Iga Świątek po przegranym półfinale z obecnie najlepszą zawodniczką świata, Aryną Sabalenką, niczego nie umniejszała w grze swojej wielkiej rywalki. Przeciwnie, była w stanie nawet w emocjach docenić to, jak bardzo wysoko zawiesiła poprzeczkę Białorusinka. Tak wysoko, że obrończyni tytułu kilka razy pokonywała ten pułap, ale częściej nie była w stanie odpowiedzieć na warunki podyktowane przez 27-latkę z Mińska. Iga Świątek wzięła na warsztat swoją intensywność. Aryna odjechała - Myślę, że przede wszystkim tempo z jej strony było superszybkie. Na pewno, szczególnie na początku meczu, grała po prostu tak mocno, jak to możliwe i dość ryzykownie. Więc trudno było wejść w jakąkolwiek wymianę. Można powiedzieć, że sytuacja powtórzyła się w trzecim secie - analizowała nasza tenisistka. Ta twarz, która po każdym wcześniejszym meczu turnieju w Paryżu promieniała zadowoleniem, tym razem wyglądała dość smutno. Choć, trzeba podkreślić, że Polka mężnie stawiła czoła sytuacji. Nie było ani jednego momentu, by emocje w postaci rozgoryczenia tak nią zawładnęły, iż gubiłaby tok myślenia lub była bliska bardziej tkliwych reakcji. Bardzo trafne pytanie padło z sali, gdy chwilę wcześniej Iga, w odniesieniu do trzeciego seta, w którym Sabalenka kompletnie jej odskoczyła, stwierdziła, iż utraciła swoją intensywność. Została więc poproszona o doprecyzowanie, czy ma na myśli intensywność fizyczną, czy bardziej mentalną i emocjonalną? Dawid Celt wytknął błąd Idze Świątek. Bez ogródek po porażce z Sabalenką - Aryna weszła tak mocno w trzeci set, że nie miałam zbyt wiele czasu, by wydarzenia na korcie "zresetować", tak jak to zrobiłam na początku drugiego seta. Ona grała tak, jakby nie miała żadnych wątpliwości. Po prostu poszła na całość i o to mi chodzi, gdy mówię o intensywności - bardzo szczegółowo wyjaśniła Świątek. Turniej w Paryżu pokazał, że Świątek pod wodzą trenera Wima Fissette'a ciągle jest w procesie szukania swojej najlepszej formy. Takiej, gdy to inne rywalki przed nią drżały, a dzisiaj same mówią - czego dowodem słowa Sabalenki po meczu - że Polka zatraciła swoją nadzwyczajną pewność siebie. A bez pewności traci się również tych kilka procent w intensywności, o czym opowiadała Iga i koło się zamyka. Na finiszu konferencji padło pytanie: "co teraz?". To znaczy jaki dokładnie plan przyświeca Polce z myślą o rozpoczęciu sezonu na trawie. Już wcześniej stało się praktycznie jasne, że zgodnie z tradycją Iga nie zamierza wystąpić za naszą zachodnią granicą, w Berlinie, jak to ma w planie na przykład Magdalena Fręch. Natomiast pytanie najważniejsze brzmi, jaki zatem ma pomysł, by optymalnie przygotować się do startującego 30 czerwca wielkoszlemowego Wimbledonu. - Nie wiem, nie wiemy. Zobaczymy - dość asekuracyjnie odparła Iga Świątek, choć już wcześniej w trakcie turnieju wydawało się, że dokładny plan mógł zostać nakreślony. Więcej dowiedzieliśmy się z otoczenia naszej gwiazdy, potwierdzając, że koncepcja zakłada, aby przez najbliższych kilkanaście dni nie być w rytmie startowym. Tylko wpierw krótki odpoczynek, a później treningi. Zatem na kortach Queen's Clubu w Londynie i w Berlinie mamy nie zobaczyć naszej gwiazdy, natomiast scenariusz jest taki: przystąpić do turnieju w Bad Homburgu, który rozpocznie się 23 czerwca. Z Hesji Świątek ma miłe wspomnienia, dotarła tam już do półfinału, a tym razem w górę pójdzie także ranga turnieju, który będzie zaliczany do cyklu WTA 500. Artur Gac, Paryż