Można się zastanawiać, czy rok 2023 był tak samo udany dla Igi Świątek jak wcześniejszy, gdy zdeklasowała wszystkie rywalki i zdecydowanie prowadziła w rankingu WTA. Wtedy triumfowała w dwóch Wielkich Szlemach (Roland Garros i US Open), wygrała cztery imprezy WTA 1000, miała swoją rekordową serię 37 zwycięstw z rzędu. W tym roku tych najbardziej prestiżowych sukcesów było trochę mniej (Roland Garros, Pekin, WTA Finals), ale Polka i tak jest na tym miejscu, w którym była dwanaście miesięcy temu. Sęk w tym, że rywalki stały się coraz groźniejsze. Sabalenka długo goniła Igę, w końcu ją dopadła. Dwa miesiące radości Białorusinki Największą konkurentką Polki stała się w tym czasie Aryna Sabalenka, która ustabilizowała formę, a po świetnej pierwszej części sezonu (triumfy m.in. w Australian Open i Madrycie, finał w Indian Wells), miała realną szansę stania się kolejną liderką światowego rankingu. Nie wykorzystała jej w Paryżu, później w Londynie - udało się to dopiero po ostatnim tegorocznym Wielkiem Szlemie, czyli US Open. Tam Polka przegrała już w czwartej rundzie z Jeleną Ostapenko, Sabalenka zaś dotarła do finału. Przy czym Białorusinka powtarzała, że jej głównym celem będzie utrzymanie pierwszej pozycji do końca roku, a ta sztuka już się nie powiodła. Po fenomenalnym dla siebie WTA Finals w Cancun wyprzedziła ją bowiem Iga Świątek - Polka zdemolowała w półfinale Sabalenkę, a później w finale jeszcze Jessicę Pegulę. - Wiadomo, jakieś tam nerwy były, nie jest łatwo wyjść ze stuprocentową koncentracją, ale cieszę się, że od początku wiedziałam, jaki mam cel. I niekoniecznie było nim bycie numerem jeden, czy wygranie tego meczu, ale po prostu: granie dobrego tenisa - mówiła po spotkaniu z Amerykanką. Wtedy było już wiadomo, że odbierze Sabalence pozycję liderki, choć przewaga - do 7 stycznia - będzie niewielka, zaledwie 245 punktów. W teorii Białorusinka mogłaby taką stratę odrobić w jednym turnieju, w praktyce zaś - to niemożliwe. Sama bowiem będzie w styczniu bronić wielu punktów, blisko 2,5 tys. za zwycięstwa w Adelajdzie i Melbourne. Jest więc bardzo prawdopodobne, że Świątek przewagę powiększy. Tyle że za jej plecami czai się już inna zawodniczka, która ma duży talent, spore już sukcesy, a specjaliści przewidują jej też piękną przyszłość. "Race to Paris" prawdę ci powie. A w nim na czele jest młoda Amerykanka Mowa tu o Coco Gauff, 19-letniej Amerykance, która wygrała w tym roku najpierw wielki turniej w Cincinnati, a później US Open. Jak to możliwe, skoro dziś nastolatka traci do Polki ponad 2700 punktów? Łatwiej to sobie wyobrazić w dłuższej perspektywie, bo ta właśnie będzie sprzyjać Gauff. O ile Polka miała względnie udaną pierwszą część obecnego sezonu, to Amerykanka już taką sobie. Owszem, zaczęła rok świetnie, od triumfu w Auckland, ale później w kluczowych momentach stopowały ją największe rywalki: Świątek w półfinale w Dubaju i w ćwierćfinale French Open, Sabalenka zaś w ćwierćfinale w Indian Wells. Niespecjalnie różowo było też na trawie, Gauff zawiodła w Wimbledonie (przegrała już w pierwszej rundzie z Sofią Kenin), ale złapała formę na twardych kortach. Najlepiej obrazuje to ranking "Race to Paris", obejmujący turnieje po Rolandzie Garrosie, a ostatecznie będący kwalifikacją do igrzysk olimpijskich. W nim Gauff ma 4825 punktów, Świątek 4360 punktów - Polka więc w pierwszych pięciu miesiącach ma więcej do stracenia. Sabalenka jest tu dopiero czwarta (3430), jeszcze za Pegulą (3745). Wimbledon przełomowym momentem dla Coco Gauff? Tak to widzi Martina Navratilova Z tego wynika, że Gauff realnie może zagrozić Idze dopiero po przenosinach z mączki na trawę, zwłaszcza gdyby Polce nie udało się po raz kolejny wygrać French Open. Kulminacyjnym momentem może tu być Wimbledon. To bowiem turniej, w którym Amerykanka powinna sporo zyskać. Co ciekawe, do czwartej rundy dotarła w Londynie jeszcze jako 15-latka, przed pandemią, i nigdy tego osiągnięcia nie poprawiła. Podobnie wskazuje zresztą Martina Navratilova, legenda tenisa, która na kortach All England Lawn Tennis and Croquet Club wygrała w singlu dziewięć razy, a w mikście i deblu - łącznie jeszcze 11 razy. Z kolei dla Świątek trawa jest nawierzchnią najtrudniejszą. Przy czym, nawet jeśli Amerykanka wyprzedziłaby Polkę, to już w sierpniu i wrześniu będzie bronić wielu punktów za swoje trzy triumfy: w Waszyngtonie, Cinacinnati i US Open. Navratilova nie ma wątpliwości: - Tak uczciwie, to kilka tygodni temu, na podstawie tego co widziałam, wskazałabym Coco jako jedynką na koniec 2024 roku. A teraz myślę, że Gauff może wyprzedzić Sabalenkę na pozycji numer dwa. Bo żadna z nich nie będzie w stanie wyprzedzić Igi, jeśli Polka będzie miała spokojny czas poza sezonem, pozostanie zdrowa i utrzyma formę - mówiła dla strony WTA. Iga Świątek już w Cancun podkreślała, że uciekanie przed Sabalenką kosztowało ją sporo nerwów i będzie chciała to zmienić. Wtedy, w Meksyku, podkreśliła: - Teraz mam czas, by świętować to, poświęcić więcej czasu, jestem już po sezonie. Jestem też dumna z siebie i zespołu, pracujemy na takie momenty, ale też przecież zawsze patrzę na kolejne cele i do przodu. Warto jednak czasem pomyśleć o tym, co się osiągnęło - przyznała.