W Kijowie rozpoczął się w czwartek turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich w Soczi. Mecz Polska - Estonia był jego otwarciem. Zapytaliśmy Andrzeja Zabawę, czy Polacy zdążyli złapać świeżość po morderczych treningach, jakie im zaaplikowali świetni rosyjscy trenerzy Igor Zacharkin - Wiaczesław Bykow. - To jest trochę tak jak w boksie. Gdy bokser wygra walkę, mimo że został też obity, to nic go nie boli, a jeśli przegra, to wtedy odczuwa każdy cios, jaki otrzymał. Wygraliśmy w dobrym stylu, więc nikt nie narzeka i każdy jest zadowolony - porównuje słynny hokeista z lat 70. i 80. XX wieku. - Najładniejszą bramkę dla naszego zespołu zdobył według mnie Mateusz Rompkowski na 4-0, który idealnie wycelował w długi róg, a krążek posłał na najgorszej dla bramkarza wysokości - dwadzieścia centymetrów na lodem - opowiada Zabawa. Dodaje, że publiczności mogła się też podobać dwójkowa kombinacja Marcina Kolusza z Krzysztofem Zapałą, po której ten drugi mógł już strzelać, ale wyłożył "gumę" "Kolosowi", a ten z najazdu huknął do bramki. - Festiwal strzelecki zakończył Leszek Laszkiewicz, który dostał prostopadłe podanie i wzorowo wykończył sytuację sam na sam z bramkarzem - mówi pan Andrzej. Polacy w piątek zagrają z teoretycznie najsłabszym zespołem na kijowskim turnieju - Hiszpanią. Na niedzielę muszą przygotować najlepszą dyspozycję, gdyż o godz. 19 zmierzą się z największym faworytem imprezy - Ukrainą. - Ukraina ma świetny kolektyw, zawodników ogranych w NHL i KHL, ale przygotowaliśmy zespół do tego stopnia solidnie, że powinien stawić czoła nawet takiemu przeciwnikowi - zapewnia nas trener-konsultant "Biało-czerwonych" Wiaczesław Bykow. Autor: Michał Białoński