Poprzedni oficjalny mecz z Ukrainą Polacy rozegrali w maju 2022 roku w Tychach podczas MŚ dywizji 1B, gdzie dopiero po rzutach karnych (zdecydowała bramka Jakuba Bukowskiego, po dogrywce było 2:2) pokonali sąsiada ze wschodu. Później obie drużyny jeszcze zmierzyły się w Marsylii, ale ten mecz nie został zaliczony do oficjalnych statystyk, ponieważ z powodów logistycznych na miejsce dotarła jedynie część Ukraińców (Polacy wygrali 4:3). Świetnie otwarcie polskiej kadry. Bartosz Fraszko "oddał" gola koledze Reprezentacja Polski o krok bliżej igrzysk. Zaskakujące problemy, później popis Teraz stawka była jednak bardzo wysoka, jako że był nią udział na igrzyskach olimpijskich w 2026 roku. "Biało-Czerwoni" dobrze weszli w piątkowe spotkanie, stwarzając zagrożenie pod bramką Ukraińców, ale od razu nie było wymiernego efektu. W piątej minucie przed szansą stanął Bartłomiej Jeziorski, ale we własnej tercji ofiarnie interweniowali Ukraińcy i napór naszego zespołu nie przyniósł efektu w postaci gola. A kilkanaście sekund później zrobiło się gorąco pod naszą bramką, Ivan Sysak uderzał z niezłej pozycji, lecz obok bramki. W 8. minucie Polacy sforsowali defensywę rywala, a na listę strzelców wpisał się Bartosz Fraszko. 28-latek oddał precyzyjny strzał spod niebieskiej linii i zasłonięty bramkarz Bohdan Diaczenko nie miał żadnych szans. Dla Fraszki była to szósta bramka w kadrze. Następnie przed szansą stanął Krystian Dziubiński, nasz kapitan otrzymał świetne podanie, nie był pilnowany i uderzył nieźle, ale znakomicie instynktownie krążek sparował Diaczenko. Więcej z gry mieli Polacy, byli stroną przeważającą i w Sosnowcu kibice oczekiwali na drugą bramką, która dałaby więcej oddechu oraz spokoju podopiecznym Roberta Kalabera. Tymczasem też musieli się bronić, jak na sekundy przed końcem tercji, gdy Miarka świetnie rozłożył parkany i nie dopuścił do utraty bramki. Był to moment, gdy jeszcze przez niespełna pół minuty na ławce kar przebywał Radosław Galant. Trudna druga tercja, świetna kontra i egzekutorem niezawodny Marcin Kolusz W drugą tercję dobrze wszedł Miarka, będąc na posterunku, gdy w naszych szeregach obronnych szybko pojawił się błąd i Ukraińcy stanęli przed szansą, by doprowadzić do remisu. Niestety rywale szybko udokumentowali swoją przewagę, bo po upływie trzech minut, a strzelcem gola był Denis Borodaj. Ukrainiec świetnie dostawił łopatkę, zmieniając tor lotu krążka. Była to pierwsza bramka stracona dla nasz zespół w tym turnieju. W dobrym momencie Polacy uzyskali przewagę jednego zawodnika na lodzie, gdy sfaulowany został Bartłomiej Jeziorski, a na ławkę kar powędrował Jewgienij Fadiejew. Wówczas na taflę wyjechała nasza pierwsza piątka, ale niestety nie wykorzystaliśmy tej szansy. A zaraz potem z kolei Mateusz Zieliński spowodował upadek rywala i Polacy musieli bronić się w osłabieniu. Zrobiło się niebezpiecznie pod naszą bramką, jeden z Ukraińców zobaczył lukę przy słupku, ale udanie interweniował Miarka. Niestety ledwie dobiegła końca kara dla Zielińskiego, a rozpoczęła się dla Dominika Pasia, który podciął prowadzącego krążek przeciwnika, czym spowodował jego upadek. Na szczęście łącznie te cztery kolejne minuty udało się zachować czyste konto, co powinno podziałać jak dodatkowy bodziec na zespół. Następnie mieliśmy kilkuminutową przerwę w grze po tym, jak Witalij Lialka w ferworze walki z naszymi zawodnikami nabawił się rozcięcia łuku brwiowego, z którego obficie polała się krew. Sytuacja była analizowana przez sędziów, ale zakwalifikowano ją jako nieszczęśliwe zdarzenie, dzięki temu żaden z Orłów nie musiał udać się do boksu kar. Ukraińcy dominowali, ale w bardzo trudnym momencie dla siebie to Polacy wyprowadzili zabójczą kontrę. Niezawodny okazał się notujący 197. występ w kadrze 39-letni Marcin Kolusz, który na 6 minut i 15 sekund przed końcem tej tercji popisał się fantastycznym strzałem. Była to 47 bramka legendy polskiego hokeja. - Jeszcze jeden, jeszcze jeden - od razu poderwały się trybuny, bo Polacy wyszli z bardzo trudnej sytuacji, gdy inicjatywa należała do przeciwników, ale po trudnych dwudziestu minutach wynik w tej odsłonie już nie uległ zmianie. Cios w trzeciej tercji, wszystko zaczynało się od nowa Niestety szybko w trzeciej tercji Ukraińcy doprowadzili do remisu, a gola zdobył Jewhen Ratuszny. Najlepszy obrońca w szeregach rywali trafił z pierwszego krążka i wszystko zaczynało się od nowa. Znów daliśmy sobie narzucić inicjatywę, co rywale bezlitośnie wykorzystali. W kolejnych minutach oba zespoły miały swoje szanse, niektóre bardzo dobre, ale na tablicy świetlnej wciąż widniał wynik 2:2. Na 3 minuty i 30 sekund przed końcem zrobiło się niezwykle nerwowo pod naszą bramką, na szczęście nasi zawodnicy ofiarnym poświęceniem uniknęli utraty gola. Miarka miał pełne ręce i parkany roboty, o włos od gola znalazł się Borodaj, ale naruszona została nasza bramka. Sytuacja długo była analizowana, ale zakończyła się pomyślnie dla Polaków. Mocno w szeregach gości wyróżniał się Artur Czołacz, uchodzący w tej chwili za największą nadzieją hokeja w Ukrainie. W ostatnich sekundach "Biało-Czerwoni" spisali się bardzo nerwowo, zagrali na uwolnienie i mieli bulik na swojej połowie. Wygrali go Ukraińcy, ale Miarka zatrzymał strzał z ostrego kąta i oba zespoły weszły w fazę dogrywki. Starcie trzech na trzech nie wybacza błędów, dlatego emocje sięgnęły zenitu. Do boju w naszych szeregach na otwarcie dodatkowego czasu gry zostali delegowani Górny, Fraszko i Pasiut. Pierwszą szansę mieli przeciwnicy, ale bezbłędnie spisał się Miarka, zaś po chwili serię dwóch strzałów Orłów zatrzymał Diaczenko. Pięć minut emocjonującej dogrywki nie przyniosło rozstrzygnięcia i o wyniku najważniejszego meczu w tym turnieju decydowały rzuty karne. Dogrywka "na zero", szalona radość Ukraińców po rzutach karnych Pierwszy rzut karny wykorzystał Dziubiński, lecz zrobiło się nerwowo, bo sędziowie długo debatowali nad prawidłowością tej bramki. Ostatecznie uznali, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami, a kibice ryknęli z radości. W odpowiedzi skutecznie interweniował Miarka. Prowadzenia nie podwyższył Fraszko po dobrym zachowaniu Diaczenki. Następnie znów świetnie spisał się Miarka, a Wałęga spudłował. W końcu reprezentant Ukrainy doprowadził do remisu, a następnie goście za sprawą Ołeksija Worony wyszli na prowadzenie. Wszystko zależało od Grzegorza Pasiuta, który nie zdołał pokonać Diaczenki i droga do Mediolanu oraz Cortiny d’Ampezzo dla naszej kadry bardzo się wydłużyła. W niedzielę, w ostatnim dniu rywalizacji, Ukraina zagra z Estonią, a Polska z Koreą Południową. Bramki: 1:0 Kamil Górny (8), 1:1 Borodaj (23), 2:1 Marcin Kolusz (34), 2:2 Ratuszny (44), decydujący rzut karny: Worona. Kary: Polska - 6 minut; Ukraina - 2 minuty Polska: Maciej Miarka - Patryk Wajda, Kamil Górnik, Bartosz Fraszko, Patryk Wronka, Grzegorz Pasiut - Bartosz Ciura, Oskar Jaśkiewicz, Dominik Paś, Paweł Zygmunt, Kamil Wałęga - Jakub Wanacki, Paweł Dronia, Marcin Kolusz, Krystian Dziubiński, Bartłomiej Jeziorski - Mateusz Zieliński, Marcin Horzelski, Filip Komorski, Mateusz Michalski, Radosław Galant.