- Turniej w Kijowie traktujemy jako okazję do rozpoznania sytuacji, w jakiej znajduje się polski hokej, wyznaczenia punktu początkowego naszej pracy - oświadczył przed wyjazdem na Ukrainę Igor Zacharkin. Co się okazało? Coś czego można się było spodziewać: nawet najlepsze przygotowanie, najcięższe treningi, trafnie dobrana taktyka nie dadzą efektu, jeśli brakuje wykonawców. "Z próżnego i Salomon nie naleje" - to powiedzenie pasuje do tej sytuacji jak ulał. W I tercji starcia z Ukrainą zobaczyłem reprezentację grającą nadzwyczajnie - agresywnie, szybko, forczekingiem, zmuszając rywala do popełnienia błędu, po którym Dariusz Gruszka zdobył bramkę dając nam prowadzenie. Orły szły za ciosem, zmuszały rywala do faulowania. I to był pierwszy kluczowy moment - mieliśmy 11 minut gry w przewadze z rzędu, w tym 50 sekund pięciu na trzech, i nie strzeliliśmy ani jednego gola, tymczasem powinniśmy co najmniej dwa! Brakowało nam klasowych graczy, strzelców, lidera, zawodników, którzy zrobią przewagę. Ukraińcy mieli ich wielu: Ponikarowski, Fedotienko (obaj mają kontrakt w NHL), Warłamow, czy Ljutkiewicz to zawodnicy grający na co dzień na o niebo wyższym poziomie niż "Biało-czerwoni". Podkreślmy, reprezentacja Polski to reprezentacja Polskiej Ligi Hokejowej plus Adam Borzęcki z drugiej ligi niemieckiej. PLH jaka jest każdy widzi - z roku na rok coraz słabsza, w ostatnich kilku latach zbankrutowały ważne kluby, bankrutują kolejne. Bazując na niej donikąd nie dojdziemy. Lada dzień dojdzie do bezprecedensowej zmiany systemu rozgrywek w trakcie sezonu. W PLH awans do play-offu nie będzie miała pierwsza czwórka, ale tylko lider, a pozostałe zespoły zagrają przedplay-off. Problem w tym, że możemy sobie wymyślić najlepszy nawet schemat ligi, by najlepsi grali jeszcze częściej z najlepszymi, ale i tak to nie podniesie poziomu! Pamiętacie poziom ostatniego finału mistrzostw Polski Ciarko KH Sanok - Comarch/Cracovia? Szybkie 4-0, mało emocji, jeszcze mniej walki. Obiektywnie wygląda to tak, że bazując na słabej lidze nie da się podnieść na trwałe poziomu reprezentacji. Przed kwietniowymi MŚ Dywizji I B w Kijowie ratunkiem mogłoby być turnee polskiej kadry w rozszerzonym składzie np. po Rosji i ogrywanie się z silniejszymi, oswajanie się z wyższym poziomem. Rosja byłaby najlepsza, gdyż Zacharkin z Bykowem mają tam kontakty i nawet sparing w środku tygodnia z zespołem ligi KHL (w samej Moskwie są takie cztery) byłby dla naszej kadry niesamowitym doświadczeniem. Przy całym szacunku dla dotychczasowych dokonań Zacharkina, ale powinien mieć on lepsze rozeznanie wśród naszych zawodników, jeszcze więcej pooglądać meczów ligowych. Postawienie na Kamila Kosowskiego w bramce i rozbicie duetu Leszek Laszkiewicz - Damian Słaboń, który gra ze sobą od czasów juniorskich, nie posłużyło Orłom. Laszkiewicz bez Słabonia nie był tak groźny. Damian tłumaczył się kłopotami rodzinnymi - taki powód jego absencji podali też trenerzy, ale jestem dziwnie spokojny, że gdyby go na zgrupowaniu nie przesunięto do czwartej formacji, byłby w stanie pojechać do Kijowa. Co do faworyzowania Kosowskiego, Zacharkin nie jest odosobniony w forowaniu tego bramkarza. Już poprzedni selekcjoner Polaków Wiktor Pysz przekonywał mnie: - Na razie stawiam na Odrobnego, ale przyszłość należy do Kosowskiego, on jest najlepszy. W tym sezonie Kosowski zaliczył jednak w lidze tylko pięć na osiemnaście meczów i te braki w ograniu widać. Kamil ma styl, którego nie jestem zwolennikiem: jeszcze przed strzałem pada na kolana. Ukraińcy szybko to spostrzegli, więc krążek zaczęli pakować pod poprzeczkę. Jestem daleki od tego, by robić z młodego Kosowskiego kozła ofiarnego kijowskiej porażki. Żaden z pięciu goli nie był klasyczną "szmatą". Stan naszego hokeja jest jednak taki, że jeśli bramkarz nie zaliczy meczu życia w starciu z rywalami takimi, jak Ukraina, o pozytywnym wyniku możemy tylko pomarzyć. Kolejną decydującą batalię stoczymy także na Ukrainie, tym razem w Doniecku, podczas MŚ Dywizji I B (14-20 kwietnia). My z pewnością będziemy tam w pełnym składzie i wierzę, że jeszcze lepiej przygotowani. Ukraińcy niekoniecznie - NHL w końcu wznowi rozgrywki, a wtedy Ponikarowski i Fedotienko będą zajęci za oceanem. Autor: Michał Białoński