- Jako Polski Związek Hokeja na Lodzie zrobiliśmy wszystko, na co było nas stać, aby kadra miała jak najlepsze warunki przygotowań. Zabrakło niewiele, odrobiny szczęścia, które uśmiechnęło się do Rumunów - dodał. Porażka z Rumunią była dla Polaków jedyną podczas rozgrywanych w stolicy Estonii mistrzostw świata Dywizji 1B. Prowadzeni przez Tomasza Valtonena Polacy wygrali cztery spotkania (z Holandią, Ukrainą, Estonią i Japonią), zdobyli tyle samo punktów (13) co Rumuni, ale to rywale cieszyli się z awansu. Rok wcześniej reprezentacja Polski prowadzona przez Kanadyjczyka Teda Nolana na turnieju w Budapeszcie opuściła Dywizję 1A. Krótko potem związek zdecydował o zatrudnieniu w miejsce Nolana urodzonego w Polsce Tomasza Valtonena. Fin równolegle prowadził TatrySki Podhale Nowy Targ w ekstralidze. Spadek zbiegł się z ujawnieniem problemów finansowych związku. W lutym 2018 zrezygnował prezes federacji Dawid Chwałka, PZHL miał problem z rozliczeniem dotacji z Ministerstwa Sportu i Turystyki. Podczas czerwcowego zjazdu okazało się, że miał ok. 16 mln zobowiązań. - Przez miniony rok z jednej strony musieliśmy drastycznie oszczędzać, walczyć o przetrwanie, z drugiej - zapewnić normalne funkcjonowanie pięciu reprezentacji, które przygotowywały się i uczestniczyły w swoich turniejach mistrzostw świata. Kobieca kadra poleciała na MŚ do Pekinu tydzień przed zawodami, by się zaaklimatyzować. Nasze hokeistki, nie uznawane za faworytki, do ostatniego meczu walczyły o awans - dodał Walczak. Przypomniał, że trener Valtonen od początku swej pracy z kadrą zmagał się z konfliktem między grupą zawodników a PZHL. Część kadrowiczów domagała się wypłat pieniędzy, obiecanych przez poprzedniego prezesa. Aktualne władze nie widziały do tego podstaw. W efekcie selekcjoner nie miał w trakcie sezonu do dyspozycji wszystkich potencjalnych kadrowiczów. - Wydawało nam się, że gra w reprezentacji Polski na turnieju EIHC w Gdańsku czy na MŚ to dla każdego zawodnika splendor, możliwość pokazania się w rywalizacji międzynarodowej, słowem - coś ważnego, co pozwala wznieść się ponad finansowy spór, którym obecnie zajmują się prawnicy obu stron. Okazało się, że jest inaczej, co oczywiście nie zmienia faktu, że wynik sportowy z Tallinna trudno uznać za zadowalający - ocenił wiceprezes. Na mistrzostwa nie przyjechał grający w zespole mistrza Czech Ocelarzi Trzyniec Aron Chmielewski. Finał play off pokrywał się z MŚ, a dodatkowo zawodnik podczas finiszu sezonu został ojcem. Bezpośrednio po zakończeniu estońskiego turnieju o przyszłość Valtonena dziennikarze pytali samego zainteresowanego i prezesa związku Mirosława Minkinę. - Nie wiem, czy będę pracował w kolejnym sezonie z kadrą i nie wiem, czy tego chcę, ale na pewno będziemy rozmawiać - na gorąco mówił Fin, który po wakacjach będzie pracował w drugiej lidze niemieckiej (DEL2). Minkina również uzależniał decyzję od rozmów z selekcjonerem. Wiceprezes Walczak podkreślił, że związek jest otwarty na współpracę ze wszystkimi środowiskami hokejowymi. - Wyjście z dołka, w jakim się znaleźliśmy, jest w naszym wspólnym interesie. Spotykamy się z krytyką naszych działań i to jest normalne, bo każdy ma prawo do własnego zdania. Warto jednak zawsze zauważyć warunki, w jakich funkcjonujemy. Chcemy za rok zorganizować seniorskie MŚ Dywizji 1B w Polsce i oczywiście powalczyć w nich o awans. Zgłosiliśmy też kandydaturę Polski do przeprowadzenia trzech innych turniejów mistrzowskich, decyzje w tych kwestiach zapadną niedługo - stwierdził Walczak. Zauważył, że PZHL jest krytykowany m.in. za pozyskiwanie środków dla dyscypliny. - Biorąc pod uwagę stan finansów związku rok temu i fatalny wizerunek polskiego hokeja po zeszłorocznym spadku zespołu seniorów, zrobiliśmy naprawdę dużo. Porozumieliśmy się z częścią wierzycieli, poważnie zredukowaliśmy koszty funkcjonowania federacji, znaleźliśmy sponsorów m.in. na listopadowy turniej EIHC w Gdańsku. Dzięki naszym staraniom znalazła się firma bukmacherska wspierająca funkcjonowanie PHL - powiedział. Zaznaczył, że poważną pozycją w budżecie związku jest zakup sprzętu. - Hokej nie należy do dyscyplin tanich. Zapewne niewielu kibiców zdaje sobie sprawę z tego, ile to kosztuje. Na przykład kompletne wyposażenie bramkarza wiąże się z wydatkiem ok. 30 tysięcy złotych - dodał Walczak. Przypomniał, że związek prowadzi od 25 lat szkołę mistrzostwa sportowego. We wrześniu naukę rozpocznie 45 pierwszoklasistów. Jego zdaniem wyjście polskiego hokeja na prostą nie jest możliwe w krótkim czasie. - Jasno trzeba sobie powiedzieć - zapaść była poważna i to na kilku frontach. Na marginesie, turniej w Tallinnie, stolicy niespełna półtoramilionowej Estonii, rozgrywany był w hali mającej trzy lodowiska, 12 szatni, 13 lóż biznesowych, sześć tysięcy miejsc na widowni. Poczuliśmy ukłucie zazdrości, ale i zobaczyliśmy, ile pracy nas czeka. My od kilku już lat optujemy za budową Centrum Lodowego. Miejsca, gdzie swój poziom mogliby podnosić zarówno hokeiści, jak i łyżwiarze figurowi, czy też curlerzy. Idealną lokalizacją byłyby Katowice lub Warszawa - podsumował Robert Walczak. Piotr Girczys