Iga Świątek była liderką przez 75 tygodni z rzędu - od 5 kwietnia 2022 roku aż do 11 września 2023 roku. Przez kilka miesięcy broniła się przed atakiem Aryny Sabalenki, ale w końcu Białorusinka dopięła swego w Nowym Jorku. To tam Polka przegrała z Jeleną Ostapenko już w czwartej rundzie, a tenisistka z Mińska dotarła aż do finału. A później zaczął się cykl turniejów w Azji, podczas którego Polka zaczęła odrabiać straty. W efekcie cień szansy na odzyskanie fotela liderki rankingu WTA uzyskała jeszcze podczas turnieju WTA Finals. Nie były one wielkie - Iga musiała wygrać te zawody, a Sabalenka dotrzeć co najwyżej do półfinału. A i to mogło nie wystarczyć, gdyby 25-latka wyszła z grupy z kompletem zwycięstw, a Świątek: z jedną porażką. Stało się jednak inaczej, idealnie dla naszej reprezentantki, która na dodatek sama dostała możliwość zatrzymania przeciwniczki w walce o finał. I tak się stało - po niemal perfekcyjnym boju 22-latka pokonała starszą rywalkę 6:3, 6:2. Teraz jeszcze musi wykonać drugi krok. Nowe przepisy ułatwią drogę na szczyt Idze Świątek? WTA wciąż nie podała wszystkich szczegółów Iga Świątek zostanie liderką rankingu WTA już jutro, ale pod jednym warunkiem: musi wygrać finał z Jessicą Pegulą. Jeśli tak się stanie, będzie miała aż o 245 punktów więcej od Sabalenki, zakończy sezon - podobnie jak dwanaście miesięcy temu - na pierwszej pozycji. Jeśli jednak dziś przegra, nic złego się nie stanie: powrót na tron zostanie po prostu odroczony. Iga będzie miała wszystko w swoich rękach, a być może zostanie nawet nową liderką bez względu na kolejne wyniki. Wszystko za sprawą przepisów, które wkrótce mają wejść w życie. WTA, tak krytykowana ostatnio za decyzję o powierzeniu organizacji WTA Finals meksykańskiemu Cancun, wprowadza sporo zmian, które będą dotyczyć m.in. punktacji w mniejszych turniejach, czy dostępności tych turniejów dla zawodniczek ze światowej czołówki w sytuacji, gdy w tym samym czasie są organizowane zawody wyższej rangi. Osiemnaście turniejów wliczanych do rankingu, o dwa więcej. To dar z nieba dla Polki Wprowadzona ma być też reguła, że do klasyfikacji łącznej zaliczanych jest 18 najlepszych punktowo turniejów, a nie 16 - jak do tej pory. Bardzo możliwe, że ta zmiana wejdzie w życie już na początku stycznia, ale ten termin nie został jeszcze określony. Jeśli tak się stanie, Iga Świątek od razu zyska 210 punktów. Dwa najgorsze wyniki z ostatnich 52 tygodni nie zaliczają się bowiem do jej dorobku: to 110 punktów za półfinał w Bad Homburg oraz 100 punktów za ćwierćfinał w Tokio. Wtedy od razu wyprzedzi Białorusinkę, bo teraz różnica między nimi wynosi "zaledwie" 175 punktów. A co zyska Sabalenka? Nic. Grała rzadziej od Polki i w tej sytuacji nie ma żadnego nadmiarowego wyniku. Jeśli tak się stanie, Polka będzie światową jedynką i dostanie też najwyższe rozstawienie w drabince Australian Open. Sabalenka już na starcie ma gorzej. Komfortowa sytuacja Polki. Nawet, jeśli przegra z Pegulą Jest jeszcze druga droga, jeśli ta nie dojdzie do skutku, czyli awans Polki na fotel liderki poprzez sportowe wyniki odniesione w pierwszym tygodniu stycznia. Iga Świątek "straci" wtedy 125 punktów za zeszłoroczne występy w United Cup - wygrała trzy pierwsze pojedynki singlowe, ale w półfinale przegrała z Pegulą, a Polska aż 0:5 z USA. Sabalenka poniesie jednak większe straty - straci aż 470 punktów za wygrany turniej WTA 500 w Adelajdzie. Jeśli będzie chciała odzyskać ten dorobek, będzie musiała wygrać turniej WTA 500 w Brisbane w tym samym tygodniu. Ale nawet i wtedy będzie "skazana" na to, co zrobi Polka. Świątek na starcie uzyska przewagę - będzie miała 8860 punktów (minus 125 za United Cup, ale wliczać się będzie 110 za Bad Homburg), a Sabalenka - 8580. To bardzo dużo. Białorusinka będzie musiała co najmniej dojść do finału, ale i liczyć na wpadki Polki. Punktacja, jaka będzie obowiązywać w United Cup, nie jest jeszcze znana, ale zdobycze powinny być zbliżone do tych, które mają obowiązywać w zawodach rangi WTA 500. No i druga sprawa: same zwycięstwa singlowe Igi nie wystarczą Polce do dobrego wyniku w Perth, a później w Sydney: musi też liczyć na niezłą formę Huberta Hurkacza. To bowiem też rywalizacja zespołowa - liczy się wynik drużyny. Jak widać, jest niemal przesądzone, że Polka odzyska tron. Jeśli nie dzisiaj w nocy, to już za kilka tygodni.