Zacharkin z Bykowem, a raczej Bykow z Zacharkinem doprowadzili Rosję do dwóch tytułów mistrza świata. Ich praca z reprezentacją Polski odbiła się szerokim echem nawet za granicą naszego kraju. Temat ten był gorąco komentowany zwłaszcza w Rosji, która jest hokejowa potęgą z pierwszego miejsca w światowym rankingu, podczas gdy nasz hokej zaczął zarastać krzakami (spadł aż na 23. pozycję na 47 państw). Zwłaszcza Bykow musi mierzyć się z pytaniami, dlaczego nie pracuje nad rozwojem hokeja w Rosji, tylko w Polsce. - Dlaczego akurat Polska? Dla pieniędzy? - zaczepiają Bykowa rosyjscy dziennikarze z just-hockey.ru. - Nie, tych w Polsce akurat nie ma. Zarobki trenerów są znacznie niższe niż w rosyjskiej Wyższej Lidze (druga w hierarchii rozgrywkowej - przyp. red.), nie mówiąc nawet o KHL-u, czy rosyjskiej reprezentacji. Wiaczesław Bykow nie wstydzi się tego, że współpracuje z PZHL-em. - Możecie sobie mówić, że praca w Polsce jest dla mnie krokiem w tył, ale ja przyjąłem ofertę prezesa polskiej federacji. Choćby dlatego, że w Polsce mnie potrzebuję, a ja lubię się czuć potrzebny - argumentuje. Miał ofertę prowadzenia klubu ligi KHL, ale w tym momencie nie chciał się tak bardzo angażować w nową pracę, by więcej czasu poświęcić rodzinie. - Poza tym, nie zawsze prowadzi się mistrzów świata. Trzeba spróbować swych metod także tam, gdzie sukces nie przychodzi od razu. Mam za sobą pracę z młodzieżą w Szwajcarii, a teraz z Igorem Zacharkinem próbujemy wdrożyć metody, które dały sukcesy ze "Sborną" w pracy z reprezentacją Polski - podkreśla Bykow nagabywany przez rosyjskich dziennikarzy. Takiej trenerskiej pary zazdroszczą nam niemal wszyscy za wyjątkiem największych hokejowych potęg. Szkoda, że wszystkich meczów "Biało-czerwonych", jakie rozegrają w kijowskim turnieju pod wodzą znakomitych szkoleniowców, nie zobaczymy w telewizji. TVP chciała kupić sygnał od Ukraińców, ale ci transmitują tylko mecze z udziałem swojej drużyny narodowej, przez co zobaczymy tylko spotkanie Ukraina - Polska (niedziela, godz. 19). Reprezentacja Polski nie ma dziś takiego potencjału, jak 10 lat temu, gdy Wiktor Pysz przebił się z nią do światowej elity. Dlatego faworytem starcia z Ukraińcami, których sześciu graczy występuje w KHL, a trzech ma kontrakty w NHL, nie będziemy. Spotkanie to musimy śledzić jednak z uwagą, by widzieć punkt "zero", od jakiego z Polską startują Zacharkin z Bykowem. Autor: Michał Białoński