Mentalnie ta sprawa dla Igi Świątek pewnie jeszcze długo będzie do przepracowania, ale najważniejsze z punktu widzenia drugiej tenisistki świata i pięciokrotnej triumfatorki turniejów Wielkiego Szlema, iż dowiodła swojej niewinności. Zanim jednak stoczyła wygraną batalię, otrzymała porażającą wiadomość, która była wynikiem pobrania próbki w dniu 12 sierpnia. To wówczas Polka uzyskała pozytywny wynik testu na niedozwoloną substancję - trimetazydynę (TMZ), należącą do kategorii modulatorów hormonów i metabolizmu. Iga Świątek: Mieszanka niezrozumienia, paniki... Było dużo płaczu O horrorze 23-letniej tenisistki opinia publiczna nie miała zielonego pojęcia. Wszyscy zachodzili w głowę, co tak naprawdę stoi za tym, że w pełni zdrowa fizycznie tenisistka odpuszcza kolejne, ważne turnieje. Niektórzy zakładali, że być może w zespole Igi Świątek oceniono, że mentalna eksploatacja osiągnęła taki poziom, iż nawet za cenę utraty pozycji liderki światowego rankingu WTA należy ratować ważniejszy, bo długofalowy skarb. Dopiero 28 listopada, za sprawą samej Świątek, dowiedzieliśmy się, że przez wiele tygodni walczyła o oczyszczenie z zarzutu o stosowanie dopingu. Misja nie była łatwa, ale finalnie udało się dowieść, że śladowa obecność wyżej wymienionej substancji znalazła się w leku, który został nią zanieczyszczony. W rezultacie naszą tenisistkę ukarano jedynie miesięcznym zawieszeniem, co sama zaakceptowała. Co tak naprawdę przeżywała Iga Świątek, mogliśmy się tylko domyślać. Zapewne dzisiaj poznamy wiele emocji, jakie w ostatnim czasie nią targały, a co wyraża już niedługi fragment rozmowy dla programu "Fakty po Faktach" w TVN 24. Cały wywiad z Anitą Werner zostanie premierowo wyemitowany o godz. 19:30, ale już teraz usłyszeliśmy kilka poruszających zdań z ust raszynianki. Ledwie Świątek odbyła karę, a tu ITIA ogłasza zawieszenie kolejnej osoby. Aż cztery lata Pamiętasz, jak dowiedziałaś się o tej informacji, w jakich okolicznościach ona do ciebie dotarła? - zapytała dziennikarka, a Iga odparła: - Generalnie byłam na sesji zdjęciowej, w jej połowie, więc wiedziałam, że muszę ją dokończyć. Jednak moja reakcja była bardzo gwałtowna, właściwie była to mieszanka niezrozumienia, paniki... Było dużo płaczu. Dopytana, czy ktoś do niej zadzwonił, odczytała SMS-a, a może wiadomość elektroniczną, od razu doprecyzowała: Świątek jakby dostała obuchem w głowę. "Nie rozumiałam, co się dzieje" Świątek była w takim stanie, iż osoby jej towarzyszące od razu się przelękły. - Moje menedżerki były ze mną na sesji zdjęciowej i same mi powiedziały, iż myślały po mojej reakcji, że ktoś zmarł albo coś poważnego wydarzyło się ze zdrowiem. Na szczęście cieszę się, że nie byłam sama, bo mogłam oddać im telefon i pokazać, co się stało - zaznaczyła. A jaka była pierwsza myśl Igi? - Najpierw pomyślałam, że może to jakaś pomyłka. A po drugie po prostu za bardzo nie rozumiałam, co się dzieje. Sama nazwa tej substancji była dla mnie kompletnie obca, nigdy nie słyszałam o pochodzeniu takiej substancji. Nie myślałam dużo, bo po prostu zalały mnie emocje - wyjawiła Iga Świątek.