Po kilku minutach trwania konferencji prasowej z Igą Świątek, począwszy od jej anglojęzycznej części, miałem jedno, wiodące spostrzeżenie. Najlepsza tenisistka świata po meczu pierwszej rundy z Sofią Kenin wydawała mi się być dużo bardziej swobodna, z większą dawką uśmiechu i radości na twarzy niż podczas niedawnego wspólnego obcowania przy okazji French Open. W związku z tym zapytałem naszą gwiazdę, czy podziela tę obserwację. A jeśli tak, to czy ma ona związek z faktem, że w Paryżu od początku dźwiga na swoich barkach wielką presję i oczekiwania, że nieustannie będzie "dowoziła" tytuł, zaś na Wimbledonie towarzyszy jej inne mentalne nastawienie i podejście. Iga Świątek: Zrobiłam super robotę w pierwszej części sezonu - Znaczy, no jakby, nie wiem... - po raz wtóry wymownie uśmiechnęła się Iga Świątek. I kontynuowała: - Po prostu mam wrażenie, że zrobiłam super robotę w pierwszej części sezonu i już nikt mi tego nie zabierze. Wywalczyłam sobie to, że mogę trochę spokojniej podchodzić do kolejnych turniejów pod względem tego, że mam zabezpieczone punkty. Nie jest tak, jak rok temu, gdy w pewnym sensie musiałam cały czas uciekać. Może to wynika z tego, ale może też obudzę się jutro i będę miała gorszy nastrój - po tych słowach znów się uśmiechnęła. Polka stroniła od porównań na zasadzie minionego wspomnienia z Londynu, czyli ostatniego meczu w poprzedniej edycji turnieju z tym, jak czuła się na londyńskiej trawie w starciu z Amerykanką. To znaczy za niemiarodajne uznała porównywanie swojej gry w obu spotkaniach, by na tej podstawie ocenić, czy jej miłość do zielonej nawierzchni nabiera coraz większych rumieńców. - Nie porównywałabym w ten sposób, nawet na zasadzie odczuć. Dlatego, że to był mój pierwszy mecz od trzech tygodni, więc odczucia nie będą takie same jak w ubiegłorocznym ćwierćfinale, gdy byłam już w rytmie startowym. Wtedy już wiedziałam, na czym się skupić i co poprawiać. A tu na razie musiałam wybadać co mogę zrobić, bo wiadomo, że na korcie treningowym można było zrobić trochę więcej. Na meczowym czasami trzeba podejmować inne decyzje, bo dochodzą inne aspekty - odparła podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego. Natomiast w innym miejscu rozmowy z dziennikarzami, na nieco inaczej postawione pytanie, odpowiedziała już tak, że wskazała swój progres. Czy czuję się teraz pewniej na trawie niż kiedykolwiek wcześniej? Chyba tak. Kiedy zmieniasz nawierzchnię, pierwsze kilka meczów nie będzie wygodnych i musisz to zaakceptować. Ale patrząc na to, jak gram na korcie treningowym, czuję, że z roku na rok robię postępy. Z każdym kolejnym rokiem odrobinę szybciej przystosowuję się do nawierzchni. Więc faktycznie można powiedzieć, że czuję się bardziej komfortowo. Ale to nie zmienia faktu, że i tak będzie ciężko na tym korcie, bo to Wielki Szlem i trzeba być w gotowości - mówiła Świątek, której najlepszym wynikiem przy Church Road jest ćwierćfinał wywalczony właśnie przed rokiem. iga Świątek: Bazowy poziom mojego serwisu poszedł w górę Zresztą już na początku konferencji najlepsza rakieta świata, wysłuchawszy gratulacji od moderatorki spotkania, powiedziała prawdę o tym, jakie miała wrażenie na korcie po długiej, kilkunastodniowej przerwie od turniejowych wyzwań. - Mam się dobrze, zwłaszcza że zagrałam pierwszy mecz po dwutygodniowej przerwie. Czułam się trochę zardzewiała, ale cieszę się, że przeszłam do drugiej rundy - i to, w ujęciu chronologicznym, był pierwszy moment, gdy widzieliśmy za stołem zadowoloną raszyniankę. Atak szału na kortach Wimbledonu. Tenisista w trakcie meczu wpadł w furię [WIDEO] Warto dodać, że w starciu z Kenin Iga wystawiła nieznaną wcześniej w Londynie broń. A mianowicie w spotkaniu z Amerykanką zaserwowała sześć asów, podczas gdy przed rokiem w czterech meczach nazbierała osiem takich punktowych podań. Poprawa serwisu była widoczna gołym okiem, a statystyki to pieczętują. - Myślę, że tak, choć dzisiaj przy meczu pod dachem myślałam, że będę trochę lepiej serwowała. Ale finalnie fajnie to wyszło, w drugim secie też trochę ustabilizowałam sobie podrzut, dzięki czemu serwowałam jeszcze lepiej. Natomiast bazowy poziom, nawet jeśli nie jest to mój najlepszy dzień, poszedł w górę. Będę starała się opierać na tym nieco pewności siebie, ale też nie oczekiwać zbyt dużo i pamiętać, że cały czas trzeba nad tym pracować i utrzymywać koncentrację. Nic samo nie przyjdzie - wyłożyła 23-latka filozofię swojego profesjonalizmu. Artur Gac, Wimbledon