Tenisiści często decydują się na taki gest, najczęściej po zwycięstwie. Biorą piłeczkę i wybijają w trybuny. Szczęśliwa osoba, którą złapie ma pamiątkę na całe życie. Podczas turnieju Billie Jean King Cup w Radomiu ro samo zrobiła Świątek. Wybiła piłeczkę w trybuny, a ta - jak się okazało - trafiła prosto w ręce taty Igi. Tomasz Świątek stał kilkanaście metrów wyżej od Igi, ale córka uderzyła idealnie. Po chwili piłeczka wróciła jednak do rak Świątek. Tenisistka podeszła pod inną trybunę, poprosiła kibiców o doping i drugi raz ją wybiła. Sytuację wyjaśniła na konferencji. - Podświadomie wybiłam piłeczkę w tamta stronę i okazało się, że prosto do taty. Zabrałam mu piłkę, bo ta należy się polskim kibicom. Mój tata może dostać piłek ode mnie ile chce - uśmiechała się Światek. A po tym zdarzeniu dobre kilkanaście minut robiła zdjęcia i rozdawała autografy. - Spodziewałem się, że tak będzie i przygotowałem się na to. Nic zmęczył mnie mecz, nie zmęczyło mnie też rozdawanie autografów - zapewniała.