Przywilej relacjonowania tak wielkiej imprezy sportowej sprawia, że jest się członkiem ogromnej, międzynarodowej społeczności. Dotyczy to w zasadzie każdej podejmowanej tutaj aktywności, w dowolnym obszarze, bo ludzi pracujących na to, aby produkt pod nazwą Roland Garros był każdorazowo jak najbardziej wykwintny, jest prawdziwa armia. Japończyk sercem za Osaką, ale rozum każe mu "ogłosić" wynik spotkania Do stolicy Francji, za swoimi zawodnikami, naturalnie przybyli dziennikarze z całego globu, a szansa nawiązania kontaktu pomiędzy przedstawicielami mediów istnieje nie tylko w wielkich przestrzeniach medialnych, ale także w codziennej podróży. Choćby dlatego, część hoteli należy do tzw. klucza medialnego. Zasadniczo największym udogodnieniem zakwaterowania w takich obiektach jest korzystanie z transportu medialnego, czyli podstawianych rano i wieczorem - o wyznaczonych porach - autobusów, które sprawnie dowożą reporterów. Należy tylko pamiętać o uaktualnianiu specjalnej aplikacji, ale to w gruncie rzeczy szczegół. W poniedziałek taka wspólna podróż sprawiła, że wylądowałem ramię w ramię z dziennikarzem z Japonii. W zasadzie to ja sprokurowałem rozmowę, pytając, czy bus jeszcze nie podjechał, a później już poszło jak z płatka. Shinya Kimoto ze "Sports Nippon", swoją drogą pierwszej japońskiej codziennej gazety sportowej, ukazującej się od 1948 roku, miał nade mną tę przewagę, gdy dowiedział się, że jestem z Polski, iż jego rodaczka Naomi Osaka miała już za sobą mecz pierwszej rundy w kompleksie stadionów Rolanda Garrosa. Japonka z dużymi problemami, potrzebując trzech setów, pokonała reprezentantkę Włoch, Lucię Bronzetti. O meczu otwarcia Igi Świątek z Leolią Jeanjean nie rozmawialiśmy ani sekundy, biorąc za pewnik, że dla liderki rankingu WTA starcie z 28-letnią Francuzką będzie jedynie rozgrzewką przed tym, co nadchodzi. A więc konfrontacją z Osaką, która wciąż jest w wieku, by móc wrócić na szczyt. Jeszcze niedawno dominowała w rozgrywkach kobiecego tenisa, a teraz 26-latka dopiero rozpędza się, wracając do zawodowego sportu po przerwie na macierzyństwo (134. WTA). O sile Osaki, gdy ta była w swoim szczytowym momencie, przekonała się zresztą Iga Świątek, gdy doszło do ich pierwszej konfrontacji w Toronto w 2019 roku. Ówczesna liderka pokonała naszą wschodzącą gwiazdę, jednak mecz miał naprawdę zacięty przebieg. Nastolatka z Polski już wtedy sama poczuła, jak ogromny drzemie w niej potencjał, co zbudowało ją na kolejne miesiące. Kilka lat w zawodowym sporcie to jest wieczność, dlatego dziś sytuacja jest diametralnie inna. Na kort wyjdą wielce utytułowane zawodniczki, obie mają na koncie po cztery wielkoszlemowe triumfy, ale dzisiaj znajdują się na odwrotnych biegunach niż pół dekady temu. Zresztą już dwa lata temu, w finale w Miami, Iga pokazała swoją wyższość, a jej radość, gdy kucnęła przy linii końcowej skrywając twarz w dłoniach, pamiętamy do dzisiaj. Dotąd tylko dwukrotnie obie gwiazdy grały ze sobą, lecz jeszcze nigdy na mączce. Shinya Kimoto: Obstawiam że Iga bez problemu wygra - Słuchaj, obstawiam że Iga bez problemu wygra - bez ogródek stwierdził wysłannik "Sports Nippon", a gdy wyciągnął rękę, zrozumiałem że w zasadzie już gratuluje nam, rodakom Świątek, zwycięstwa w głośnym spotkaniu drugiej rundy. Razem z Japończykiem wymieniliśmy także kilka spostrzeżeń na temat innej polsko-japońskiej batalii w tej edycji Rolanda Garrosa, czyli starcia Huberta Hurkacza z Shintaro Mochizukim. Zanim Polak wcisnął gaz w czwartym i piątym secie, w trzech pierwszych bardzo trudno grało mu się ze skazywanym na pożarcie przeciwnikiem. W efekcie przegrywał 1:2 w setach i musiał odrabiać straty, a pojedynek wywołał dużo więcej emocji niż początkowo można było sądzić. Tego dnia Kimoto do późnych godzin pozostał na kompleksie kortów, bo zależało mu, aby zamienić kilka słów z pokonanym rodakiem. Mochizuki dał wyraźnie do zrozumienia, że poczuł szansę, aby sprawił ogromną sensację i już w pierwszej rundzie wyeliminować ósmego tenisistę świata. - Mochizuki wypowiedział następujące słowa: "Jest wiele pozytywnych rzeczy po tym pojedynku, ale jestem zawiedziony, że nie potrafiłem wygrać. Jednak wszystko to, co wyniosłem z walki z Hurkaczem, na pewno przyda mi się w przyszłości". Artur Gac, Paryż