Interia: Co się stało? Nie tak miał wyglądać twój powrót do reprezentacji Polski. Adam Borzęcki, obrońca hokejowej reprezentacji: Dokładnie, inaczej sobie to wyobrażałem. Walczyliśmy, jak mogliśmy, mieliśmy swoje szanse, zwłaszcza w pierwszej tercji, ale ich nie wykorzystaliśmy. W hokeju jak się nie strzela goli, to się je traci. Dostaliśmy jednego, potem drugiego. Nie wiem czy przypadkowe, czy nie. Trzeba mieć też trochę szczęścia. Ja sam mogłem strzelić na 2-3 i mogliśmy jeszcze wygrać. Nie do bramki nie wpadało wczoraj chłopakom, podobnie było dzisiaj, ale turniej się jeszcze nie kończy. - Mamy jeszcze trzy mecze i wszystko jest możliwe. Stawka na turnieju jest wyrównana. Widzieliśmy, jak Austria się męczyła wczoraj w starciu z Koreą. My się nie poddajemy. Teraz się czujemy beznadziejnie, wiadomo, ale zamierzamy przygotować się dobrze do następnego meczu. Jak się czujesz fizycznie po ciężkich play-offach w 2. Bundeslidze i porażce do zera w ich finale? - Szczerze mówiąc, nie chciałbym mówić o tym jak się czuję. Jak już byłem na lodzie, to próbowałem pomóc chłopakom z przodu. Usiłowaliśmy strzelić pierwszą, czy drugą bramkę. Robiliśmy bardzo krótkie zmiany, po 30 sekund. Zaczęliśmy na ośmiu obrońców, ale drugą fazę meczu graliśmy na czterech, jak grałem w dwóch formacjach. Nie czułem się na tyle zmęczony, żeby przestać tak często wychodzenia na lód i powiedzieć, że nie dam rady. Nie wyszło, co zrobić. Chcieliśmy bardzo, ale nie daliśmy rady. Brakuje nam szybkości? Koreańczycy byli dużo szybsi. - Nie wiem jak z szybkością reszty zespołu, ale ja wiem, że muszę z tym trochę uważać. W moim wieku nie jest z tym najlepiej, a przy zmęczeniu to jeszcze byłby problem. Wiem, że chłopaki dawali dzisiaj z siebie wszystko, ale nie wiem jak wygląda ta reprezentacja na świeżości, przy mniejszym zmęczeniu. To nie mnie się wypowiadać na ten temat. Walczymy dalej. Pierwsza tercja była najbardziej optymistyczna. Podałeś na skrzydło do Łopuskiego, on do Arona Chmielewskiego i o mały włos nie wyszliśmy na prowadzenie. Ale im dalej w las tym ciemniej. - W pierwszej tercji nasza gra rzeczywiście wyglądała najlepiej, później mieliśmy też parę sytuacji, można było je wykorzystać. W hokeju bez skuteczności ciężko coś wskórać. Tu się nie wygrywa po 1-0. We wtorek gramy z bardzo groźną Słowenią. Widziałeś ją w akcji? - Nie, jeszcze nie. Widziałem kawałek wczorajszego meczu Austriaków, którzy męczyli się z Koreą. Grupa jest wyrównana. Można wygrać i przegrać z każdym. Tym bardziej nie ma co się załamywać. Na koniec może się ułożyć jeszcze tak, że przyjdzie nam grać o to, o czym marzyliśmy na początku. W "Spodku" rozmawiał Michał Białoński