Kilka godzin czekała na mecz czwartej rundy Roland Garrosa Iga Świątek. Spotkanie Polki z Łesią Curenko zakończyło się po zaledwie 31 minutach. Ukrainka zasłabła. Po interwencji medycznej rozegrała jeszcze jeden gem i niestety zdecydowała się skreczować. Pojedynek zakończył się przy stanie 5:1. Dramat rywalki. Piękne zachowanie Świątek Iga Świątek zgodnie z oczekiwaniami kibiców i dziennikarzy zameldowała się w kolejnej części wielkoszlemowego Roland Garros. Raszynianka w trzech dotychczasowych spotkaniach straciła tylko osiem gemów. Co więcej, każdy mecz wygrywała w dwóch setach. Teraz do awansu potrzebowała zaledwie sześciu gemów. Niestety Curenko od początku wyglądała niemrawo. Nerwowo zrobiło się po pięciu gemach, kiedy Ukrainka poprosiła o przerwę medyczną, podczas której zmierzono jej ciśnienie. Wróciła na kort, ale niestety widać było, że nie czuje się najlepiej. Spróbowała jeszcze chwilę powalczyć, ale ostatecznie musiała się poddać. Po kreczu obie zawodniczki podeszły zwyczajowo do siatki. Z wielką klasą i empatią zachowała się Świątek, która przytuliła rywalkę i nie okazywała radości z awansu, zdając sobie sprawę z tego, że Curenko przeżywa prawdziwy dramat. W ćwierćfinale Iga Świątek zmierzy się z Coco Gauff, która kilka godzin wcześniej nie bez problemów pokonała Słowaczkę Annę Karoliną Schmiedlovą 7:5, 6:2. To oznacza, że dojdzie do powtórki z zeszłorocznego finału, gdzie Amerykanka uległa naszej zawodniczce. Tym razem również to Świątek będzie faworytką. - Byłem na tamtym finale w Paryżu i dziwiłem się bardzo, że Amerykanka dotarła aż tak daleko zarówno wtedy, jak i w innych imprezach. Jej dysproporcja pomiędzy kulejącym forhendem i niezłym bekhendem jest bardzo duża. Ona jest ciągle bardzo młoda i musi się jeszcze dużo nauczyć, by wygrywać mecze z kimś takim, jak Iga - uważa Michał Przysiężny, były reprezentant kraju w tenisie Kłopoty faworytki. Musiała się sporo namęczyć