- Liczy się drużyna, a nie indywidualne osiągnięcia - powiedział skrzydłowy Stoczniowca przyjmując gratulacje za dwie bramki i bardzo dobrą grę w pierwszych spotkaniach. W pierwszym meczu była duża trema? - Tak, zresztą było to widać po wyniku. Z Holandią było już lepiej, ale nadal jesteśmy nieskuteczni. Powinniśmy wygrać dużo, dużo wyżej, a mecz powinien być spokojniejszy. Jaki dalszy scenariusz mistrzostw pan przewiduje? - Ciężko powiedzieć. Na pewno jesteśmy drużyną, która jest w stanie pokonać Kazachstan. Widać to choćby po naszych meczach z Holendrami. Kazachowie wygrali z nimi 6:3, a my 6:4. Wszystko zależy od dyspozycji w danym dniu i postawy bramkarza. Jak jest w formie, to i drużyna gra lepiej, bo czuje, że z tyłu jest ktoś, na kogo można liczyć. Trudno było zaaklimatyzować się w kadrze? - Nie, nie! Nie ma jakiś podziałów typu: starzy - młodzi. Wszyscy pracują na jedno konto. Każdy każdemu chce pomóc, aby wszystko było jak najlepiej. Na lodowisku w Innsbrucku potwierdza pan, że ten sezon był dla pana udany. - Był w miarę udany, ale szkoda play offów. Zajęliśmy dopiero piąte miejsce i pozostał mały niedosyt. Złożyły się na to kontuzje i krótka ławka, trochę nie wytrzymał presji drugi bramkarz. Miniony sezon Polskiej Ligi Hokejowej rozpoczynaliście w roli "czarnego konia", ale teraz oczekiwania wobec was będą zdecydowanie większe. - Na pewno. Tym bardziej że będziemy mocniejsi. Oprócz Roberta Pospiszila, został cały skład z poprzedniego sezonu. Nie wiadomo jeszcze co będzie ze Zdenkiem Juraszkiem, ale żaden z krajowych zawodników nie odszedł, a dołączyli Zachariasz i Hurtaj. Cieszę się, że już są transfery. Będziemy walczyli o najwyższe cele. Za nami intensywny sezon. Większość chłopaków narzeka na zmęczenie. - Tak, ale powtarzam sobie, że przede mną jeszcze cztery dni pracy i trzeba dać z siebie wszystko. W czerwcu zafunduję sobie wczasy. Jeszcze nie wiem gdzie. Egipt, a może Chorwacja. W każdym razie tam, gdzie jest ciepło. Rozmawiał w Innsbrucku Mirosław Ząbkiewicz