Niezwykle emocjonujący był cały mecz Polski z Japonią, ale jego końcówka wywołała u kibiców prawdziwy rozstrój nerwowy. Azjaci byli blisko wyrównania, ale to Alan Łyszczarczyk podwyższył na 2-0 po tym, jak Polska już od drugiej tercji prowadziła 1-0 po golu Arkadiusza Kostka. Polska awansowała do Dywizji IA w hokeju na lodzie W ostatnich minutach Japonia dysponowała liczebną przewagą, ściągnęła bramkarza by grać sześcioma zawodnikami w ofensywie. Te wszystkie wysiłki spełzły jednak na niczym, między innymi dzięki postawie polskiego bramkarza Johna Murraya, który zachował czyste konto. Równo z końcową syreną Polacy wpadli w euforię. Po latach przerwy będą mogli bowiem zagrać na zapleczu światowej Elity. Tradycją podczas hokejowych mistrzostw świata na różnym poziomie jest niezwłoczne odegranie hymnu narodowego zwycięskiej ekipie. "Biało-Czerwoni" pragnęli tego i zgromadzili się na linii niebieskiej objęci w geście jedności. Japończycy postąpili podobnie, chcąc oddać rywalowi szacunek. Komplet publiczności na hali oczekiwał na moment pierwszych dźwięków "Mazurka Dąbrowskiego" i... Wtedy przez mikrofon odezwał się spiker, który zaczął zapraszać na lód przedstawicieli województwa śląskiego, prezesa i przedstawicieli Polskiego Związku Hokeja na Lodzie. Organizatorzy zaczęli rozwijać dywan na tafli i wchodzić na lodowisko, pojawił się na nim między innymi prezes Mirosław Minkina. Czytaj także: Japoński bramkarz zdumiał kibiców. "Co to za dziwadło" Sytuacji dziwili się komentatorzy "TVP Sport", a kamera pokazująca twarze polskich zawodników także uchwyciła kilka zdezorientowanych spojrzeń polskich hokeistów. Dekoracje i wręczanie nagród zazwyczaj mają miejsce już po hymnach, a takie kończące turniej dopiero po ostatnim meczu mistrzostwa (w tym przypadku Ukraina - Estonia, który początek ma o godzinie 20). Tym razem było inaczej, ale na szczęście tuż po chwili zreflektowano się i na Stadionie Zimowym w Tychach rozbrzmiał hymn Polski.