- Po prostu wróciliśmy do swojej gry, no i przede wszystkim poprawiliśmy skuteczność, to nas dźwignęło - tak Mikołaj Łopuski tłumaczył przemianę polskich hokeistów na MŚ w Katowicach. Po dwóch porażkach w marnym stylu, we wtorek Orły wygrały ze Słowenią 4-1.
Interia: Jak to możliwe, że w ciągu jednego wolnego dnia przeszliście taką przemianę?
Mikołaj Łopuski, napastnik hokejowej reprezentacji Polski: - Przeanalizowaliśmy pewne sytuacje, porozmawialiśmy sobie konstruktywnie i szczerze mówiąc, cały czas wierzyliśmy w to, że jeszcze nic straconego, nie załamaliśmy się. Po prostu wróciliśmy do swojej gry, no i przede wszystkim poprawiliśmy skuteczność, to nas dźwignęło. Super bronił Rafał Radziszewski. Pomagał nam i dodawał pewności siebie. Cóż, wszyscy zagrali bardzo odpowiedzialnie z tyłu. Dlatego taki wynik.
Widać było, że w przeciwieństwie do wcześniejszych meczów, nie czekacie na rywala we własnej tercji, tylko odważnie atakujecie. Jak to się stało, że po dwóch słabych meczach, w ciągu jednego dnia odzyskaliście taką pewność siebie?
- Naprawdę ciężko mi odpowiedzieć. Może właśnie ta trudna sytuacja tak nas zmotywowała, bo nie ma co ukrywać - po dwóch meczach było ciężko.
Czuliście szczególną presję przed mistrzostwami w Katowicach?
- Na pewno. Może każdy za bardzo chciał i dlatego nie wychodziło. W meczu ze Słowenią zagraliśmy już spokojniej. Presja z nas spadła. Mecz ułożył się po naszej myśli, pierwsi strzeliliśmy gola.
Z drugiej strony, przez serię kar, prawie przez pół pierwszej tercji graliście w osłabieniu.
- Tak, ale wytrzymaliśmy. Każdy grał z pełnym poświęceniem. Patryk (Wajda - przyp. red) przypłacił to kontuzją. Lepsza skuteczność dodała nam pewność siebie, że Słoweńcy wcale nie są od nas dużo lepsi.
Lepiej było też z motoryką. Czuliście się świeżsi, szybsi?
- Było lepiej.
Nie obawialiście się po dwóch tercjach, że możecie nie wytrzymać wysokiego tempa?
- Nie. Każdy jest przygotowany zarówno mentalnie, jak i fizycznie.
Strzeliłeś kapitalnego gola, niemal z zerowego kąta.
- Chciałem zmieścić krążek między słupkiem a bramkarzem, albo nabić bramkarza, ale krążek wpadł bezpośrednio.
Trener Jacek Płachta zrobił rewolucję w formacjach. Nie czuliście niepewności, jak wyjdzie eksperyment?
- Myślę, że było to potrzebne, żeby dać każdemu impuls. Jesteśmy drużyną, jesteśmy rodziną, więc nikt się nie obraża, tylko pracuje na wynik i poświęca się dla dobra zespołu.
Rozmawiał Mirosław Ząbkiewicz, Katowice