Polscy hokeiści rozpoczynają walkę o awans na igrzyska w południowokoreańskim Pjongczangu, które rozpoczną się dokładnie za dwa lata. O tym, które drużyny uzupełnią grono najlepszych, przekonamy się 4 września po zakończeniu trzech finałowych turniejów kwalifikacyjnych. Żeby wywalczyć awans do decydującej rundy eliminacji, nasza reprezentacja musi wygrać turniej, który od czwartku do niedzieli rozgrywany będzie w Budapeszcie. "Biało-czerwonych" (22. miejsce w rankingu) czekają mecze z Estonią (28.), Litwą (25.) i Węgrami (19.). Interia: Na pierwszy plan wysuwa się mecz z głównymi faworytami Węgrami, ale nie można zapominać, że ostatnie spotkania zarówno z Estonią, jak i Litwą były dla nas bardzo ciężkimi przeprawami. Krzysztof Zapała, środkowy hokejowej reprezentacji Polski: - Dokładnie. Dlatego nastawiamy się na trzy mecze, a nie tak jak się spekuluje, że chodzi tylko o finał z Węgrami. Najpierw trzeba do niego dojść. Szykujemy się na trzy ciężkie mecze, z których każdy musimy wygrać. Co do Węgrów, to świeżo mamy w pamięci przegrany mecz o awans do elity podczas kwietniowych mistrzostw w Krakowie. - W przekroju całego spotkania nie byliśmy lepszą drużyną. Nie pokazaliśmy wszystkiego, na co nas stać. Chyba byliśmy też trochę zestresowani tym, że awans był na wyciągnięcie ręki. Jak trzeba z nimi zagrać? - Nie chodzi o otwarty hokej, ale musimy zagrać pewniej. Nie jest to rywal z tak wysokiej półki, żebyśmy nie mieli szans sobie z nim poradzić. Pokazała nam to choćby końcówka ostatniego meczu. Od kilku lat krok po kroku idziecie do przodu. Teraz zagracie z Węgrami na ich terenie, to oni są faworytami, ale z drugiej strony jesteście bogatsi o kolejne doświadczenia i awans wcale nie jest poza zasięgiem. - Jak najbardziej. Cały czas uczymy się hokeja i próbujemy dogonić wyżej sklasyfikowane zespoły. Staramy się podnosić swoje umiejętności i poziom całego polskiego hokeja. Wiadomo, że nie da się od razu toczyć wyrównanych bojów ze światową czołówką, ale chcemy wygrywać z takimi rywalami jak: Białoruś, Węgry, Włochy czy Francja. Wiemy, gdzie jest polski hokej i razem z trenerem Płachtą, całym sztabem, kapitanem staramy się to zmienić. Jak oceniasz nasze szanse w Budapeszcie? - Mimo wszystko sądzę, że losy awansu powinny rozstrzygnąć się w meczu z Węgrami, a szanse oceniam pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Węgrzy są faworytami z tego tytułu, że są gospodarzami. Ostatni mecz z nami wygrali, więc mają przewagę psychologiczną, ale ja wierzę w swoją drużynę. Szkoda, że zabraknie Adama Borzęckiego, ale mimo wszystko konkurencja o miejsce w składzie jest chyba największa od lat? - To jest właśnie to, o czym mówiłem wcześniej - poziom naszego hokeja się podnosi i dzięki temu trener ma większy zgryz przy wyborze ostatecznej kadry. Z tego co pamiętam, cztery - pięć lat temu skład raczej zawsze był ustalony, a teraz nie ma pewniaków. Odczuwacie to podczas zgrupowania? - Sam widzę to po sobie, ale jest to zdrowa rywalizacja i tak powinno być. Życzmy sobie, żeby nie było nas trzydziestu tylko sześćdziesięciu, stu czy dwustu. Wtedy poziom będzie poprawiał się w szybszym tempie niż teraz. Za wami 42 mecze w lidze, do tego większość z was rozegrała jeszcze kilka w reprezentacji. Na zgrupowaniu pracowaliście bardziej nad taktyką czy jeszcze przycisnęliście? - Pocisnęliśmy jeszcze trochę. Myślę, że teraz będzie czas na nabranie świeżości, ale jeśli chodzi o trenera Jacka Płachtę, to wszystkie przygotowania są intensywne. Rozmawiał Mirosław Ząbkiewicz