Gdy półtora miesiąca temu Aryna Sabalenka w niezwykle efektownym stylu, bez straty seta, wygrała Australian Open, wróciły pytania o jej możliwy powrót na pozycję liderki rankingu WTA. Nie miała wtedy wcale dużej straty do Igi Świątek, kluczowe miały okazać się turnieje na Bliskim Wschodzie i tzw. Sunshine Double w USA. W tych pierwszych - w Dosze i Dubaju - Polka broniła większej liczby punktów od rywalki, w USA wyglądało to mniej więcej podobnie, choć na korzyść Świątek. Sabalenka miała swoją wielką szansę. I kto wie, czy nie zaprzepaściła jej na dłużej I choć w pierwszym Wielkim Szlemie Białorusinka pokazała moc, to później sytuacja jakby całkowicie wymknęła się spod jej kontroli. Do Kataru w ogóle nie przyleciała, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich zawiodła, w Kalifornii też jej nie poszło. Z Indian Wells mogła się bowiem pożegnać już w swoim pierwszym spotkaniu, broniła piłek meczowych przeciw Peyton Stearns, aż w końcu odpadła - po spotkaniu z Emmą Navarro. Dziś nie ma już żadnych wątpliwości, że przez kolejne sześć tygodni Świątek będzie przewodzić rankingowi WTA, a być może jeszcze na przełomie kwietnia i maja większym zagrożeniem dla niej od Sabalenki stanie się... Coco Gauff. Nic więc dziwnego, że po środowej przegranej Białorusinka nie była w dobrym humorze. - W tym roku w Indian Wells nie czułam się najlepiej na tych kortach. Próbowałam się dostosować. Staraliśmy się też popracować nad kilkoma rzeczami, upewnić się, że jestem w grze i walczę o ten tytuł - żaliła się. Obiecała poprawę w Miami, gdzie nawierzchnia jest szybsza, powinna jej sprzyjać, ale... nie brzmi to do końca przekonująco. W rankingu WTA Idze Świątek nie grozi więc teraz ze strony Sabalenki żadne niebezpieczeństwo. Białorusinka ma 8195 punktów, Polka 9930 i wciąż jest w grze. Jeśli pokona dziś Caroline Wozniacki, wróci na poziom ponad 10 tys. punktów (10105). W razie wygrania całych zmagań w Kalifornii, mogłaby mieć już 10715 punktów - o ponad 2,5 tys. więcej od rywalki. I komfort nawet do końca Rolanda Garrosa. Dwa rankingi, w których pozostają niejasności. Wszystkie karty w rękach ma jednak Polka Inaczej sytuacja wygląda jednak w dwóch pozostałych rankingach, które mają może mniejsze znaczenie, ale też są prestiżowe. W WTA Race, obejmującym wyniki tylko z tego roku, a decydującym o miejscach w kończącym sezon WTA Finals, wciąż na czele znajduje się Sabalenka. To oczywiście efekt jej triumfu w Melbourne, za który jest aż 2000 punktów. Dziś ma w dorobku 2455 punktów, Świątek zaś - 2235. Jeśli Iga awansuje do finału, czyli pokona najpierw Wozniacki, a później Anastazję Potapową lub Martę Kostiuk, wyprzedzi rywalkę i tutaj. Nie musi wcale wygrać całych zawodów. Jeśli to się jednak uda, jako pierwsza przekroczy granicę trzech tysięcy oczek. Pozostaje więc jeszcze Race to Paris, czyli ranking liczony od połowy czerwca zeszłego roku, czyli już po zakończeniu Rolanda Garrosa. I teraz French Open będzie jego ostatnim elementem. Wyłoni on uczestniczki turnieju olimpijskiego w stolicy Francji. Tu przez większą część jesieni i niemal całą zimę prowadziła Coco Gauff, mająca w dorobku zwycięstwo w US Open, ale ostatnio to się zmieniło. Po zmaganiach na Bliskim Wschodzie Amerykankę i Białorusinkę wyprzedziła Polka, ale nieznacznie. Dziś Iga ma 300 punktów przewagi nad Gauff, teoretycznie może więc w Indian Wells tę pozycję stracić. Stanie się tak, jeśli w finale zagrają obie i lepsza okaże się 20-latka z USA. Gdyby Świątek przegrała swój ćwierćfinał, Gauff wystarczy awans do finału. Więcej będzie wiadomo już po dzisiejszych grach: Polka zacznie bój z Wozniacki około godz. 20.30, Gauff zagra zaś z Chinką Yue Yuan nie przed godz. 23.