanie być dumny z tego, co osiągnął i dalej iść swoją drogą. Rozmawiał i notował Artur Gac, Wimbledon