Partner merytoryczny: Eleven Sports

Sabalenka przed Świątek, dokonało się. A może być aż 806 punktów różnicy

Rok temu Aryna Sabalenka była liderką rankingu WTA przez osiem tygodni - w ostatnim akordzie sezonu prymat na świecie zabrała jej Iga Świątek, która tej pierwszej pozycji trzyma się do dziś. I tak pozostanie, ale tylko do 28 października, gdy odliczone zostaną punkty za zeszłoroczne WTA Finals. Ten fakt Białorusinka wykorzystała - do przeskoczenia Polki wystarczył jej sam awans do ćwierćfinału w Wuhanie. I zawodniczka z Mińska w kluczowym momencie nie zawiodła, choć początkowo wydawało się, że zmierza ku katastrofie.

Aryna Sabalenka
Aryna Sabalenka/Robert Prange / Contributor/Getty Images

Iga Świątek - 9785 punktów, Aryna Sabalenka - 8836 punktów: tak to wyglądało dziś rano w rankingu WTA live. Polka od US Open nie startuje, zrezygnowała z trzech ważnych turniejów. A przede wszystkim: pożegnała się z trenerem Tomaszem Wiktorowskim, z którym w ostatnich trzech sezonach odnosiła wielkie sukcesy. O ile pod koniec lipca nikt o jakiejkolwiek zmianie na pozycji liderki rankingu WTA by nie pomyślał, to dziś stała się ona jak najbardziej realna.

Wtedy Polka miała za sobą fantastyczny okres na kortach ziemnych, wygrane w Madrycie, Rzymie i Paryżu, a przed sobą - Wimbledon. Turniej wielkoszlemowy, z którego Sabalenka się wycofała, po kontuzji. 

Białorusinka jednak wróciła latem do gry, triumfowała w Cincinnati, później w US Open. A przy rezygnacji Polski z wyjazdu na Daleki Wschód, poważnie zagroziła Idze w rankingu WTA. Przy czym - nie bezpośrednio w Wuhanie, ale tuż przed WTA Finals w Rijadzie.

Spora przewaga Świątek przed Wuhanem. Triumf Sabalenki wszystko zmienił

Jeśli spojrzymy na tę punktację powyżej, widać bowiem wyraźnie, że w Chinach Sabalenka nie była jeszcze w stanie dogonić Polki. Nawet gdyby wygrała Wuhan Open, miałaby wówczas 9716 punktów, czyli o 69 mniej od Świątek.

Tu w grę wchodzi jednak regulamin WTA, który zakłada, że punkty wywalczone w zeszłorocznym turnieju w Meksyku przepadną nie po 52 tygodniach, jak w przypadku wszystkich pozostałych zawodów, ale "w poniedziałek po ostatnim turnieju WTA odbywającym się przed rozpoczęciem kolejnego WTA Finals". Ten poniedziałek wypada właśnie 28 października, WTA Finals zacznie się 2 listopada.

I tu kluczowa kwestia: Polka straci wtedy 1500 punktów za pięć zeszłorocznych zwycięstw, Sabalenka - tylko 625 za półfinał, który zresztą przegrała z naszą tenisistką.

Sabalenka potrzebowała więc 215 oczek za ćwierćfinał w Wuhanie, by 28 października po raz drugi znaleźć się na pozycji liderki światowego rankingu, na dziewiąty i dziesiąty tydzień w karierze. A na przeszkodzie stanęła jej ta, która pokrzyżowała plany Polki w Wimbledonie: Kazaszka Julia Putincewa.

Aryna Sabalenka/AFP

Aryna Sabalenka zrobiła swoje. Choć najadła się strachu

Zaczęło się dla Białorusinki fatalnie: gładko przegrała pierwszego seta, wydzierając rywalce tylko jednego gema. Wydawało się, że dawne demony wróciły. I przegrywała 3:4 w drugim, a Putincewa miała jeszcze break pointa na 5:3. Gdyby go wykorzystała, zapewne już nie wypuściłaby okazji z rąk. No właśnie - gdyby...

Sabalenka w znakomitym stylu podniosła się jednak z kolan, a trzeci set był już w jej wykonaniu prawdziwym popisem. Wygrała go do zera, zameldowała się w najlepszej ósemce turnieju, a przy tym - zapewniła sobie liderowanie w rankingu WTA. Do zmagań w Finals to ona przystąpi z psychologiczną przewagą liderki. O ile rola ta nie spęta jej nóg...

Na dziś ma nad Polką, patrząc a ranking, który będzie obowiązywał 28 października, tylko 21 punktów przewagi. To niewiele, niemal nic. Jeśli jednak wygra w Wuhanie trzy mecze, różnica wzrośnie do aż 806 punktów. I wtedy do utrzymania "jedynki", wystarczy jej sam awans do finału w Rijadzie.

Sabalenka pokonuje Zheng Qinwen. SKRÓT. WIDEO/AP/© 2024 Associated Press
Aryna Sabalenka/David Gray/AFP
Iga Świątek, Aryna Sabalenka/Artur Widak/NurPhoto/AFP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem