Koreańczycy definitywnie wybili nam z głowy marzenia o awansie. Wszystko wskazuje, że czeka nas ciężka walka o utrzymanie aż do ostatniego meczu mistrzostw. Po porażce z Włochami 1-3 nasz zespół musiał pokonać Koreańczyków, aby ze spokojem przygotować się do starć z najsilniejszymi zespołami. Korea jest jedynym zespołem na MŚ w Katowicach zajmującym niższe miejsce w rankingu IIHF od "Biało-czerwonych", ale w sobotę sensacyjnie prowadziła z Austriakami 2-0. Przegrała po karnych, ale pokazała, że nie ma zamiaru pełnić roli dostarczyciela punktów. Nasz zespół wzmocnił Adam Borzęcki. Doświadczony obrońca przyjechał do Katowic po zakończeniu boju w finale zaplecza niemieckiej ekstraklasy (jego Bietigheim Steelers przegrał w finale 2.DEL z Kassel Huskies). Trener Jacek Płachta wstawił go do drugiej obrony. Nasi hokeiści byli wolniejsi od Włochów i przed meczem z Koreą były obawy, czy to jedynie kwestia dyspozycji dnia, czy też nasz zespół potrzebuje jeszcze czasu, aby odzyskać świeżość. Koreańczycy bazują na szybkości, ale w pierwszej tercji nie odstawaliśmy od nich pod tym względem. "Biało-czerwoni" lepiej konstruowali akcje, grali składniej, choć statystyka strzałów długo przemawiała za rywalami. Po strzale Patryka Wronki obronionym przez Matta Daltona, to Azjaci dochodzili do groźniejszych okazji. Przycisnęliśmy dopiero, gdy jeden z rywali faulem powstrzymał szarżującego pod bandą Macieja Urbanowicza i mogliśmy atakować w przewadze. W 15. minucie świetną kontrę wyprowadziła trzecia formacja, jednak Dalton obronił strzał Mateusza Bryka. Najbliższy zdobycia gola w pierwszej tercji był Aron Chmielewski po akcji Mikołaja Łopuskiego i podaniu Grzegorza Pasiuta, lecz kapitalnie interweniował koreański bramkarz i zablokował krążek parkanem. Obronił siedem strzałów w pierwszej części, dokładnie tyle samo co Przemysław Odrobny. "Wiedźmin" uratował nas krótko przed przerwą, gdy w okienko celował Ku Don Lee. Polscy hokeiści od początku drugiej tercji ruszyli do ataku, ale zupełnie nie kontrolowali rywali we własnej tercji. Koreańczycy byli bezkarni i błyskawicznie wykorzystali szansę. Michael Swift w ciągu niespełna trzech minut dwukrotnie pokonał “Wiedźmina". Nasz bramkarz był bez szans, bo jego koledzy dali się zahipnotyzować Azjatom. O ile wcześniej nie ustępowaliśmy rywalom pod względem szybkości, o tyle od połowy drugiej tercji to Koreańczycy dyktowali warunki, a przecież to nasz zespół miał kilka godzin więcej na regenerację sił. Skórę ratował nam Przemek Odrobny. W 36. minucie na ławkę kar odesłany został Adam Bagiński i w ciągu dwóch minut Koreańczycy oddali aż sześć strzałów! Potrzebowaliśmy szybkiego gola i niewiele brakowało, a zdobyłby go Chmielewski po zagraniu Łopuskiego zza bramki, ale Dalton nie dał się pokonać. Po chwili nasz napastnik trafił na ławkę kar po kuriozalnej decyzji sędziego i zamiast atakować, trzeba było się bronić. W 49. minucie gola sprezentował nam jeden z rywali podając krążek Grzegorzowi Pasiutowi przed swoją bramką. Zatliła się nadzieja na powtórkę z sobotniego meczu Korea - Austria, ale już po chwili Swift nieatakowany wjechał z krążkiem w naszą tercję i idealnym strzałem w "okienko" podwyższył na 3-1. 132 sekundy przed końcem mieliśmy bulik w tercji rywali, trener Jacek Płachta poprosił o czas i wycofał bramkarza. Odrobny wrócił na chwilę na lód, a gdy zjechał po raz drugi, Sangwook Kim trafił do pustej bramki i odebrał nam resztki nadziei.... Kliknij i czytaj dalej!