Zygmunt podkreślił, że nie miał dylematów, czy wybrać łyżwy hokejowe, czy panczeny. "W Krynicy nie ma toru do jazdy szybkiej, więc od małego byłem skazany na hokej" - powiedział. Hokejowe geny też ma bardzo silne. Jego dziadek Ryszard Bialik był znakomitym zawodnikiem KTH Krynica i GKS Katowice, a potem pracował jako trener m.in. Cracovii. Z kolei mama Pawła - Katarzyna - to była międzynarodowa sędzia hokejowa. Ojciec "Zigiego" zaznaczył, że nie miał pokusy, aby syna przekonywać do łyżwiarstwa szybkiego. "Jestem człowiekiem, który poważnie podchodzi do pewnych spraw. Żeby trenować jakikolwiek sport, trzeba mieć obok swojego domu odpowiedni obiekt. Mieszkając w Krynicy-Zdroju i pochodząc z hokejowej rodziny syn nie miał problemów z wyborem. Ta dyscyplina bardzo mi się podoba i sam, gdybym nie był panczenistą, to trenowałbym hokej i zostałbym jakimś lodowiskowym +kilerem+" - zażartował Paweł Zygmunt senior. Już w wieku 15 lat "Zigi" wyjechał na rok do niemieckiego Weisswasser, gdzie trenował w młodzieżowym zespole. "Tam ukończyłem gimnazjum, ale potem zdecydowałem się wrócić do Polski i grać, a także uczyć się w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu" - przypomniał. Już wtedy pojawiła się pierwsza oferta z Litvinova. "Byłem na kilku treningach. Już wtedy mogłem tam zostać, ale dla mnie wtedy bardzo istotna była szkoła. Nie ma co się oszukiwać - maturę trzeba po prostu mieć. Gdy ją zdałem, to miałem już wolną głowę i można było się ruszyć z Polski" - tłumaczył Zygmunt. W dorosły hokej wszedł w Cracovii, której barw reprezentował przez dwa lata. W minionym sezonie stał się już kluczowym graczem i walnie przyczynił się do wywalczenia wicemistrzostwa Polski. Gdy ponownie pojawiła się oferta z Czech, nie miał wątpliwości, że trzeba z niej skorzystać, zwłaszcza że klub z Litvinova słynie z bardzo dobrej pracy z młodzieżą, m.in. może pochwalić się największą liczbą wychowanków, którzy trafili do zespołów NHL. "Nie było się czego bać. Wiedziałem, że mam jakieś umiejętności. Na pewno to była dobra decyzja. Cieszę się, że dostałem taką szansę, bo hokeiście nie jest łatwo wyjechać z Polski do dobrej ligi" - zauważył Zygmunt, który musiał jeszcze pokazać, że warto na niego postawić. "Najpierw miałem podpisany kontrakt tylko na okres letnich przygotowań, choć umowa na cały sezon, z możliwością przedłużenia jej o kolejne dwa lata, czekała gotowa" - wspomniał. Ojciec hokeisty nie ma najmniejszych złudzeń, że decyzja o wyjeździe z Polski była słuszna i została podjęta w najbardziej optymalnym momencie, choć nazywa to "rzuceniem się na głębokie wody, a nawet oceany". "Mój syn jest jeszcze relatywnie bardzo młodym zawodnikiem, jeśli chodzi o seniorski hokej, a czeska liga jedną z najlepszych w świecie. Gdy ma się w niej dobre statystki, to potem można iść wszędzie. W przypadku syna chodziło o to, aby trafić do kraju z prawdziwą hokejową kulturą. W Czechach działa około 300 menedżerów i drugie tyle skautów najlepszych klubów, w tym tych zza oceanu. A polska liga jest kompletnie nieznana zagranicą" - uważa Zygmunt-senior, który przyznał, że on i jego żona nie mieli żadnych obaw przed przeprowadzką syna do innego kraju. "Poradził sobie w Niemczech w wieku 15 lat i to bez żadnego opiekuna, więc teraz to już jest tylko zabawa" - powiedział. Zdaniem Zygmunta jr. trudno nawet porównywać popularność hokeja w Polsce i w Czechach. "Tu panuje pełen profesjonalizm. Cały dzień mamy dokładnie zaplanowany. Jemy wspólnie śniadania i obiady. Gdy porównuję sobie to z Cracovią, to można powiedzieć, że hokeiści w Czechach są tak traktowani, jak piłkarze w Polsce. W Krakowie na nasze mecze przychodziło po pięćset osób, a tutaj bywa po kilka tysięcy. W takiej atmosferze gra się zupełnie inaczej. W Czechach hokej to sport narodowy" - nie ma wątpliwości. Na początku grudnia w Litvinovie doszło do zmiany trenera. Z funkcji tej zrezygnował jeden z najlepszych hokeistów w historii czeskiego hokeja, złoty medalista olimpijski z Nagano Jirzi Szlegr i zastąpił go Vladimir Kyhnos. Po tej roszadzie Zygmunt na jakiś czas stracił miejsce w składzie. "Rywalizacja jest bardzo ostra. Nowy trener powiedział mi, że na razie nie będzie mnie wystawiał, ale się tym nie przejmuję. Wiem, że muszę cały czas pracować, czekać na swoją szansę, a potem ją optymalnie wykorzystać. Rotacja w składzie jest tutaj cały czas" - wyjaśnił. Zygmunt jest jednym z dwóch Polaków w czeskiej ekstralidze. Od kilku sezonów barw Ocelarzi Trzyniec broni Aron Chmielewski, który trafił tam także dzięki udanym występom w Cracovii. Jemu też na początku trudno było przebić się do składu. Odsyłano go do klubów farmerskich z niższych lig, jednak w końcu stał się ważnym ogniwem zespołu, a wiosną świętował z kolegami mistrzowski tytuł. "Aron też miał ciężkie chwile. Potrzebował dwóch, trzech lat, aby zbudować swoją pozycję i w końcu mu się udało. Mam nadzieję, że mi uda się jeszcze szybciej i już niedługo będę regularnie grał" - zadeklarował. Zygmunt-senior ma świadomość, że jego syna czeka trudna droga na szczyt. "Oczywiście nie jest łatwo, ale tego się spodziewaliśmy. Dla Arona Chmielewskiego pierwsze trzy lata w Czechach, to była droga przez mękę, ale w końcu mu się udało. On wyjechał do tej ligi, gdy miał 23 lata, a syn ma teraz 20 i to jest jego przewagą" - podkreślił. Adaptacja w Czechach nie sprawiła 20-letniemu hokeiście problemów. "Szczerze mówiąc nie widzę różnicy pomiędzy życiem w Polsce a w Czechach. Mam wszystko, czego mi potrzeba. Skupiam się tylko i wyłącznie na hokeju, bo po to tutaj przyjechałem. Inne sprawy za bardzo mnie nie interesują. Litvinov to spokojne, niewielkie miasto. Podobne do mojej Krynicy-Zdrój. Z językiem też nie mam problemów. Nie biorę lekcji czeskiego. Po prostu nowe słowa same wpadają do głowy" - przyznał. Wiosną był w szerokiej kadrze Polski na mistrzostwa świta Dywizji 1B, ale ostatecznie na turniej do Estonii nie pojechał. Teraz ma duże szanse, aby znaleźć uznanie w oczach selekcjonera Tomasza Valtonena i zagrać w kwietniu w imprezie tej samej rangi w katowickim Spodku. "Dla mnie to zaszczyt reprezentować kraj. Gra w kadrze to coś zupełnie innego niż w klubie. Wierzę, że mam szansę. Fajnie byłoby usłyszeć doping polskich kibiców" - przyznał. Rodzina Zygmuntów miała okazję spotkać się w komplecie podczas świąt, choć Paweł już w Boże Narodzenie musiał wracać do Czech. "To będzie pierwszy raz od początku sezonu, gdy spędzi w domu cały... dzień" - nadmienił Zygmunt senior, który liczy, że także jego dwaj młodsi synowie zostaną sportowcami. "12-letni Franek trenuje hokej w KTH, a dwa lata młodszy Albert ćwiczy też piłkę nożną. Był już nawet zaproszony na testy do Cracovii, nastrzelał tam parę bramek. Ma zacięcie do sportu" - przyznał z dumą czterokrotny olimpijczyk, 40-krotny mistrz Polski, trzykrotny medalista mistrzostw świata i Europy w łyżwiarstwie szybkim. Autor: Grzegorz Wojtowicz